American Gay College [1]: treningi rozkoszy


Drużyna futbolowa i jej trener ostro przygotowują się do meczu. W treningach przeszkadzają jednak hormony, wzajemne zdrady, zakochania i intrygi. Jakim wynikiem skończy się ten sezon?

Trener Brian był niezmordowany w łóżku.

Alan wyginał się i wył z rozkoszy, wystawiając mu do agresywnego rżnięcia swoją kształtną, powabną pupę. Po wielkim, uzbrojonym w piękne mięśnie cielsku trenera spływał lśniący wodospad potu. Próbował nadaremnie chłodzić go w tej rozkoszy.

Tego ranka, jak zwykle, pokój akademika zmienili w swój perwersyjny, wilgotny buduar cudnej, gejowskiej miłości.


- Który to już raz? - spytał Brian.

Alan wypuścił na swoje czoło kolejną porcję potu, wygiął się jak kot, przez moment dobywał z siebie dojmujące dyszenie, po czym zaczął tryskać pod siebie grubymi strugami nasienia:

- Dopiero piąty...


Alan kochał szczytować z kutasem trenera w sobie - pogłębiał jego orgazm, intensyfikował go i wydłużał lubieżnie.


A że jego pośladki porażały jedwabną jędrnością, kolejka chętnych nigdy się nie kończyła. Jednak od kiedy poznali się z trenerem Brianem i zakochali się w sobie po same jaja - przyrzekli sobie wierność.

- Okej, wystarczy - trener wyszedł z niego. Błysnął kolosalnym narządem pokrytym warstwami nasienia, potu i śluzu. I padł na łóżko.

Alan wytrysnął z siebie ostatnie krople rozkoszy, po czym położył się obok niego i objął jego szeroką, sapiącą klatę.

- Ej, skarbie kochany, obiecałeś mi, że dobijemy do szóstki tym razem.

- Bezlitosna matematyka gejowskiej miłości... A może kiedyś zamienilibyśmy się rolami? Nie pomyślałeś o tym?

Alan zmarszczył się:

- Ja się na aktywa nie nadaję. Poza tym wiesz, że tylko jak jestem rżnięty to mam pomysły na nowe obrazy. Po prostu pojawiają się przed moimi oczami. Te akty, panoramy, portrety. Jeśli nie będę miał weny, to mnie wyleją ze studiów.

- Chcesz mi powiedzieć, że chcesz być rżnięty, bo nie masz weny?

Alan uśmiechnął się:

- Chciałem powiedzieć, że z takim pędzlem w dupie to można w końcu coś zmalować... - spojrzał z apetytem na sterczący organ trenera, którym targały jeszcze ostatnie spięcia orgazmu.

- Tak myślałem, że widzisz we mnie tylko chodzącego kutasa.

-Ech, wiesz, że nie tylko. Po prostu cieszę się, że go mam. A wiesz, że nie mogę żyć bez codziennego analu.


Kocham mieć w sobie porządną, wysportowaną pałę. Kocham, jak mnie trenuje. Jak bijemy razem rekordy.


Dobrze, że trafiłem na tak obdarzonego, wydolnego byka, bo inaczej...

- Bo inaczej... co?

Zapadła cisza, a po ich twarzach przebiegło subtelne zakłopotanie.

- Dasz radę wytrzymać beze mnie te parę dni? - spytał Brian. - Jak wrócę, to zerżnę cię za te wszystkie dni nieobecności...

Alan wymamrotał, że tak.

- Ej, serio pytam!

- Tak, tak! Dam radę! - pokiwał głową Alan, jednak nie było w tych słowach słychać przekonania.

- Jakby co, to masz przecież w szafie ten murzyński wibrator. Wielki jak mój kutas.

- Z prawdziwego pędzla cieknie farba, kochany. Żaden plastik tego nie zastąpi.

- No dobra, ale lepszy plastik niż...

Nagle odezwała komórka trenera. Spojrzał. Ekran rozświetlił jego twarz.

- Kurde, ale ten czas leci. Muszę zmykać na autobus. Chłopaki się przygotowują.


