American Gay College [2]: naga impreza

Po meczu napięcie między seksownymi zawodnikami sięga zenitu. W jaki sposób chłopaki je rozładują? Czy udźwigną ciężar swoich sekretów?

Kontynuacja części pierwszej pt. treningi rozkoszy.

Po wielkich bojach i długich wysiłkach, ostatecznie mecz wygrali Oprawcy.

Radości nie było końca. Z boiska i światła reflektorów przeniosła się ta euforia pod prysznice, gdzie zrealizowała się w naturalny sposób piękną orgią spontanicznej masturbacji.


Kafle spłynęły spermą.


- Czy można świętować w przyjemniejszy sposób? - zapytał Martin, podchodząc do Teo z zamiarem przytulenia go. Ten jednak odepchnął go:

- Niech trener cię przytula - odparł Teo, mrużąc oczy.

Martin zmarszczył czoło:

- O co ci chodzi?

- Nie udawaj. Widziałem, co robiliście.

Martin zbladł:

- To nie tak, jak myślisz...

Teo jednak nie miał ochoty słuchać wytłumaczeń. Wyszedł z szatni. Martin nie miał już ochoty na dalsze świętowanie.

***

Po powrocie Oprawców do kampusu, Trener Brian czym prędzej udał się do akademika.

Wszedł do pokoju i ujrzał, jak Tom na środku ich małżeńskiego łoża posuwa Alana.


Pomimo iż ten był w trakcie kolejnego orgazmu, zwinął się w panice w kłębek i zakrył morką od spermy, potu i lubrykantów kołdrą:

- Już jesteś?

Brian i Tom zachowali jednak zadziwiający spokój. Trener podszedł do kuriera:

- Ile to będzie?

Tom szybko przeliczył coś w myślach:

- No... jakieś 1200 dolców.

- Sporo - Brian odparł beznamiętnie, sięgając po portfel. - Ale pewnie miałeś sporo roboty z nim - spojrzał chłodno na Alana.

A ten patrzył na wszystko w głębokim szoku:

- Co to ma znaczyć?

Tom chwycił plik banknotów i zaczął się ubierać. Jego masywna erekcja utrudniała mu założenie spodni, ale udało się. Wyszedł.

Brian usiadł obok Alana na mokrym od wydzielin łóżku:

- Kochanie, spokojnie. Musiałem to zrobić.

- Wynająłeś mi jebakę pod twoją nieobecność?! Dlaczego?

- Obaj wiemy, że potrzebujesz codziennego analu - mówił spokojnie Brian. - Wolałem podesłać ci kogoś, kogo znam. Komu ufam. Kto będzie cię zaspokajał w bezpieczny sposób, pod kontrolą. Dobrze i konkretnie. Więc wysłałem Toma. To mój były. Chodziliśmy ze sobą na studiach.


Wiedziałem, że jest spektakularnym jebaką.


Poprosiłem go po przyjacielsku. Przy piwie. Zgodził się, ale też potrzebował kasy. To lepsze rozwiązanie, niż miałbyś trafić na kogoś przypadkowego, kto mógłby ci zrobić krzywdę.

Alan nie mógł wyjść z osłupienia:

- Więc to ty sam przysłałeś te litry lubrykantów. Z góry założyłeś, że cię zdradzę? Po prostu brak słów! - Alan zerwał się z łóżka i zaczął zbierać swoje ubrania w pośpiechu: - Zrobiłeś ze mnie zdrajcę i kurwę! Wychodzę.

- Zaczekaj - Brian próbował go zatrzymać, ale Alan wybiegł nago, trzymając pod ręką tylko zwój swoich ubrań. Trzasnął drzwiami.

***

Wieczorem w akademiku rozpoczęła się impreza - ku uczczeniu wielkiego zwycięstwa Oprawców.


W wyciemnionym holu głośna muzyka uderzała w rozweselony tłum studentów, którzy przyszli podziwiać swoich herosów, wiwatować na ich cześć, tudzież zmacać tyle, ile pozwolą.


Wśród nich bawili się także Aaron, Leo, Martin, Teo, Julian i Archie.

Piwo lało się litrami, szał rozbestwiał się, nagość świeciła coraz częściej.

Nagle muzyka urwała się, a tłum rozstąpił się.

