>>> CZYTAJ CZĘŚĆ #1 <<<
Gdy w samym sercu przyrody zapada zmrok i jedynym źródłem światła jest ognisko - nadzy koledzy wiedzą, jak się przy nim rozgrzać.
Długo i gęsto musiałem się tłumaczyć, że nie kryłem w sobie żadnych złych intencji.
Nic dziwnego było jednak w ich sceptycyzmie – nie znali mnie, byłem przyjezdny, obcy, mogłem iść w świat i rozpowiedzieć o ich erotycznym obrzędzie, okrywając wstydem całą wieś.
Ale nie zamierzałem tego robić.
Powiedziałem, że byłem zafascynowany ich ekscentrycznymi doznaniami. Mój wzwód, który objawił im się po wyłowieniu mnie z wody, był na to twardym, namacalnym dowodem.
Ich wielki lider, ten pięknie zaspokojony samiec – o imieniu Eryk – przytaknął. Erekcja moja nie mogła być przypadkowa.
A potem spytał, czy chcę z nimi zostać na kolacji...
Pytanie!
Rozpaliliśmy nad brzegiem jeziora wielkie ognisko nim firmament ściemniał, ściszył się i obsypał się srebrnym brokatem gwiezdnym, czarując nas i otumaniając dogłębnie.
Siedzieliśmy nago, w przytulnym kręgu, blisko siebie, piekąc kartofle i opowiadając śmieszne historie.
Szybko wsiąkłem w tę rozbawioną kompanię gejowskich braci. Będąc otoczony ich serdecznymi wzwodami odczułem w sercu ciepłe poczucie bezpieczeństwa.
Byłem zauroczony tym serdecznym bezwstydem, który w sobie mieli – publicznym i demokratycznym dzieleniem się swoją chłopięcą intymnością ze swoimi towarzyszami.
Podzielałem z nimi także ich fascynację kolosalną męskością Eryka – była dla nich prawdziwym wzorem, pasją i inspiracją.
Alkohol oraz nasze roznegliżowanie szybko rozbudziły w nas homoseksualne żądze, sprawiając, że krąg nasz zacieśniał się a poczucie intymności gęstniało i rozpalało się w iskrach ogniska.
Chciałem tym cudownym chłopakom – tak pięknym, uroczym i radosnym – dać jakiś prezent.
Z wdzięczności za wyłowienie mnie z wody.
A że nie miałem nic – postanowiłem oddać im swoje nagie ciało.
Przyjęli ten dar z uradowaniem – ciesząc się ze świeżej krwi i spermy, które napłynęły do tego rozochoconego, rozpalonego towarzystwa.
Chłopcy próbowali mnie po kolei.
Z zaciekawieniem śmiało sprawdzali reakcje mojej anatomii, a ja wypinałem się i wyginałem, by udostępnić im każdy jej kawałek.
Jednocześnie też syciłem się tym niecodziennym widokiem rozgrzanego grona nagich chłopaków – rozpalonych ogniskiem i żarem hormonów – których ekscytujące sylwetki pomarańczowy ogień kreślił na tle nocy śmiałymi, podniecającymi pociągnięciami, malując na moich oczach tak rozkoszne, chłopięce kształty.
Eryk przyglądał się temu życzliwie, podpowiadając im, w jaki jeszcze sposób mogą obdarowywać mnie większymi przyjemnościami i potęgować we mnie jeszcze większe ekstazy.
Jego rady były trafne, gdyż każdy kolejny ich dotyk i pocałunek zwiększał moją ofiarność dla tej przystojnej gromady.
Czułem się cudownie jako ich publiczna własność.
Świadomość, że teraz każdy z nich mógł bez skrępowania, bez pytania po prostu podejść do mnie i zaspokajać się moim oddanym ciałem, sprawiała, że stawałem się coraz bardziej otwarty, uległy i sprzedajny.
Gdy wszedł we mnie pierwszy, poczułem wielką łaskę niebios spływającą z posiewu srebrnych gwiazd. Oto bowiem smukły, młodociany penis – tak gładki, lukrowy i cielisty – z lekkością, bez cienia oporu zanurzył się we mnie, a po zachwyconej mimice jego pana poznałem, że musiało mu to sprawić najwyższą z możliwych uciech.
Śmiejąc się wraz z chłopakami, łaskotał moje gotowe wnętrze, masował je delikatnie, drażnił i poddawał łapczywym badaniom, po czym z niezwykłą subtelnością upoił je aż do omdlenia swym pysznym nadzieniem.
Czułem się tak piękny i doceniony, jak nigdy dotąd.
Potem przyszedł następny – też delikatny i grzeczny, choć rozochocony w kroczu jeszcze bardziej.
Co prawda był szczupły i niewinny z wyglądu, ale rozmiar jego członka był godny potężnego, umięśnionego drwala. Twardy i gotowy wszedł we mnie – z przebojem wdzierając się w sferę mojej najgłębszej intymności i sięgając tam, gdzie jeszcze nikt nie sięgnął.
Cieszyliśmy się – obaj na swój sposób – każdym miękkim ruchem, jaki był łaskaw we mnie wykonać.
Każdym kolejnym napięciem i próbą jego rozładowania.
A gdy w końcu we mnie szczytował, drżał, skomlał jak mały piesek i łączył się transcendentnie z moją podnieconą duszą.
Tak bardzo chciałem przyjąć wszystko, co wydzielił, że silnie zacisnąłem zwieracze wokół obwodu jego silnie pracującego penisa – by absolutnie nic nie mogło wyciec szczelinami.
A potem już w ciszy obserwowałem, jak oddaje się swojemu wielkiemu, rozwlekłemu orgazmowi.
Potem zaspokajali się mną następni, w międzyczasie także ciesząc się sobą wzajemnie.
