Braterska rozrzutność nasienia


Miałem wtedy może piętnaście lat, gdy wydarzyła się ta zadziwiająca historia.



W pierwszych dniach wakacji w naszym wielkim domu pojawili się Marek oraz Darek - bracia bliźniacy, moi dalecy kuzyni. Liczyli sobie wtedy jakoś siedemnaście wiosen.

Ich ciała były już więc mocno zmienione pod wpływem hormonalnego dramatu dojrzewania - były one bardziej męskie, wykształcone i umięśnione od mojego.

Jako młody chłopak często na ich niespodziewany poranny widok doznawałem gwałtownych narastań pożądania, które czasami wręcz prowadziły mnie do krótkich, nanosekundowych omdleń.

Jednak to, co ujrzałem tamtej nocy, przebiło wielokrotnie moje najdziksze sny...

***

Wtedy też obudziłem się niespodziewanie pod wpływem bliżej nieokreślonego pragnienia. Kierowany podświadomym instynktem, swoje senne kroki skierowałem w stronę kuchni, by napić się wody.

Po drodze jednak zauważyłem, że ze szczelin drzwi łazienki wystrzeliwują snopy bladego światła.

Podchodząc parę kroków w ich stronę, do moich uszu zaczęły dobiegać ciche interwały stęknięć - dowodząc, że za drzwiami dzieją się jakieś dziwne, niepewne swojej normalności zachowania.

Moje oko uwiodła jaśniejąca w puchu ciemności korytarza dziurka od klucza - w obrębie której coś się poruszało, mieniło srebrnymi migotliwościami.

Źrenica mojego oka gwałtownie się rozszerzyła pod wpływem palącego obrazu, który mój zszokowany mózg w pierwszej kolejności chciał odrzucić niczym parzącą pokrywkę garnka.

Oto Marek i Darek, w złotym kręgu migotliwej świecy, nadzy i bezwstydni tonęli w niedopuszczalnym objęciu, z łapczywością badając swoje świeże, rozkwitające dopiero ciała pożądliwymi ustami.

Moje serce zamknęło się w zgiełku szalonych uderzeń, gdy zobaczyłem, z jaką łatwością przyszło im obnażyć się wzajemnie, oblepiać dotykiem i lizać swoje nabrzmiałe, gładkie, jakby ulane z miodu organy.

Naszła mnie pustynna duszność, gdy uświadomiłem sobie, z jaką niepowstrzymaną chęcią oddali się tym zakazanym praktykom a na ich twarzach wyrysowana była czysta rozkosz bez nawet drobnej domieszki wyrzutów sumienia.

Już po chwili, gdy dorodna męskość jednego z nieznającą sprzeciwu lubieżnością wsunęła się pomiędzy rozchylone nogi drugiego chętnego brata, nabrałem pewności, że jest to proceder trwający od dawna.

Pokonali nieśmiałość zbyt łatwo, zbyt szybko.

Welon niewinności musiał już dawno zostać zbrukany tym nieczystym popędem.

Co gorsza – odkryłem w tym coś, co napełniło mnie niezdrową fascynacją.

Młodzieńcza rozkosz, której doznawali, urzekła mnie swoją frywolną dewiacją.

Zdawała się wytwarzać wokół nich zakazany balon pełen perwersyjnych historii i podniecających aromatów.

Niepojęte było dla mnie i mojej rodziny, że taki balon mógł rodzić się nocami w naszym katolickim, pełnym surowych zasad domu - ale oni zdawali się przechodzić obok tego oburzenia z pełnym podniecenia lekceważeniem.

Na moich oczach pozwalali sobie dawać upust rodzącym się w nich i skierowanym ku sobie wzajemnym żądzom.

Zdawali się przy tym być pełni dziwnej dumy oraz zaskakującego poczucia, że są lepsi, bogatsi w egzotyczne doświadczenia.