Wtedy Alan chwycił za jego sapiącego bydlaka, z którego ulewały się jeszcze grube pasma perłowego nasienia. Wycisnął go jeszcze dozę.


- Chcę szósty raz.

- Spóźnię się, słonko.

Alan usiadł na nim okrakiem, wbijając jego drąga między swoje rozchylone, chętne pośladki:

- Kochanie, rozumiem, że oni też są przystojni i seksowni. Ale pamiętaj, że masz swoje małżeńskie obowiązki - pocałował go namiętnie, zataczając subtelnie okręgi swoją pupą. - Sam się przecież nie zerżnę...

***

Słońce grzało a wiosenna pogoda zachęcała do ekshibicjonizmu.


Aaron i Leo w przerwie treningu siedzieli na trybunach boiska i jedli kanapki. Bez koszulek. W samych tylko obcisłych spodenkach. Refleksy słońca muskały ich spocone muły, gdy brali kolejne kęsy. Kapały im na klaty wielkie, gęste krople majonezu.

Obserwowali trenujących kolegów.

- Ale dupę ma ten Chris - zauważył Leo.

- Wiem, zerżnąłem ją w tamtym tygodniu - odparł Aaron, zapychając się jedzeniem. - Nie uwierzysz stary, ale strzeliłem w niej trzy raz z rzędu.

Leo nie zdołał ukryć, że wywołało w nim to pewne poruszenie.

- Nieźle. A widzisz tamtego nowego? Jak mu tam... - Leo wskazał na przystojnego chłopaka, który w oddali rozciągał mięśnie.

- Martin. Niezły z niego zwierzak. Ma piękny sprzęt.

- Tak, chyba nazywa się Martin. W poniedziałek pozwolił mi w sobie zaparkować...

- Wow, stary, gratulacje...

- ... pięć razy!

- Co? - Aaron zdziwił się, aż kawałek chleba wypadł mu z ust. - Nie wierzę.

- Lepiej uwierz, cieniasie. Pięć razy z rzędu - Leo wykonał gest zwycięstwa.

Nagle podbiegł do nich Julian - szczupły brunet z bujną fryzurą skrytą pod hipsterską, wełnianą czapką. Studiował dziennikarstwo i pracował dorywczo jako fotograf dla uniwersyteckiej gazety "Excitation".

- Och, te kawały majonezu spływającego po waszych klatach! Uśmiech - zrobił im zdjęcie. - Będzie na okładkę dodatku o waszym finałowym meczu.

- Dobra, dobra, spadaj już - machną ręką Leo.

- Słyszeliście newsa? - spytał Julian. - Zach, syn sponsora waszej drużyny...

- Ten bogaty dupek? - zapytał Leo.

- Tak, on. Powiedział, że jego ojciec wycofa się z finansowania Oprawców...

- Co? - oburzył się Aaron. - Czemu?

- Bo źle traktujecie jego syna.

Leo także ogarnęło oburzenie:

- Jego syn ciągle chce przelecieć któregoś z nas. Krąży wokół nas jak sęp od miesięcy.

- Najwyraźniej chce was przycisnąć. Ktoś będzie musiał się poświęcić - powiedział Julian. - Ależ będzie o tym artykuł! Już widzę nagłówki: "Kolejny seksualny skandal wstrząsa drużyną Oprawców i całym sportowym kampusem!". Lecę. Już czuję, że to będzie dobre.

Julian oddalił się.

- Niełatwo byłoby się poświęcić. Ten cały Zach... Nie ma na czym oka zawiesić - skwitował Leo.

- Nie zabiorą nam kasy - odparł Aaron. - Jesteśmy zbyt cenni dla wizerunku uniwersytetu.

- Obyś miał rację. Kocham tę drużynę. Naszych chłopaków.

Tymczasem Aaron zmrużył oczy, odłożył kanapkę i wytarł usta.

- Powracając do tematu naszych chłopaków... i ich rżnięcia. Stary, nie pierdol mi tu. Wiem, co jest możliwe, a co nie. Szybciej wyrucham laskę niż ty dojdziesz pięć razy.

- Pieprzysz tak, bo tobie opada po pierwszym - zaśmiał się Leo.