Pięknym gestem było także to, że kawalerzy ci lizali moje nagie stopy, jądra, ssali mojego postawnego penisa i cieszyli się nim, jak nową zabawką, otaczając mnie miłością i ciepłem.
W ten sposób to wieczorne spotkanie przy ognisku płynnie przerodziło się w dziką, gejowską orgię, która w swoim wnętrzu rodziła niezliczone homoseksualne propozycje.
Emanowały one w postaci nowych pozycji, śmiałych rozwarć i złożonych cielesnych układów na zewnątrz, rozkładając się niespiesznie na pojedyncze gesty, spojrzenia i dotknięcia.
Chłopcy z młodocianą niecierpliwością poszukiwali wciąż nowych doznań, ciągle przesuwając granice tego, co było przyzwoite i dopuszczalne.
Wspólnie poszukiwali sposobów na jeszcze silniejsze klimaksy i podniety.
Ta noc na szczęście zdejmowała z nich ciężar społecznych ograniczeń, pozwalając im posunąć się tak daleko, jak tylko pozwalała im ich zwyrodniała wyobraźnia.
A pozwalała na wiele!
Eryk tymczasem, podniecony i rozbudzony, przechadzał się z całą swoją samczą dostojnością pomiędzy tymi cudownościami nocy gejowskiej, sycąc swoje oczy rozkosznymi widokami, jakimi czarowała go ta tajna orgia.
Karmił także swoje uszy tymi zbereźnymi wyznaniami, gorącymi szeptami, jękami i wzajemnymi perswazjami, które parowały bujnie wśród tych mokrych traw i unosiły się ku zawstydzonym gwiazdom.
A ognisko buchało wciąż nowym żarem - jakby karmiąc się naszym wzajemnym pożądaniem.
Handlowałem intensywnie swoją roznegliżowaną cielesnością na całej przestrzeni tej upalnej, sierpniowej nocy – w zamian za najwyższą estetykę homoseksualnych doznań, które mi szczodrze oferowali ci przemili, uprzejmi chłopacy.
Tej nocy dane mi było poznać boski smak i ciepłotę miąższu wszystkich jąder, które to z radością raz po raz opróżniały się i na mnie, i we mnie – niecierpliwie, wielokrotnie i niespotykaną wdzięcznością.
Witalność tych młodzieńczych wytrysków wycelowanych wprost w moją bezbronną nagość budziła we mnie najpiękniejsze odruchy serca.
Oblepiony warstwami ich miłości i serdeczności, czułem się głęboko oczarowany ich pięknem i subtelnością, z jaką się do siebie odnosili.
Na końcu Eryk – widząc moje poświęcenie, szczere zaangażowanie i wielkoduszny wkład w ten piękny, chłopięcy seks grupowy – podszedł, ucałował mnie ciepło w usta – oznajmując tym samym całemu zastępowi, że oto przyjął nie do tego gejowskiego klanu – po czym pozwolił mi się dotykać, gdzie tylko będę chciał.
Nie mogąc przegapić tej niecodziennej oferty, postanowiłem wznieść to wielkie, męskie ciało na najwyższe poziomy gejowskiej ekstazy.
Jego penis z bliska był jeszcze bardziej czarujący i seksowny – tak kształtny i proporcjonalny, że aż przytuliłem go do serca.
Cieszyło mnie każde drgnięcie przyjemności, jakie Eryk odbierał tym swoim wielkim, wrażliwym organem przy każdym jego tknięciu czy liźnięciu.
Spazmy rozkoszy przebiegały przez całe piękno jego boskiego ciała, ilekroć tylko postanowiliśmy wejść w interakcję z jego nęcącym przyrodzeniem.
Było ono hojne.
Na wiele sposobów obdarowywało nas bowiem ekscytującymi doznaniami wzrokowymi, cielesnymi, a na końcu także smakowymi.
Cierpkość i tajemnicza woń jego męskiej substancji – pełnej tajemniczych, uwodzicielskich i niezbadanych hormonów – odurzała nas, budziła naszą największą uległość i gotowość do wykonania wszelkich jego zboczonych rozkazów.
A miał ich cały arsenał – fabrykowanych przez jego genialną gejowską imaginację, bezgraniczną, wyrafinowaną i prymitywną zarazem, wypełnioną setkami nowatorskich pomysłów na dostarczanie sobie wzajemnej rozkoszy.
Poddawaliśmy się im bez szemrania, ochoczo wcielając je w życie i obserwując ich słodkie, lepkie i ciepłe konsekwencje…
I tak czerpaliśmy wzajemnie ze swoich ciał ogrom najróżniejszych przyjemności w tysiącach perwersyjnych wariantów, ciesząc się kolejnymi swoimi wytryskami, aż zalała nas gdzieś na rubieżach nocy poranna świeżość mgieł i świtu, wygaszając ognisko i kładąc nas nago spać w sumiastym gąszczu jeziornego brzegu, by potem przebudzone słońce mogło wyprażyć słodko swoją bystrością nasze odarte z tajemnic ciała.
Pamiętam, że tuż przed nadejściem snu, gdy nasze organizmy zaczęły już więdnąć ze zmęczenia, Eryk obiecał nam, że na koniec wakacji przygotuje dla nas wszystkich specjalny prezent pożegnalny…
Autor Fiutomer. Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie fragmentów lub całości niniejszego utworu w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii i publikacja tego utworu na jakimkolwiek serwisie internetowym czy innej publikacji bez wiedzy i zgody autora jest naruszeniem praw autorskich i spotka się z reakcją autora. Autor nie ponosi odpowiedzialności za konsekwencje przeczytania niniejszego utworu.
bardzo ladne opowiesci
OdpowiedzUsuńmiło słyszeć :) staram się, jak mogę :)
Usuń