Pojawił się szczupły, młody i elegancko ubrany rudy chłopak z bujną czupryną. Pewnym krokiem wszedł na środek sceny.

- Zach - warknął Aaron. - On zawsze musi wszystko zjebać.

Zach chwycił mikrofon:

- Najmocniej przepraszam, że przerywam - zmartwił się nieszczerze. - Wiem, że Oprawcy dali z siebie wszystko i wygrali. I że nie jest to najlepszy moment, ale... ups. Musicie przyjąć na swoje umięśnione klaty smutną wiadomość.

Zapadła całkowita cisza.

- Mój ojciec wycofuje się z finansowania waszej drużyny.

Rozległo się buczenie.

- Nie wierzę - szepnął do siebie Leo.

Martin spojrzał na resztę chłopaków. Ci kiwali głową z niedowierzaniem. Teo zmarszczył brwi.

- Ale... - kontynuował Zach. - ... sprawa nie jest przesądzona. Ogłaszam konkurs. Wierzę, że wam się spodoba.

W tle Zacha dwóch osiłków z jego ochrony wniosło na scenę wielki, zdobiony, skórzany fotel oraz stolik, na którym postawili walizkę.

- W tej niepozornej walizce znajduje się 10 000 dolarów w gotówce - Zach podszedł do stolika, otworzył walizkę i pokazał, że faktycznie wypełniona jest plikami banknotów. - Pieniądze te zgarnie ten, kto zrobi mi... lepszego loda.

Po szali przebiegł szmer wzburzonych rozmów.

- Co więcej, musi zgłosić się minimum trzech zawodników. Inaczej nie tylko nikt nie wygra, ale też przepadnie wasze finansowanie. Więc jak? Kto się zgłasza? - zapytał Zach, zasiadając na fotelu.

Przez dłuższy moment nikt nie odważył się wyjść z tłumu.

- No dalej, długo mam czekać? - popędzał Zach.

Martin spojrzał przepraszająco i błagalnie na Teo. Zaczął iść w jego kierunku z nadzieją, że uda mu się wyjaśnić to, że poszedł w anal z trenerem. Teo to zauważył i natychmiast podniósł rękę:

- Ja się zgłaszam! - zmrużył oczy, patrząc na Martina. Wszystkie oczy skierowały się na jego osobę.  - Ja chętnie ci obciągnę.

Martin zmartwił się i zamarł. Wiedział już, że to zemsta.

Wtem rękę podniósł też Leo. Nie uszło to uwadze Aarona, który także się zgłosił - patrząc na swojego rywala ze złością.

- Robię to dla drużyny. Jeśli chcesz się odegrać za Archiego... - zaczął Leo.

- Tak. I to właśnie zrobię - uciął Aaron.

- Jupi! Zatem mamy komplet. Chodźcie do mnie, wy moje mordki - skomentował Zach. - Niech zabawa się zacznie!

***

Alan siedział nago na środku swojej pracowni i malował w twórczym szale. Maczał gruby pędzel w gęstej farbie, po czym energicznie spuszczał na płótno kolejne kolorowe wytryski, które z plaskiem na nim osiadały i powoli ściekały.


Uwielbiał tworzyć na golasa. Tylko wtedy czuł się naprawdę wyzwolony, nieskrępowany.


Nagle jednak coś się w nim złamało, a wielobarwna farba zaczęła mieszać się ze jego łzami.

Nagle wstał i ruszył w stronę wyjścia. Czym prędzej chciał porozmawiać z Brianem. Otworzył drzwi i zobaczył go w progu. Po chwili zaskoczenia, zbliżył się powoli i przytulił go. Trener objął go:

- Jestem złym człowiekiem - szlochał Alan. - I ty to wiesz. Wiedziałeś to, nim ja sobie to uświadomiłem.

- Nie jesteś złym człowiekiem - Brian przetarł łzę z jego słodkiej, zapłakanej twarzyczki, która wielkimi oczami wpatrywała się w niego z nadzieją i bezsilnością. - Po prostu masz swoje potrzeby. Nikt tu nie jest winny.

- To było jasne, że cię zdradzę. Że puszczę się z pierwszym lepszym. To silniejsze ode mnie. Nie wiem, co robić. Wybaczysz mi? - zapytał nieśmiało.

