Spotkanie z bratem po latach

Kontynuacja kultowego opowiadania "Pierwszy raz z bratem". Burzliwa historia rozkwitającego, zakazanego uczucia. Przed braćmi bardzo trudna decyzja.

Damian przyjechał przed czasem.

Gdy otworzyłem drzwi - ledwo go poznałem. Nie widziałem go 5 lat - od kiedy rzucił studia i wyjechał na misję.

Dziś prezentował się zniewalająco.

Jego twarz stała się jeszcze bardziej męska i pociągająca. Włosy jakby nieco ściemniały. A co najbardziej rzucało się w oczy - nabrał masywnej, pięknej muskulatury. I do tego ten mundur... Oszołomił mnie tym, jak wyglądał. Przystojny, samczy i atrakcyjny do szaleństwa.

Aż wstyd tak myśleć o własnym bracie...

Zmartwił się, postawił bagaże i przytulił mnie:

- Małpko, kurczę... Wyglądasz strasznie.

Przynajmniej nie bawił się w ubarwianie rzeczywistości. To fakt, byłem wrakiem człowieka. Mordęga trwała zbyt długo i była zbyt straszna, bym mógł w tym wszystkim jeszcze myśleć o tym, jak wyglądam.

Ale gdy poczułem ciepło jego wielkich ramion, od razu zrobiło mi się lepiej. Jakbym dotarł do oazy po długiej i męczącej wędrówce. Rozpłakałem się, a on przytulił mnie jeszcze mocniej. Też miał łzy w oczach.

Zaprowadził mnie do łazienki, puścił wodę do wanny i zaczął mnie rozbierać. Byłem prawie bez sił - niczym półżywe zombie poddawałem się jego rozkazom. Ściągnął mi bieliznę i kazał wejść do wanny. 

To zaskakujące, że po tylu latach wciąż utrzymywała się między nami ta luźna, otwarta intymność.

Zatonąłem w błogim cieple o zapachu lawendy i pomarańczy. Damian przyniósł mi ciepłą herbatę. Earl Gray.

- Nadal pamiętasz, którą lubię - odparłem.

- Tak. Jest tak ohydna, że ją zapamiętałem - uśmiechnął się przez łzy. - O której jutro przyjeżdża wujek z ciotką?

- Mają być po dwunastej. I mówią, że potem zaraz muszą się zwijać. Zostaniemy sami.

Gdy się wymoczyłem, wyciągnął ze swojego plecaka duży, gruby i miękki ręcznik. Pachniał nim. W wojsku musiał wycierać się nim tysiące razy. Poczułem się tak dobrze po raz pierwszy od wielu miesięcy.

***

Pogrzeb matki przebiegł szybko.

Najgorszy był moment, gdy opuszczali trumnę. Żegnałem się z nią w myślach. I wtedy nie wytrzymałem - wybuchłem płaczem. Damian podszedł i mnie przytulił z całych sił.

- Oddychaj, Szymuś, oddychaj - szeptał mi na ucho, choć jemu też łzy tliły się w oczach.

I choć płakałem - wtedy byłem już pogodzony z tym, co się stało. Miałem na to ponad pół roku - od kiedy dowiedzieliśmy się, że ma raka.

Jednocześnie ogarnął mnie dojmujący lęk. Zacząłem bać się przyszłości, samotności. Życia.

***

Ten listopad należał do tych wyjątkowo paskudnych. Ciągle lało, wiało i było przenikliwie zimno. Cały świat był kompletnie wyjałowiony z kolorów. Damian postanowił zostać ze mną jakiś czas.

- Jak tam z Klaudią? - spytałem. - Wszystko w porzo?

Leżeliśmy w salonie. Panował wieczorny półmrok. Wszystko było wyłączone. Deszcz walił o parapet.

- Spoko.

- Czemu nie przyjechała?

- Bo się pokłóciliśmy - odparł, popił piwo i westchnął.

- To rzeczywiście spoko - skwitowałem.

- Nie bądź taki mądry - uciął. - Poznałbyś ją bliżej...

- Pogadałem z nią parę razy. Powiedzmy, że nie jest w moim typie. Daj się napić.

Podał mi puszkę. Zrobiłem łyka. Gorzkie gówno, oddałem.

- Chciałem tylko mieć szczęśliwą rodzinę. Ale jak tylko pojawiły się dzieci, zaczęło jej odbijać.

- Warto się męczyć?

- Mamy dwójkę dzieci.

- Nie pytałem o dzieci. Pytałem, czy chcesz dalej się męczyć.