- Człowieku, jebałem kolesi jak ty na kutasa mówiłeś jeszcze...

- No jak?

- No... baobab.

- Baobab?

- Nieważne. Chodziło mi, że dawno temu.

Leo zaczął się śmiać:

- Wiadomo, kto jest największym żniwiarzem dup w tej szkole. I to jestem ja. Ja, ja! I nie kłóć się ze mną. Jebałem setki kolesi i każdy powiedział mi, że jego dupa w życiu nie posmakowała lepszego analu...

Aaron popatrzył krzywo na niego:

- Setki to chyba jak liczysz po... ekhm... chińsku.

- Po chińsku - znów zaśmiał się Leo. - To znaczy niby jak?

- Chodzi mi, że ci nie wierzę.

- I co? Mam ci to udowodnić?

- Jak niby?

Leo zmarszczył się i pogrążył w rozmyślaniu.

- Już wiem! Potrzebujemy wziąć kolesia, który nas oceni.

- Co?

- Ja go zarżnę, potem ty. I niech powie, który z nas jebie lepiej.

- Hm... - Aaron zadumał się, ale jego gwałtowna erekcja, która przebiła się przez jego obcisłe spodenki, zdradziła, że pomysł się przyjął.

- Potrzebujemy kogoś, kto będzie obiektywny. Kto jest w analu obeznany. Kto jest koneserem, kto zna męskie ciało, kto lubi je czuć... - ciągnął Leo.

Wtedy za nimi pojawił się Archie, przystojny drużynowy masażysta znany ze swej uległości, pasywności i otwartości:

- Gamonie, szybko do szatni, już, już. Za dwie godziny mamy być gotowi. A jeszcze muszę was przecież porządnie wymasować.

Aaron i Leo spojrzeli na siebie z diabelskim uśmieszkiem.

***


Łazienka po treningach wypełniała się zawsze gwarem rozmów, szumem wody, parą, plaśnięciami bosych stóp o mokre posadzki i ciepłem, w którym roztapiały się nagie, boskie ciała chłopaków.

Nagle pojawił się trener Brian.

- Jak tam chłopaki? Gotowi do wyjazdu?

- Tak, proszę pana - odparli chóralnie.

- Nim jednak wyjedziemy, mam do was sprawę. Chodźcie tutaj.


Chłopcy zebrali się na środku. Wszyscy nago. Lśnili się wodą i ociekali świeżą pianą, która zostawiała na ich byczych mięśniach białe smugi mydła.


- Wiecie, że przed meczem nie wolno... jak wy to mówicie?

- Chapać organa - rzucił Leo, reszta się zaśmiała.

- Tak, dokładnie, chapać organa. Ale to bzdura.

Chłopaki popatrzyli po sobie.

- Napięcie seksualne w trakcie meczu, szczególnie, że to gejowski koledż i gramy w samym męskim towarzystwie, nie jest wskazane. Musicie się wyładować i to konkretnie, by w trakcie meczu być skoncentrowanym.

- Ale my za niedługo wyjeżdżamy, więc... - odparł Aaron.

- Więc... - zamyślił się - ... zróbcie to teraz.

Znów przeszła salwa śmiechu. Trener Brian się zmarszczył:

- No co? Nie gadajcie, że nigdy razem nie waliliście po treningach. Miałem już zbyt wiele drużyn w życiu, żeby nie wiedzieć, że sobie pomagacie pod prysznicami. No dalej, dalej! Im szybciej zaczniecie, tym szybciej skończycie. Nie odejdę póki nie upewnię się, że każdy z was się porządnie spuścił.

Początkowo nieśmiało, niepewnie, ale zaczęli grupowy onanizm. Trener powolnym krokiem, z rękami splecionymi z tyłu, szedł wzdłuż szeregu i podziwiał ich rozwijające pały. Zatrzymał się przy Martinie:

- No, no, no... Co ja tu widzę.

Wszyscy to zobaczyli. Martin był przystojnym Latynosem o pięknych, męskich kształtach i krągłym, bujnym umięśnieniu. Aksamitna, opalona skóra i czarne oczy uwodziły młodzieńczością.