- Ja wybaczyłem ci już zanim wyjechałem na mecz. Pytanie, czy ty wybaczysz sam sobie.

- Och, Brian. Tak dobrze mnie rozumiesz. Lepiej niż ja sam siebie - wtulił się w niego. - To czy teraz... na zgodę...

- Czy cię zerżnę?

Uśmiech Alana przebił się przez łzy i smutek:

- Przecież nie miałem nic ciepłego w dupie od rana.

Zaśmiali się serdecznie, po czym Brian popchnął go na ławę i wyciągnął kutasa:

- Ale teraz będzie ci musiał wystarczyć jeden raz. Bo potem idziemy na imprezę Oprawców.

***

Tymczasem na imprezie atmosfera zagęszczała się. Teo, Aaron i Leo stali na scenie tuż obok fotela, na którym zasiadał Zach:

- Zasady są proste. Alfred będzie odmierzał interwały - Zach wskazał na swojego ochroniarza, który stał obok w gotowości, trzymając wielki stoper. - Obciągacie mi po kolei, jeden po drugim, po 20 sekund każdy. Jeden kończy, drugi natychmiast zaczyna. I tak w kółko. Komu trysnę w mordę, ten dostaje kasę. Zrozumiano?

Sala wybuchła szeptami, śmiechami i ogólnym zaskoczeniem.

Zach wywalił kutasa, który był już w pełni gotowości. Zawodnicy popatrzyli po sobie, po czym klęknęli wokół gospodarza i nachylili się nad jego pałą, oblizując usta.

- Tym razem ja wygram - burknął Aaron w stronę Leo.

- Mam to gdzieś, robię to dla drużyny - odparł Leo.

Teo tylko uśmiechnął się tajemniczo.

- Zaczyna Teo, bo on zgłosił się pierwszy. Potem wchodzi Leo, a na końcu Aaron. I tak w koło - oznajmił Zach. - Czaaaaaaaas.... start!

Teo rozpoczął z wysokiego "c". Twarz Zacha skrzywiła się w ekstazie. Nie spodziewał się tak szybkiego skoku przyjemności. Cała sala wybuchła gromkim dopingiem. Jednak czasu było za mało, by cokolwiek wskórać.

Po 20 sekundach do akcji wkroczył Leo. Rozkosz Zacha wyraźnie osłabła. Zawodnik robił co mógł, ale czas minął nieubłaganie na bezowocnym pobudzaniu.

Pałę przejął Aaron, który począł drążyć nią swoje usta z pełną zapalczywością. Dławił się nią, aż w jego oczach pojawiły się łzy. Nie przerywał jednak głębokiej stymulacji - otaczał pałę językiem, czcią, obciskał usta wokół rozgrzanej głowicy.

- Co tak cienko, Aaron - rechotał Zach. - Tylko na tyle cię stać?

Aaron zmierzył go wzrokiem, po czym wepchnął sobie jego pałę jeszcze głębiej - aż cały poczerwieniał na twarzy.

Czas się skończył. Wtedy do akcji znów wkroczył Teo.

Zach wygiął się z rozkoszy raz jeszcze, przeklął srodze na głos i zaczął syczeć:

- Skurwysyn. Jak on to robi?

Z tak profesjonalnym ciągiem jeszcze kutas Zacha najwyraźniej się nie zetknął. Tłum wiwatował, niemniej ten czas, który miał Teo, był zbyt krótki, by doprowadzić gospodarza do finału.

Do akcji wrócił Leo, który postanowił spróbować nowej techniki. Jednak Zachowi wyraźnie nie przypadła do gustu:

- Co robisz? Nic kurwa nie czuję! - darł się.


Rozgrzanego, oślinionego kutasa przejął znów Aaron, który postawił na silną stymulację wędzidełka językiem - łechtał je, co wyprężyło kutasa Zacha. Coś w nim drgnęło, a rozkosz zaczęła narastać.


Nastąpiła zmiana.

I wtedy do akcji znów wkroczył Teo. Chwycił pałę, ale nie zaczął robić nic. Patrzył jedynie na Zacha tajemniczo.

- Co ty odpierdalasz? Czas ci leci. Ssij, głupku!

- Trochę mały ten kutas, więc się zastanawiam, czy chcę to dalej ciągnąć.