- Daj spokój - znów popił piwo. Tym razem większą dawkę. - A tobie jak się układa? Masz w ogóle kogoś?

Zmiana tematu. Ucieczka od prawdy. Ale niech mu będzie.

- Nie - westchnąłem głęboko. - Próbowałem z paroma, ale to nie było to. Ty wiesz, że ja jestem... - zawiesiłem głos.

- Gejem? - spytał. - Jasne.

- Od kiedy wiesz?

- Od tamtej... no wiesz - zawiesił się. - Od tamtej akcji naszej.

To wspomnienie było jednym z najpiękniejszych w moim życiu. Nigdy potem nie było mi już dane poczuć się tak cudownie jak wtedy. Posmutniałem, gdy nazwał to "akcją". Ale czego też mogłem oczekiwać? Od lat żył swoim życiem. To był dla niego tylko incydent.

- Jest okej między nami? - spytałem i spojrzałem na niego.

Uśmiechnął się.

- Jasne, że tak. Jesteś moim braciszkiem. Braciszkiem-gejątkiem.

- Spadaj.

Leżeliśmy tak chwilę w milczeniu.

- Zostanę tu sam jak palec - uświadomiłem sobie. - Gdy wyejdziesz... Sam w tych jebanych czterech ścianach. Wciąż pachnie tu chorobą.

Zastanawiałem się, jak dam sobie radę. Czekała mnie przeprawa przez prawdziwą pustynię samotności. Przed nami cała zima - długa, chłodna, szara, jak to w pieprzonej Polsce.

- Chodź - wstał nagle i odstawił piwo. - Nie możemy tak leżeć. Pobiegamy!

- Odbiło ci? W ten deszcz?

- Chodź, ciamajdo! Szybko!

Rzucił mi dres i pomyślałem - niech się dzieje. Przebraliśmy się szybko i poszliśmy biegać. Wsadził mi do ucha jedną słuchawkę, a sobie drugą - i puścił jakiś szybki kawałek. Biegliśmy tak w deszczu, śmialiśmy się.

- Ludzie mają nas za wariatów! - powiedziałem.

- Niech mają, ważne, jak się czujesz!

Przebiegliśmy wzdłuż naszej ulicy, potem zakręciliśmy do parku, a potem zrobiliśmy nawrót.

***

Wróciliśmy do domu kompletnie mokrzy i zmarznięci. Szybko zrzuciliśmy z siebie szmaty. On poszedł do kuchni, ja wskoczyłem nago pod kołdrę. Po chwili Damian przyniósł dwie gorące filiżanki kakao i - także nago - dołączył do mnie.

Śmialiśmy się. Byliśmy tacy szczęśliwi.

- Tak jest w wojsku. Pogoda nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Trening musi być.

Patrzyłem na niego kątem oka. Jego tors był niesamowity. Szeroki, stalowy, muskularny, lekko opalony. I te ramiona. Sześciopak. Chryste, jak on się wyrobił. Marzenie każdego geja.

- Kocham cię Małpko, wiesz? - popatrzył na mnie tymi swoim cholernie przystojnymi oczami. - Jesteś najlepszym braciszkiem na świecie.

Nagle zrobiło mi się jednocześnie ciepło i smutno. Serce zaczęło mi bić i jednocześnie żołądek podchodzić do gardła.

- Nie mów tak, proszę cię... - odwróciłem wzrok.

- Czemu? Prawdę mówię.

- Po prostu.... to boli.

- Boli? O czym ty mówisz? - zmarszczył brwi i wbił we mnie ciekawski wzrok.

- Bo ja ciebie też, ale... - musiałem wziąć głębszy oddech, by zastanowić się, jak dobrać słowa - ... bardziej niż brata.

Zapadła chwila ciszy, która wydawała mi się całą epoką zażenowania.

- Wiem - odparł.

- Co? Skąd?

- Widziałem, jak na mnie patrzysz.

Nie mogłem uwierzyć, że tak bardzo było po mnie to widać. Było mi tak wstyd, że myślałem, że owinę się w kołdrę i już nigdy nie wyjdę na światło dnia. Odwróciłem się i wbiłem twarz w poduszkę.

- To teraz już wiesz, czemu mnie to boli. Mówisz mi te wszystkie rzeczy. A jednocześnie wiem, że nigdy nic...

- Chcesz się do mnie przytulić? - uśmiechnął się i położył mi rękę na ramieniu. Była tak ciepła.

- Nie, proszę cię, nie... - odłożyłem jego dłoń z powrotem na jego umięśniony brzuch. - Boję się, że kolejny raz tego nie odkręcę. Nie wyrzucę cię ponownie z mojej głowy.