Był w drużynie od niecałego tygodnia, więc nie zdążył się jeszcze wtopić w towarzystwo - tym bardziej, że był dość milczący i zamknięty w sobie. Nie pozwolił się także poznać od strony anatomicznej. A było co poznawać. Teraz było widać, że niewątpliwie miał największego penisa w drużynie.


Ledwo go obejmował.


- Jest tak wielki - powiedział Brian. - Starczy ci sił, żeby go zwalić samodzielnie?

Wtem Martin bryznął welonem spermy na posadzkę u stóp trenera:

- Poradzę sobie - odpowiedział zawodnik.

- Wow... chyba mamy kandydata na nowego kapitana - Brian uśmiechnął się. - Dobrze, że dziś rano strzeliłem sześć goli, bo chyba bym się nie opanował.

Na ten widok kolejni zaczęli eksplodować. Ciszę zaczęły naruszać ciche stęknięcia kolejnych pospiesznie wywołanych orgazmów.

Trener, upewniwszy się, że każdy zawodnik się wytryskał, wyszedł.

Do Martina tymczasem podszedł przystojny, gibki blondyn o szczupłym, umięśnionym ciele. Był w pełnym kutasim rozkwicie. Zdradzał też wyraźne objawy zainteresowania Martinem. Martin tę ciekawość natychmiast odwzajemnił.

- Mam na imię Teo - przedstawił się z tajemniczym uśmiechem. - Trener miał rację. Powinniśmy spuścić z jaj przed meczem. Ale nie powinniśmy marnować nasienia. Ma dużo hormonów i białka...

- To znaczy?

- To znaczy, że trzeba je... zażywać.

- No ale ja swoje właśnie wytrysnąłem - powiedział Martin.

- Poczekaj, pokażę ci sztuczkę.

Teo klęknął przed nim, chwycił jego masywną pałę i zaczął ją ssać. Ledwo jej głowica zmieściła się w jego ustach - była wielka jak dojrzałe jabłko. Chłopaki oglądali się na nich, przez towarzystwo przebiegło kilka śmiechów, zmacało ich pospiesznie kilka łakomych spojrzeń.

Wtem Matrina ogarnęła niespodziewana ekstaza. Strzelił raz jeszcze.

- Kurwa, jak ty to...? - przygryzał wargi z rozkoszy. Teo go uciszył:

- Ciiii. Pozwól mi się rozkoszować smakiem - odparł, oblizując wargi. Po krótkiej chwili ponętnego pojenia wstał i dał mu gorącego buziaka.


Martin wyczuł w nim jeszcze smak swojej spermy.


- Przecież z podłogi nie będę zlizywał - powiedział Teo, gdy oderwał od niego swoje wargi. - Więc wyciągnąłem świeżą - zaśmiał się, a z kącika jego ust wypłynęła biała kropla. - Im większy kutas, tym szybciej mi idzie.

- Twoje usta to bramy niebios.

- Albo po prostu... bardzo mnie polubiłeś.

Popatrzyli sobie głęboko w oczy.

- Jesteś dobry w zawieraniu nowych znajomości - powiedział Martin.

- Kwestia praktyki - odparł Teo. - A teraz chciałbym, abyś ty poznał bliżej mnie...

***

W gabinecie masażu panował półmrok.

Archie wypinał swój śliczny tyłek jak wdzięczny piesek. Miał zawiązane oczy. Poczuł nagle, jak ktoś w niego brutalnie wszedł potężnym sprzętem i zaczął go wartko posuwać.


Początkowa subtelność i nieśmiałość tego rżnięcia zaczęła staczać się w kierunku analnej apokalipsy - pompując w chłopaka coraz większe ładunki wybornej, gejowskiej rozkoszy.


- O jeju, kimkolwiek jesteś, jesteś dobry - wysapał Archie.

Wtem jebanie się urwało.

Intruz wyszedł, ale jego miejsce natychmiast zajął drugi złakniony, twardy jak beton kutas. Ten nie bawił się już we wstępne gierki - od razu zaczął posuwać go całą swoją męską mocą.