- Coś ty powiedział? - Zach poczerwieniał ze złości i zaczął obrzucać bezczynnego zawodnika najgorszymi inwektywami.

Teo jednak spokojnie popatrzył na zegarek i zabrał się do roboty na kilka sekund przed upływem czasu. Wystarczy, że wsadził sobie tę pałę do ust, a momentalnie zaczęła tryskać. Dokładnie wiedział, gdzie nacisnąć, by doszła momentalnie.

Zawodnik spijał nektar haustami, a w tle tłum skandował jego imię.

Zach wił się z rozkoszy, wyklinał zwycięzcę pod niebiosa, a Leo i Aaron odpuścili.

Teo, z pałą między wargami, w tłumie wyłapał wzrokiem Marina - i patrzył na niego chłodno zmrużonymi oczami.


Wiedział, że ten widok, gdy sperma wroga tryska mu wprost do ust, zaboli go najmocniej.


Martin nie mógł tego znieść. Wyszedł w pośpiechu.

- Więc i tym razem ci się nie udało - Leo zwrócił się do Aarona. - Następnym razem pójdzie ci lepiej.

Rozzłoszczony kumpel nie odparł nic. Ruszył w stronę wyjścia. Leo próbował go złapać za ramę, ale ten się wyrwał i zniknął w tłumie.

***

Julian na fotografiach dokumentował przebieg tego skandalicznego konkursu. Gdy jednak zauważył, że na imprezie pojawili się Alan i Brian, trzymając się za ręce jak świeżo upieczeni nowożeńcy, coś w nim pękło i podszedł.

- Kogo moje reporterskie oczy widzą? Szkoda, że tak późno przyszliście. Przegapiliście niezłą akcję. Co u ciebie? Dalej bazgrzesz farbkami?

Alan zmierzył go wzrokiem:

- Malarstwo to najwyższa forma sztuki. Ale co ty, odtwórczy człowieku, możesz o tym wiedzieć. Fotografia to tylko marne kopiowanie rzeczywistości, a nie jej tworzenie.

- Może masz rację. Ale wierz mi, że niektóre momenty tej rzeczywistości - spojrzał wymownie na Briana - warte są utrwalenia na wieki...

- Co masz na myśli?

Julian poprosił Alana o rozmowę na osobności. Wyszli do ubikacji:

- Mam coś, co cię powali - zaczął.

- Dawaj.

- Nie za darmo.

- Kurwa, stary, mówiłem ci, że takich małych nie obciągam.

- Dobra - westchnął. - Przynajmniej spróbowałem - rozejrzał się dookoła, chcąc upewnić się, że nikt ich nie podsłuchuje. - A teraz usiądź.

- Dziękuję, postoję, przejdź do rzeczy, bo mam ochotę się napić.

Julian wyciągnął aparat i na ekranie wyświetlił zdjęcie, na którym Martin posuwa w szatni Briana.

Alan z wrażenia usiadł na muszli klozetowej.

- Nie wierzę - wymamrotał. - Nie wierzę. Na pewno Martin go zmusił. Na pewno.

- Nie - zaprzeczył Julian. - Podsłuchałem ich rozmowę. Twój mąż wyraźnie tego chciał. Powiedział, że musi go zerżnąć, jeśli chce być kapitanem drużyny.

Alan wyszedł w ubikacji i rozejrzał się po sali.

Na scenie stał Brian, który ogłaszał właśnie dobrą nowinę dotyczącą Martina:

- I zaznaczam, na pewno nie został kapitanem dlatego, że ma największego w drużynie - zaśmiał się, a wraz z nim cała sala. - Zadecydowały inne kompetencje.

Brian podniósł rękę Martinowi. Wtem na scenę wparował Alan i oblał swojego męża kuflem piwa:

- Ja już wiem, jakie, łajdaku! Kompetencje rżnięcia cię w dupę!

Brian ociekał piwem i pianą. Cała sala zamarła.

- Co za impreza - westchnął Julian, robiąc kolejne serie zdjęć, które niewątpliwie przejdą do historii kampusu.

Alan wybiegł z sali, Brian pobiegł za nim.

Martin został na środku sceny i z zakłopotania nie mógł się ruszyć. Wtedy z sali zaczęły dobiegać śmiechy i wiwatowanie:

- Gratulacje, brachu. W końcu ktoś go przeleciał!