Pomimo swoich początkowych wyrzutów sumienia, dokonałem wewnętrznego przełomu i podziwiałem ich nadal w uroczystym milczeniu, jakby olśniony otwierającą się przede mną krainą obcych wrażeń.

Obserwowałem, jak chłopcy z nabożnym szacunkiem, ale też stanowczą męskością ruchów łaknęli siebie nawzajem, zapadając się w różnorodności wymyślnych konfiguracji swoich ciał, mnożąc zdumiewające pozycje, obnażając z bezwstydną śmiałością coraz to nowsze intymne obszary.

Tworzyli samowystarczalną mechanikę, która do osiągania nieokiełznanego podniecenia nie potrzebowała żadnych zewnętrznych bodźców.

Wcześniej nie przypuszczałem, że ludzie mogą być zdolni do takich piętrzących się, tęgich ekscesów.

Owszem, miałem przeczucie, że wraz z biegiem czasu mogą przesuwać granice swojej śmiałości, dokonując aktów coraz bardziej lubieżnych.

Ale moja wyobraźnia kończyła się wtedy na przytulaniu anonimowych, idealnych męskich torsów z poduszki, na obejmowaniu potężnych ud Herkulesów zrobionych z kołdry, tudzież całowaniu kraterów mięsistych męskich ust, a i tak wszelkie te nikczemne nagie myśli o mężczyznach odpędzałem niczym rój natarczywych much.

Nigdy nie sądziłem jednak, że oto dwie braterskie dusze obdarowane ciałami pochodzącymi z jednego łona mają moc i czelność materializować to całe gniazdo podniecających splotów, gwałtownych posunięć, gestów pożądania i perskich, uwodzących spojrzeń.

Gdy z miękkim miauknięciem i szokującą łatwością wsuwali się w siebie, zdawali się otwierać ukryte głęboko w swoich młodych ciałach czakramy czystej rozkoszy, jakby łącząc się z jakimś niezidentyfikowanym homoseksualnym bóstwem, które obficie zsyłało na nich wstrząsające objawienia rozkoszy.

Po nerwowych spięciach ich łydek, kurczu ud i ramion, przeplatanych tłumionymi stęknięciami, dało się łatwo wywnioskować, że ich uzupełniające się ciała, pasujące do siebie jak elementy tej samej układanki, były ich sekretną receptą na osiąganie sprośnego obłędu, któremu nie potrafili odmówić.

Domyślałem się, że wpajane im od maleńkości sztywne zasady społeczne musiały runąć z hukiem pod naporem tak ogromnego, niemoralnego pożądania podsycanego niekontrolowanymi nocnymi fantazjami o grzesznej cielesności.

Widziałem oczami zapłodnionej wyobraźni, jak niby przypadkowe, nocne otarcia, niepożądane erekcje pod kołdrą łączyły się ze sobą w łańcuch zakazanych dotyków, niedwuznacznych objęć, obsunąć rozgrzanych napletków, błysku spragnionych dotyku wilgotnych żołędzi, oddechów cewek, potępianych liźnięć, niemoralnych szeptów i niemal parzących poczuciem winy pocałunków, z których każdy jeden zapuszczał ich coraz głębiej w niezbadane puszcze położone daleko poza granicami norm społecznych.

To była kwestia czasu, gdy ich rozbudzone gruczoły rozkazały im połączyć ich dojrzewające brzoskwiniowe ciała w jedno - jęczące, sycące się samym sobą, buchające grzechami na lewo i prawo.

A jakież musiało być ich zdumienie, gdy jeden z nich, nie wytrzymawszy rozkosznego ciśnienia, pierwszy raz wytrysnął gdzieś niespodziewanie.

Strach pomyśleć, jak ich umysł struł się smakiem dziewiczego nasienia; jak okrył się rumieńcem wstydu i jednocześnie zatracił się we własnym zboczonym szaleństwie.

I choć czuli, że cały świat odmówiłby im z oburzeniem tych impulsywnych orgii, to oni sami przed sobą zatracili już cały boży wstyd i odrzucili całkowicie swoją powściągliwość.