- Niebiosa, słaaa... ...bo mi. Jak wy... to... ro... bicie - jęczał rytmicznie Archie. - Jak tak dalej będzie, to będę pierdział jakbym chuchał.

Chwilę potem znów nastąpiła zmiana. A potem znów. Aż Archie bez ostrzeżenia się spuścił.

Gdy zdjął opaskę, ujrzał spoconego i nagiego Aarona i Leo, którzy stali obok niego z pełnymi, imponującymi erekcjami. Archie nie krył radości.

- Okej, który z was był tym pierwszym? - spytał.

Aaron podniósł rękę:

- Rzucaliśmy monetą.

- A więc tym drugim był Leo - wbił w niego wzrok, uśmiechnął się subtelnie i w zamyśleniu pokiwał głową.

- Co? Niby był lepszy? - zdenerwował się Aaron.

- Tego nie powiedziałem! - uniósł się Archie. - Powiem jak w kiepskim reality show. To trudna decyzja, bo obaj jesteście pierwszorzędnymi jebakami.

Popatrzyli po sobie. Leo się uśmiechnął, ale Aaron zacisnął zęby:

- Ale kto jest lepszy?

- Nie umiem powiedzieć. Przykro mi. Po prostu nie wiem.

- To co mamy zrobić? - zdenerwował się Aaron.

- Jak to co? - Archie uśmiechnął się i wypiął pupę raz jeszcze. - Przecież zdobyliście dopiero pierwszą bazę...

***

Trener Brian stał już z walizką u progu. Pocałował Alana na pożegnanie:

- I pamiętaj: bądź grzeczny - dodał.

- Oczywiście, że będę - Alan oddał mu pocałunek, po czym Brian zniknął za drzwiami.

Alanowi zrobiło się słabo. Oparł się o ścianę, zamknął oczy i głęboko oddychał, po czym chwycił komórkę:

- Teo? Możesz gadać?

- Co prawda mam randkę.... - Teo siedział na ławce w szatni a Martin klęczał przed nim i ssał jego pałę z niezaspokojonym apetytem - ...ale powiedzmy, że mogę. O co chodzi?

- Nie wiem, czy dam radę.

- Kochany, już ci mówiłem: dasz. Po prostu zajmij się czymś neutralnym. Może coś namaluj?

- Ale to niemożliwie. Nawet jak maluję białą farbą, to mam erekcję. Co mam robić, żeby nie zwariować?

- Cóż... Czasem najlepszym sposobem pozbycia się pokusy... - Teo zaczął pokrywać twarz Martina białymi smugami najwyższej przyjemności, które to Latynos próbował nieudolnie owinąć wokół swojego rozszalałego języka - ... jest jej ulegnięcie - dokończył i odleciał do wyższego wymiaru rozkoszy.

Nagle do drzwi Alana ktoś zapukał.

- Sory, muszę kończyć - wyłączył się i ruszył w kierunku wejścia. - Wytrzymam - szeptał nerwowo do siebie. - Jestem dobrym chłopakiem. Wytrzymam tych pieprzonych parę dni...

Otworzył drzwi. Jego oczom ukazał się przystojny, potężnie zbudowany kurier z wielką paczką pod ręką.

Był po czterdziestce; jego bujną, czarną czuprynę liznęło już srebro, co tylko dodawało mu uroku. Miał też krótką, czarną, poszarpaną bródkę i wąsy. Był wspaniale męski, z lubieżnym spojrzeniem.


Seksowny, skórzany uniform ciasno opinał jego rosłe cielsko, a rozpięta kurtka zdradzała bujność owłosienia na wielkiej, dyszącej, spoconej klacie.


Pod Alanem nogi się ugięły.

- Mam paczkę na ten adres...

- Niemożliwie. Niczego nie zamawiałem.

- Na pewno pan nie chce?

Alan zmierzył go dokładnie wzrokiem, a serce zaczęło mu tłoczyć krew do kutasa.

- Może jednak dobiorę się... do tego pakunku.

Ich spojrzenia spotkały się porozumiewawczo. Mężczyzna uśmiechnął się.