***

Aaron siedział na dachu akademika, skąd roztaczał się piękny, nocny widok na całe miasto. Po twarzy chłopaka było widać smutek. Próbował go rozwodnić piwem, lecz nadaremnie.


Wtedy zjawił się Leo. Usiadł obok niego bez słowa. Aaron tylko westchnął i przewrócił oczami:

- Możesz mi dać spokój?

- Stary, co ci jest? To była tylko zabawa.

- Dla ciebie zabawa, dla mnie może coś więcej.

- Coś więcej? - zdziwił się Leo, biorąc łyk piwa od kumpla.

- Ech, nie zrozumiesz.

- Może jak mi w końcu powiesz, to zrozumiem.

Po chwili wahania Aaron zaczął się powoli otwierać:

- Od małego musiałem być najlepszy. Ojciec wysyłał mnie na treningi i do prywatnych szkół. Do szkoły boksu, do drużyny futbolowej, na zapasy. Wciąż wymagał ode mnie wyników.

- Ojcowie tak mają. Jesteś już dorosły, nie musisz go słuchać.

- Nie rozumiesz. Gdy tutaj trafiłem, byłem w końcu najlepszy. Ojciec pierwszy raz zobaczył we mnie kogoś, z kogo może być dumny. I wtedy zjawiłeś się ty.

- Ja?

- Przystojniejszy ode mnie, silniejszy, z lepszymi wynikami i silniejszym kutasem. Przyćmiłeś mnie, stary. Totalnie.

Leo zakłopotał się. Nie wiedział, co powiedzieć.

- Zaimponowałeś mi - Aaron kontynuował - i cały ostatni sezon próbowałem cię pokonać. Ale nie dałem rady. A gdy w końcu...

- A gdy w końcu pojawiło się nowe pole rywalizacji - kontynuował Leo - postanowiłeś, że tam pokażesz swoją wyższość.

- Tak...

- Oj, Aaron, Aaron - Leo położył mu rękę na ramieniu. - To teraz ja powiem coś tobie. Gdy tu przyszedłem, byłeś jedynym gościem, który był do mnie nastawiony pozytywnie. Inni słyszeli o moich sukcesach w poprzedniej drużynie, więc byli z góry nastawieni wrogo. Bali się, że im zagrożę. Ty jedyny wyciągnąłeś do mnie dłoń.

Aaron popatrzył na niego i uśmiechnął się. Leo odwzajemnił ten gest i kontynuował wypowiedź:

- Jesteś fantastycznym facetem. Prawdziwym kumplem, którego nigdy nie miałem w życiu. Głupio, że zaczęliśmy tę durną rywalizację. Jestem pewien, że Archie nie zna się na analu. Żaden z niego ekspert. Po prostu musiał kogoś wybrać, to wybrał. Gdybym wiedział, że tak to przeżywasz, to bym ustąpił. Nie chcę patrzeć na ciebie, gdy się smucisz, kumasz?

- Kumam. Ale to nie jest łatwe. Przegrać na każdym polu z najlepszym kumplem, który na dodatek gada głupoty, żeby mnie pocieszyć.

- Głupku. Nie wierzysz mi?

- W ani jedno słowo - Aaron zrobił łyk piwa.

- Stary, kocham cię. Jesteś najlepszym gościem tu na roku. Jak mam cię pocieszyć, żeby podziałało? - zapytał.

Zapadła chwila ciszy.

- Jest wiele rzeczy... - odparł Aaron. - Po prostu chyba nie miałbym odwagi o pewne zapytać.

- Ale ja mam odwagę pewne zaproponować - odpowiedział Leo. - Przeleć mnie.

- Co?

- Dobrze słyszysz. Przeleć mnie. Teraz.

- Odbiło ci.

- Pomyśl. Tylko tak odzyskasz dobre mniemanie o sobie. Ruchając najlepszego zawodnika. Ruchając lepszego jebakę. Pokonasz mnie. Posiądziesz mnie.

- A pierdolisz - zaśmiał się Aaron.

Jednak Leo nie żartował. Chwycił jego masywną dłoń i położył sobie na pupie, silnie dociskając:

- Po przyjacielsku, kolego. Dla ciebie wszystko.

Wypiął się przed nim. Aaron ściągnął mu spodenki.