Spokój ducha zapewniało im przeświadczenie, że każdy ich występek zostanie skryty głęboko w przestrzeni między ich sercami.

Dlatego też oddawali się dzikości bez jakichkolwiek moralnych zahamowań.

Każdy cielesny eksperyment łamał kolejne granice przyzwoitości, otwierając przed nimi kolejne zakazane wrota i wtajemniczając ich w głębsze arkana rozkoszy.

Chore podszepty wyobraźni dyktowały im do ucha coraz to nowsze, coraz bardziej szalone i pociągające role - a oni, jakby oswojeni ze swoją degeneracją, wiedzieni bezmyślnie pierwotnymi instynktami, zatopieni w lubieżnym transie, ślepo je odgrywali, docierając na skraje wytyczonych przez siebie scenerii rozkoszy.

Poili się wzajemnie swoimi słonawymi wydzielinami, doili swoje męskości, wciąż pragnąc wyssać z siebie więcej lepkości.

Nie zastanawiali się, jak bardzo wpłynie to na rozwój ich dorastających mózgów i ciał, jak wypełni to zboczeniem ich serca, jak zmiesza spermę z ich krwią nierozerwalnie.

Nie myśleli, ile erupcji nasienia wytrzyma ich przeciwstawiający się naturze i społeczeństwu sekretny związek.

Wtedy liczyło się tylko jedno - wykazać się młodocianą płodnością, niewyczerpaną rozrzutnością nasienia.

Z niekontrolowaną łapczywością chwytali więc swoje prężne członki i wsadzali je wszędzie tam, gdzie tylko mogli i gdzie pasowały.

Im głębiej i im boleśniej, tym większą niepoprawną satysfakcją ich to napawało.

Oddając się bez pamięci wielokrotnym tęgim stymulacjom, błądząc w skomplikowanych labiryntach swojej roznegliżowanej cielesności i szepcząc sobie na ucho bulwersujące perwersje, nasiąkali rozbuchaną śmiałością i przeświadczeniem o pozornej legalności ich wyczynów w obrębie zatopionej w ciemności nocy łazienki.

Wytworzyli natenczas wokół siebie magiczny, zaparowany, wilgotny kosmos wyjęty spod normalności, z własną, sprzyjającą czystemu hedonizmowi fizyką.

Swoimi oscylującymi ruchami tworzyli nowe geometrie doznań, a niezdrową, nieskrępowaną fantazją naginali odwieczne prawa biologii pod swoje zabronione potrzeby.

Ich kumulujące się wewnętrzne napięcia, piętrzące się i napierające, celowo powstrzymywane w celu przedłużenia tej chorej rozkoszy, zdawały się z czasem wręcz błagać o uwolnienie, drąc się i dobijając, paraliżując im wnętrza ud oraz bose, rozdziawione stopy z naprężonymi pióropuszami palców, ściskając ich ku sobie lubieżnymi pętami.

Byłem już pewien, że to kwestia sekund, gdy eksplozje uniesień rozdymają tę cielesną konstrukcję na wszystkie strony, dobywając z ich wnętrzności tłumione resztkami sił ryki.

Tymczasem oni skręcili się ze sobą wzajemnie w braterskim uścisku, w milczącym i wyćwiczonym porozumieniu, tworząc nagi puchar gotowy do przyjęcia spływającej z niebios stężonej ekstazy. Ekstazy gęstej, słodkiej i zakazanej, znanej tylko wtajemniczonym gejom zagłębionym w mistycyzm własnej inności.

Uległem zdumieniu, widząc jak wiele miłosnej harmonii zaklętej było w każdym ich zwierciadlanym geście i bliźniaczym spojrzeniu, jak wiele braterskiego oddania było w ich wykwintnej rozkraczonej pozycji, którą przyjęli na spotkanie z napływającym masywnym, bezlitosnym orgazmem.

Wyglądali, jakby przygotowywali się na biblijny kataklizm, stulili się w sobie i zamknęli, jakby niepewni tego, czy przetrwają.