Alan poprosił go, by wszedł. Kurier rozejrzał się i przetarł czoło z potu. Spytał o szklankę wody. Chłopak pokazał mu kuchnię i poprosił, by się obsłużył. Sam tymczasem zajął się odpakowywaniem paczki.

W środku znalazł kilkadziesiąt butelek z lubrykantem.

- Na co mi tyle żelu? - zapytał sam siebie.

Wtedy ujrzał kuriera wychodzącego z jego kuchni. Był nagi. Oszałamiał.


Nie krył chęci seksualnych - jego wielka pała sterczała bezwstydnie, błyszczała, tętniła, roniła pasma śluzu i po prostu błagała o jakąś chętną rżnięcia, rozwartą pupę.

Lub chociaż porządne obciągnięcie.


- Jak to po co? Będzie nam potrzebny - powiedział z zawadiackim uśmiechem.

***

Trzy orgazmy później Archie leżał rozwalony na stole do masażu w kałuży wydzielin. Był zmasakrowany tymi dwoma masywnymi kutasami, które bez litości rżnęły go na zmianę. Parował spermą, sapał, rumienił się.

Obok stali i dyszeli Leo i Aaron, wspierając się na swoich ramionach.

- Teraz już wiesz, który? - zapytał Aaron.

- Nie...

Aaron zdenerwował się:

- Stoi mi już ponad godzinę i zaczyna mnie boleć... Zdecyduj się w końcu!

- Wiem! - uniósł się Archie. - Wiem, jak ostatecznie rozstrzygnąć, który z was jest lepszym jebaką!

- No słuchamy - odparł Leo.

- Po prostu musicie...

Nagle z hukiem otwarły się drzwi gabinetu. Wparował trener Brian:

- No co wy chłopaki tu robicie! Zbierać się natychmiast! Za 20 minut odjeżdża autobus, a wy się tu... - zmierzył ich surowym wzrokiem - ... zabawiacie?

Zebrali się czym prędzej, ale obiecali sobie, że konkurs w końcu rozstrzygną.

***

Wsiedli do autobusu i pojechali - cała drużyna przystojniaków nabuzowanych hormonami zboczenia i gotowych, by sięgnąć po swoje. W autobusie czas mijał szybko - wzajemne dogryzanie sobie, podloty, śmiechy i wyzwiska podniosły wszystkim adrenalinę i testosteron.

Po trzech godzinach byli już na miejscu.

Tam zastali wielki sportowy kampus z ogromnym boiskiem do futbolu otoczonym wielkim wieńcem trybun. Znajdował się tam także ogromny akademik z kompleksami pryszniców, szatni i łaźni - w których ukojenia i odpoczynku zaznać mogły gościnne drużyny.

Po wieczornym treningu chłopcy brali prysznic. Między nimi skakał Julian, strzelając im fotki do kolejnej edycji uniwersyteckiego kalendarza:

- No dalej, chłopaki, pozujcie ładnie, bo się nie sprzeda. Nasi studenci chcą zobaczyć, jakie ciacha mamy w drużynie.

Panowała atmosfera luzu i zabawy.


Paru zawodników zaczęło się do siebie przytulać i wzajemnie macać, przyjmując seksualne pozy i imitując podniecającą kopulację.


Ich gesty i ruchy zdradzały ogromną samoświadomość własnej atrakcyjności zbudowanej przede z genialnie wyćwiczonych mięśni oraz męskiej pewności siebie.

Julian był wniebowzięty. Nieustannie molestował spust aparatu, wyłapując obiektywem najbardziej podniecające detale ich boskiej anatomii.

- A gdzie Martin? - zauważył brak zawodnika.

Zaczęli się rozglądać. Nikt nie umiał odpowiedzieć. Julian doszedł do wniosku, że w nowym kalendarzu nie może zabraknąć tak dorodnego egzemplarza, więc ruszył na poszukiwania.

Zapuścił się w głąb wilgotnego labiryntu szatni i łazienek, który ciągnął się setki metrów. Nagle usłyszał jakieś głosy i stękania w bocznej odnodze szatni. Wyjrzał ostrożnie.

Ujrzał Martina, który intensywnie posuwał na pagony trenera Briana.