Jego tyłek był przepiękny - pełen rzadkich walorów, gładki, męsko uformowany, umięśniony i smaczny.


Aaron początkowo odrzucał propozycję stanowczo, ale zapatrzył się w tę powabność kształtów i zaczęła go ona uwodzić. Na moment zapomniał, że ten tyłek należy do Leo - zaczął rozpatrywać go jako osobny byt.

- W sumie to jesteś przecież moim kumplem. Moim. W pewnym sensie należysz do mnie - mówił do siebie, będąc niemal zahipnotyzowanym rozwierającym się widokiem. - Kochasz mnie.

Popił piwem i spontanicznie zanurkował językiem między jego pośladkami, sowicie nawilżając jego otwór. Chłapał wokół niego wilgotnym jęzorem i śmiał się. Następnie bez słowa wyciągnął pełną, twardą już pałę, klęknął za nim i zaczął go posuwać jak psa.

Leo sapał z uniesienia. Aaron pękał z dumy:

- Miałeś rację, stary. Czuję to! Czuję tę siłę. To nieziemskie uczucie posuwać swojego najlepszego kumpla. Ja ciebie też kocham, stary!

Kto by pomyślał, że ten nocny pejzaż miasta będzie świadkiem takiego epokowego, kumpelskiego rżnięcia.

***

Alan leżał na łóżku w swoim pokoju w akademiku. Panowała niemal kompletna ciemność rozpraszana jedynie latanią przy boisku, której blask przebijał się przez żaluzje. Z kolei przez ściany przesączała się muzyka z imprezy na dole.

Zjawił się Brian, zdjął mokrą koszulkę i rzucił ją na podłogę. Jego nagi tors lśnił od piwa.

- Nim mnie zostawisz, chciałbym ci coś powiedzieć - zaczął. - Postąpiłeś słusznie.

Alan nie odparł nic. Świat zamarł na moment.

- To wszystko prawda. Kazałem mu się zerżnąć. Mam tylko jedno usprawiedliwienie. Potrzebuję tego tak samo jak ty.

Alan popatrzył na niego zdziwiony. Brian dodał:

- No może nie aż tak często. Ale też.

- Też potrzebujesz analu?

Brian przytaknął.

- To dlaczego nie powiedziałeś?

- Powiedziałem. Wiele razy. I co odpowiadałeś?

Alan posmutniał po dłuższej autorefleksji:

- Że się nie nadaję na aktywa...

- I że musisz mieć kutasa w dupie, żeby mieć wenę. Miałeś jeszcze tysiąc innych wymówek.

- Że jak nie mam kutasa w dupie, to nie jest seks. Że nie wyobrażam sobie ciebie w roli pasywa, bo ktoś z taką pałą nie może się marnować... - kontynuował.

- Tak.

- A ty też masz swoje potrzeby.

Brian westchnął i usiadł obok niego:

- Gdy zobaczyłem, że Martin ma największego w drużynie, po prostu nie mogłem się opanować. Od miesięcy nie miałem w tyłku nic twardego. Wiedziałem, że sam z siebie nie będzie mnie chciał. Więc zaproponowałem mu, że zostanie kapitanem drużyny, jeśli mnie przeleci. Wahał się, ale w końcu...

- A murzyński kutas z szafy? Nie mogłeś się nim zaspokoić?

Brian uśmiechnął się:

- Ty mówiłeś, że prawdziwy pędzel musi ściekać farbą.


My, sportowcy, mówimy, że prawdziwy kij baseballowy sam nie wali; musi być w rękach dobrego gracza.


Zaśmiali się.

- Byłem egoistą, że nie widziałem twoich potrzeb  - dodał Alan.

- A ja, że zrealizowałem je poza naszym związkiem.

Przytulili się i przeprosili.

- Tylko mamy problem - odparł Alan. - Naprawdę chciałbym. Wierz mi, że chciałbym. Ale... ja wciąż nie widzę się w roli aktywa.

Brian posmutniał na tę wieść.

- Jakoś to będzie... - wymamrotał.

- Już chyba nawet wiem, jak...

- Co masz na myśli? - zdziwił się Brian.

Alan chwycił komórkę i wysłał SMS'a.

- Nie interesuj się - zgasił zainteresowanie swojego małżonka, po czym zaczął się do niego dobierać dla odwrócenia uwagi.