Spletli swoje spocone dłonie i w czarującej symetrii otwarli jednocześnie gardła swych odbytów, wypieli długość i smukłość swoich wypolerowanych anten męskości aż w końcu dostąpiłem tego zaszczytu ujrzenia, jak szalona nawałnica przyjemności srogo ich zmiażdżyła, rozkraczyła jeszcze bardziej, bijąc w nich piorunami spięć, kurcząc ich klatki piersiowe, przyciskając je do siebie, tłamsząc niecierpliwe oddechy i pompując wrzącą krew w cały ten nabrzmiały, rozedrgany kwiat wrażliwości, otwierający się nieśmiało na nowe doznania acz kurczący się na każde dotknięcie czy powiew wiatru.

Łapali swymi splecionymi męskościami wyładowania rozkoszy i zapętlali je, potęgując siłą swojej skoncentrowanej woli.

W tej jednej sekundzie przeżyli razem całe milenia dzikich przygód, z których każda zbliżała ich do siebie, odkrywała ich skrywane tajemnice i dawała dostęp do kolejnych kondygnacji przyjemności.

W tym najintymniejszym momencie ich pożycia nie mogli już ukryć, że nauczyli się z mistrzowską precyzją wykorzystywać niuanse i subtelności swojej fizjologii, by wielokrotnie potęgować swoją braterską miłość. 

Lubieżnie i bez cienia oporów korzystali z frapujących wrażliwości swojej anatomii oraz znajomości reakcji młodych ciał, by pogłębiać swoją intymną przyjaźń.

Każdym radosnym klimaksem dawali sobie niezbity dowód wzajemnego krewniaczego oddania i lekcję wewnętrznej dynamiki swoich słodkich przyjemności.

I gdy tak okrywali się rytmicznie serpentynami gęstego nasienia, łapiąc je ustami w locie, łakomie, jakby od tego zależało ich życie, jakby ani kropla nie tych cennych soków nie mogła się zmarnować, poczułem dziwną jedność z nimi – jakbym był ich trzecim bratem.

Poczętym z obcego im łona, ale połączonym transcendentnie z ich amoralnymi jaźniami jakąś niewidzialną podprzestrzenną siatką wymiany myśli.

Całym spoconym sercem zapragnąłem ułożyć się między nimi, pozwolić im się objąć i dać się wprowadzić w ten gejowski wymiar zapętlonych, wielokrotnych i stężonych śluzów przyjemności.


Zmęczeni, brodaci spermą, odetchnęli z ulgą. Ich perlące się potem pośladki klapnęły na zimną posadzkę.

Poluźnili cielesny splot, opadając, kładąc się, dysząc i składając sobie gorące podziękowania.

Nawet nie wiem, kiedy dokładnie mój penis wypluł lepką zawartość swoich jąder na podłogę, otaczając mnie bladą taflą soczystego nasienia.

Przycupnąłem z poślizgiem w tej kałuży niczym kwiat lilii wodnej na środku lśniącego jeziora, gdy nagle drzwi delikatnie uchyliły się.

Wnętrze łazienki oblało mnie złotym syropem światła świecy, płosząc ciemność naokoło. Siedziałem tam nagi i bezbronny, w pełni gotowy do wzięcia.

Dwa rozmyte cienie ostrożnie wyjrzały a ja poczułem na sobie ich pożądliwe, krzyżujące się spojrzenia. Jeden z nich wyszeptał:

- Od początku wiemy, że podglądałeś...

Autor Fiutomer. Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie fragmentów lub całości niniejszego utworu w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii i publikacja tego utworu na jakimkolwiek serwisie internetowym czy innej publikacji bez wiedzy i zgody autora jest naruszeniem praw autorskich i spotka się z reakcją autora. Autor nie ponosi odpowiedzialności za konsekwencje przeczytania niniejszego utworu.

7 komentarzy:

Ty też podziel się opinią na temat opowiadania!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

TOP 10 ROKU