- Gdy tylko zobaczyłem ten sprzęt - sapał trener - wiedziałem, że musi mnie zerżnąć.

Martin miał zamknięte oczy, czoło pokryte kroplami potu. Starał się być w pełni skoncentrowany na rżnięciu. Nagle jednak jego intensywność zaczęła opadać.

Brian się zezłościł:

- Chyba chcesz zostać tym kapitanem...

Martin zacisnął zęby i zmobilizował się, wracając do pełnej częstotliwości frykcyjnej.

Julian chwycił aparat i strzelił im kilka fotek:

- To będzie niewyobrażalny skandal... - wyszeptał do siebie.

Po chwili ujrzał za nimi, po przeciwległej stronie szatni, w mroku i parze, jakąś wyłaniającą się postać, która także zaczęła przyglądać się temu pięknemu, gejowskiemu aktowi. Julian wycelował w nią obiektyw. To był Teo. Po jego twarzy przechadzało się oburzenie, rozczarowanie, smutek.

Teo zniknął za winklem.

- Gruba akcja - powiedział do siebie Julian, strzelając zdjęcia bez ustanku.

***

Alan obwieścił swój kolejny orgazm potężnym strumieniem nasienia wyrzuconym pod siebie, będąc gromko rżniętym przez masywnego kuriera. Szczupłe, giętkie ciałko malarza wydawało się być chude, słabe i skromne przy ogromnym cielsku mężczyzny.

Pogrążeni byli w głębokim transie przyjemności.

Jednak tuż po orgazmie, Alan wyrwał się z objęć mężczyzny:

- Okej, dosyć tego, Tom - na jego twarzy rysowało się zmartwienie. - Naprawdę nie powinniśmy. Miało być do trzech. Strzeliłem czwarty raz.

Kurier popatrzył na niego z lekkim zdziwieniem:

- Ale ja już prawie doszedłem...

- Nie obchodzi mnie to. To, co robimy, jest złe!

- Ale popatrz - Tom wskazał na swojego pulsującego olbrzyma, który prężył się i gotował już do wystrzału. Już zaczynało z niego cieknąć - Chyba nie chcesz, żeby to się teraz zmarnowało.

Alan westchnął i pokiwał głową, zawahał się, ale w końcu podniósł nogi do góry. Tom czym prędzej wszedł w niego, biorąc jego stopy na swoje ramiona.


Pomiędzy udami Alana objawił się urzekający widok - sapiąca, wielka, lśniąca klata mężczyzny, który w największym gejowskim uniesieniu pompował w jego tyłek okazały litraż swojego gęstego nasienia.


Na twarzy chłopaka wymalowała się radość. Bo przelewające się w jego wnętrzu świeże ciepło inspirowało go już do tego, by oddać się Tomowi raz jeszcze...

***

W szatni Archie dziko ujeżdżał złączone pały Aarona i Leo. Tak, to był ten sposób, aby ostatecznie sprawdzić, który z kolegów jest lepszym jebaką - połączenie ich męskiej siły w jeden strumień, jeden pal rozkoszy.

Zawodnicy leżeli na plecach, stykając się tyłkami, jądrami i penisami, czując je wzajemnie i patrząc, jak ich drągi znikają i wyłaniają się na zmianę z dupy chłopaka, który po nich żywiołowo skakał.


Młody masażysta nie krył nieujarzmionej ekscytacji.


Jęczał, wił się i podniecał. Oni tymczasem patrzyli na to z pewną obojętnością i jakby zniecierpliwieniem, spoglądając także na siebie nawzajem z miną zastanowienia i czekając na werdykt.

Aaron nie wytrzymał tej stymulacji i doszedł:

- Kurwa, sory. Nie przeszkadzaj sobie.

- Słabeusz - zaśmiał się Leo, który nadal jeszcze był od finału odległy.

Jednak Archie nie zwrócił na ten nieplanowany wytrysk kolegi w ogóle uwagi, gdyż pochłonięty był rżnięciem siebie za pomocą tych dwóch kolosów. Dopiero po paru minutach okrył się w końcu swoim nasieniem po brzuchu i po twarzy:

- Już wiem - wysapał. - Już wiem, kto z was jest lepszy.