Całował go, pieścił, wyznawał mu miłość, po czym... wypiął swoją ponętną pupę do rżnięcia.

Brian znał swoją rolę i przyjął ją znów, godząc się, że po prostu tak już być musi. I choć cieszył się, że między nimi sytuacja już się poprawiła, to jednak w tym uniesieniu pobrzmiewał pewien smutek - smutek, że znajduje się w związku, w którym nie może zaznać pełnego spełnienia.

I gdy posuwał młodego artystę, nie zauważył, że ktoś skradał się do nich od tyłu. Cichym krokiem, nago, z pełną gotowością.

Objął Briana od tyłu, a ten wzdrygnął się. Obejrzał się za siebie i zobaczył uśmiechniętą twarz Toma, który pocałował go i wszedł w niego od tyłu. Tak po prostu, bez pytania, miękko, ciepło i pięknie.

Brian nie zdołał powiedzieć słowa. Zamknął oczy, odchylił głowę i rozwarł usta z nadmiaru rozkoszy, która wypełniła go i zelektryzowała jego fantastyczne ciało.


Dymał i był dymany. Posuwał najpiękniejszą pupę, jaką znał. I jednocześnie był drążony zniewalającym kutasem swojego byłego.


Alan obejrzał się za siebie i odkrył nowe źródło rozkoszy w uczuciu, że jest brany przez mężczyznę, który także jest brany. Jakby rozkosz obu tych namiętnych tarć była mu przekazywana i kumulowała się w nim.

- Pomogłeś mi kochanie zadbać o moje potrzeby lepiej, niż ja sam. Więc teraz ja nie mogę pozostać obojętny wobec twoich - powiedział.

Brian uśmiechnął się serdecznie i objął go w pasie. Poczuł, jak Tom wypełnia go pulsującym, długim, obfitym ciepłem. I to ciepło przekazał natychmiast Alanowi, wzmacniając je swoją miłością.

Tej nocy poczuł w końcu prawdziwe spełnienie.

***

- Gratulacje wygranej - Martin podszedł do Teo, gdy ten brał prysznic. - Teraz jesteśmy już kwita?

- Jak mnie tu znalazłeś?

- Uczelniane łazienki o tej porze są już puste. Gdy zobaczyłem, że pali się światło i słychać szum wody... Pomyślałem, że będziesz chciał przepłukać usta po tym wszystkim.

- Nie wiem, czy jesteśmy kwita - Teo kontynuował prysznic, nie utrzymując z nim kontaktu wzrokowego. - To, co zrobiłeś, bardzo mnie zabolało. Zdawało mi się, że wyczułem w twoim nasieniu, wtedy przed wyjazdem, że coś do mnie czujesz... Ale myliłem się.

- Teo, spytaj Juliana. On był świadkiem tej rozmowy. Trener zaproponował mi to. Powiedział, że jeśli go przelecę, to zostanę kapitanem drużyny.

- A ty musiałeś się zgodzić? - uniósł się Teo.

- Nie, nie musiałem. Ale nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Przeniosłem się tutaj z drugiego końca kraju, bo pokochałem Oprawców. Grałem przeciwko nim, jak jeszcze byłem w Rosomakach. Widziałem chemię między nimi. Zostanie ich kapitanem od początku było moim największym marzeniem.

Teo wyszedł spod strumienia wody i popatrzył na niego:

- Dopiero się poznaliśmy. Nie mogę od ciebie wymagać wierności. Ale nie przeżywałbym tego tak, gdyby nie to, że...

- Że co?

- Od kiedy poczułem twój wytrysk w swoich ustach... Już wtedy to wiedziałem.

- Co?

- Jesteś kimś wyjątkowym, Martinie Moreno - objął go i pocałował. - Kocham cię.

Martin uśmiechnął się, a w jego oczach błysnęły łzy:

- Ja ciebie też, Teo.

Był to dla nich piękny moment, w którym nawzajem poczuli ciepło swoich ciał i bicie swoich zakochany serc. Świat przestał istnieć - istniał tylko ich rozżarzony, homoseksualny puls, który tętnił w ich rozpalonych wargach, wypełniał krwią ich opasłe kutasy, pokrywał ich zawstydzoną czerwienią.