Wstał. Spływał ejakulatem. Ściekał po nim i wyciekał z niego. Mężczyźni usiedli naprzeciw siebie. Leo zauważył, że jego penis pokryty był nasieniem rywala.

- Ja pierdole, stary. Nie mogłeś się chwilę wstrzymać?

- Mów, kto lepszy - Aaron popędził Archiego.

Ten rozprostował nogi, westchnął i spojrzał na nich:

- Aaron... bardzo się starałeś... ale to Leo jest lepszym ruchaczem.

- Co? - wkurzył się Aaron. - Jakim kurwa cudem?

- Ma lepszą technikę, jego pała wchodzi gładko. A jego ruchanie doskonale równoważy agresję i subtelność - skomentował Archie. - Jego rżnięcie to fantastyczny mariaż męskiej siły i poetyckiej delikatności...

- Dobra, skończ - uciął Aaron.

- Poza tym umie ruchać dłużej, a ty doszedłeś zaledwie po godzinie - dodał mimo wszystko Archie.

Leo zaczął się śmiać:

- Co się złościsz? Nie umiesz jebać. I nie umiesz też przegrywać.

Aaron warknął, wstał i skierował się w stronę wyjścia:

- Jeszcze się zrewanżuję. Zobaczycie! - i zniknął w przejściu.

Archie popatrzył na Leo:

- Co on miał na myśli?

- Nie wiem... Ale nie przejmuj się. Wydobrzeje. Wskakuj - wskazał swojego sterczącego, ubabranego spermą konkurenta kutasa. - Teraz jeszcze ja bym chciał dojść.

Archie nie potrafił ukryć radości. W końcu kto by nie chciał powtórki z najlepszym jebaką w drużynie. Tym bardziej, że jego piękny organ był już tak dobrze naoliwiony.

***

Nazajutrz niebo było bezchmurne. Pogoda była idealna na mecz. Trybuny wypełniły się falującymi, barwnymi, skandującymi tłumami. A zawodnicy obu drużyn stanęli naprzeciw siebie na środku boiska.

Aaron, Leo, Martin, Teo i reszta chłopaków - z kaskami na głowach i ubranych w drużynowe, fioletowo-żółte barwy Oprawców - zaciskali szczęki i pięści. Gotowała się w nich nie tylko wola zwycięstwa, ale także wzajemne złości, zazdrości i frustracje.

Czy z takimi emocjami można wygrać?

Najbliższe minuty miały zadecydować, która siła okaże się silniejsza...

CZYTAJ część drugą pt. naga impreza!

9 komentarzy:

  1. Mega opowiadanie, aż szkoda że już koniec. Czekam na kolejną część

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Druga część jest już napisana, wymaga tylko szlifów, więc spodziewaj się jej na dniach :)

      Usuń
  2. Ta równoległość wątków jest ciekawa, a nagłe urywanie i powroty do poszczególnych bohaterów budzą podniecenie na nowo :)
    Dziękuję i czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciszę się bardzo, że ten pomysł się spodobał :) To pierwszy mój eksperyment z wielowątkowością. Niebawem część druga :)

      Usuń
  3. Zgadza się z poprzednikami! Po prostu cudne opowiadanie! Ta wielowątkowość bardzo dobrze ci wyszła! Dziękuję za kolejną świetną historię i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Morda mi się cieszy, gdy czytam takie komentarze :) Dziękuję! Już niebawem druga część AGC ;)

      Usuń
  4. Genialne opowiadanie. Wielowątkowość wyszła świetnie czekam niecierpliwie na ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Będzie na pewno jeszcze w tym roku (czyli mam 3 dni haha)

      Usuń
  5. "masz przecież w szafie masz" - Wybacz, ale czuję wewnętrzną potrzebę wskazania ci tego powtórzenia :) Aż mnie w oczy zakłuło, chyba sam za dużo pisze. Dziękuję za twoją pracę :D

    OdpowiedzUsuń

Ty też podziel się opinią na temat opowiadania!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

TOP 10 ROKU