- Ale jest tylko jeden sposób, bym mógł ci wybaczyć to, co zrobiłeś - dodał Teo, po czym odwrócił się do niego tyłem, oparł o morką ścianę i wypiął kształtny tyłek: - Wiesz, co masz robić.

Martinowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Jego kutas był już w zenicie - drżał i pulsował od nadmiarem ejakulatu, nawilżając się i oblizując przed wejściem w tę głęboką, chętną, apetyczną pupę.

***

Martin mimo skandalu pozostał kapitanem drużyny. Chłopaki zgodzili się nie tylko dlatego, że Martin miał największego w drużynie, ale także dlatego, że po prostu był fajnym facetem. Wykazał się spokojem, wytrwałością w grze i przyjacielskością.

No i jako jedyny zaliczył "ostatnią bazę" - czyli tyłek trenera - śmiali się pod prysznicami.

Jego związek z Teo rozkwitł, a na boisku ich współpraca zdumiewała wszystkich.

Teo jednak unikał trenera Briana - z wiadomych względów niesmak do jego osoby pozostał. Mimo to dobro drużyny było dla niego najważniejsze - więc wszystkie pieniądze z wygranej w konkursie przeznaczył na nowe stroje i wyposażenie.

Aaron i Leo pozostali przyjaciółmi na dobre i na złe. Aaron w końcu odzyskał w pełni poczucie własnej wartości, co poprawiło także jego pewność na boisku. A Leo cieszył się, że miał w tym swój niezwykle przyjemny udział.

Czasem, po pijaku, dla zabawy, oddawał mu się. Po koleżeńsku. Wiedział, że od czasu do czasu Aaron potrzebuje upewnić się, że jest górą - bez względu na sytuację w drużynie i na boisku.

Trudny związek trenera Briana i Alana wyszedł na prostą i umocnił się. Obaj dbali o swoje analne potrzeby bardzo szczodrze. Brian używał do tego swojego kutasa. Alan - kutasa Toma, który raz na jakiś czas, za drobną opłatą (a czasem nawet i za darmo), zjawiał się w ich sypialni.

Ten sezon rozgrywek w pierwszym amerykańskim, gejowskim koledżu zakończył się szczęśliwie. Jaki będzie sezon drugi? Być może jeszcze się przekonamy.

***

"Jesteś piękny, gdy dochodzisz"
gejowska nowela erotyczna

Peter trafia do redakcji męskiego czasopisma "Healthy Male". Tam poznaje super przystojnego i charyzmatycznego Damiana - redaktora naczelnego - w którym wszyscy się podkochują. W tym także najbliższy kolega Petera - Alan. Już pierwszego dnia przed młodym redaktorem rysują się kuszące perspektywy. Kto wygra wyścig o serce Damiana?

#romantyczne #trójąkt #anal #siłownia #mięśnie

Format: ebook (mobi, epub) oraz druk

38 stron A5 = ok. 40 minut czystej ekstazy czytania z WIELKIM finałem

CZYTAJ DARMOWY FRAGMENT

10 komentarzy:

  1. Proszę przekonajmy się !! XD, tylko nie każ czekać do lata, mogą odbyć się jakieś zimowe rozgrywki?:)
    Teo i Martin się bardzo udali, a opowiadanie spełniło swoją funkcję ... (po raz kolejny :P )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę :) No to cóż mi pozostaje - zaczynam zbierać pomysły do kolejnej części :)

      Usuń
  2. Genialne opowiadanie , świetne zakończenie .
    Nie ukrywam , że czekam na drugi sezon z niecierpliwością .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) :) :)
      Dziękuję :) Tylko czy uda mi się przeskoczyć samego siebie? :) W końcu oczekiwania rosną :)

      Usuń
  3. Geniusz! To jest genialne

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Pomysł z "dowartościowaniem Aarona kapitalny ;) Czekam na kolejny sezon!

    PS.
    Gdzie i jak można aplikować do takiego koledżu? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh dziękuję :)

      Gdybym ja wiedział, gdzie aplikować, to już bym tam siedział ;P

      Usuń
  5. Dobra bajeczka fantasy, dawno się tak nie uśmiałem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fantasy to smoki i orki. A tutaj masz realistyczny obraz amerykańskiego koledżu :)

      Usuń

Ty też podziel się opinią na temat opowiadania!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

TOP 10 ROKU