- Ogrzalibyśmy się. Wiem, że byłoby ci lepiej - nachylił się w moim kierunku i wyszeptał mi do ucha: - Że tego potrzebujesz.

Wyłem ze szczęścia i przerażenia.

Szczęścia - że znów tu jest. Przerażenia - że znów odejdzie.

Ale miał cholerną rację. Potrzebowałem go jak tlenu.

Przytuliłem się. Poczułem ciepło jego klaty na policzku. Pierwszy raz w życiu doświadczyłem tak doskonałej męskości. Spotykałem się z jakimiś chłopakami, coś tam z nimi próbowałem, ale to wszystko było tylko wyblakłym wspomnieniem. Było niczym w porównaniu z ogromem samczości, jaka skumulowała się w moim bracie.

Takiej pokusie nie dało się opierać. To było fizjologicznie niemożliwe. 

I tak samo, jak przed laty, tak i teraz - po prostu zalał mnie ogrom miłości do niego. W jednej chwili, bez ostrzeżenia - wszytko odżyło ze zdwojoną siłą.

Bo wtedy był jeszcze młodym chłopakiem. Dziś był już cudownym, w pełni ukształtowanym mężczyzną. Pewnym siebie, z doświadczeniem, odurzającym jak narkotyk.

Robiłem się czerwony na twarzy.

Wstydziłem się tego, że tak bardzo mi się podoba. Jednocześnie każdy skurcz mojego oszalałego z ekscytacji serca pompował moją erekcję. Odsunąłem biodra od niego, żeby nie poczuł na udzie, że nie umiem powstrzymać swojego podniecenia.

- Może jakimś cudem znajdę kiedyś kogoś takiego, jak ty... - gdy wypowiedziałem te słowa, dotarło do mnie, jak bardzo są smutne i desperackie.

Uśmiechnął się subtelnie.

- Na pewno znajdziesz... Choć łatwo nie będzie - dodał po chwili.

Dobrze to wiedziałem. Od lat siedziałem na portalach, spotykałem się z różnymi chłopakami, szukałem. Szukałem tego ciepła, tej męskości, tej opiekuńczości, o którą raz w życiu się otarłem. Nigdy nikt z nich nie zbliżył się nawet w okolice mojego brata.

Tamci chcieli tylko się bzyknąć, nic więcej.

Poleciały mi łzy. Spłynęły na jego wielkie piersi. Popatrzył na mnie.

- No co jest? - szepnął.

- Jak to przeżyję? Jak przeżyję po raz kolejny twój wyjazd? Zostawiłeś mnie wtedy z dziurą, której nigdy nie umiałem załatać. Nikim i niczym. A teraz zostanę tu sam. Totalnie sam. Bez nikogo. Boję się, że tu umrę z samotności. Z tęsknoty. Damian, kurwa, co ja mam robić...?

Patrzył mi głęboko w oczy. Zapadła pauza - jedna z tych, które trwają wieki.

- Pocałuj mnie - wyszeptał.

- Nie, proszę, nie, znów mnie to pochłonie, znów...

Chwycił moją głowę i przysunął mnie do siebie. Nasze usta spotkały się. Płakałem i całowałem go. Smak moich łez mieszał się z jego zniewalającym aromatem. Całował wybornie. Idealnie tak, jak w najgłębszych, najcudowniejszych snach.

Utonęliśmy w namiętnym uścisku. I wtedy poczułem, że pod kołdrą unosi się jego stalowy drąg. Nie mogłem w to uwierzyć.

Podniecałem go!

Obrócił się na bok tak, by być przodem do mnie. Nasze łona spotkały się. Nasze kutasy też się pocałowały, objęły się, poczuły wzajemnie swoje tętniące ciepło i wilgoć, którą się skrapiały pod kołdrą. To było szokująco podniecające.

Obejmowaliśmy się, całowaliśmy namiętnie, nasze klaty, brzuchy i kutasy tarły o sobie. Sprawiało nam to niepojętą rozkosz.

Spojrzeliśmy pod kołdrę i odkryliśmy, że mamy identycznie drągi. Tak samo duże, kształtne, piękne.

- W końcu jesteśmy braćmi - zaśmiał się. - Genów nie oszukasz.

Odwrócił się o 180 stopni i zaczął mi ssać - jednocześnie wyprężył swojego przed moją twarzą.

Nie musiał mnie zachęcać.

Zwarliśmy się ze sobą w pozycji 69. Nie umiem nawet opisać, jak cudowne było to uczucie. Patrzyłem w dół i widziałem, z jaką pasją ssał mojego prężącego się kutasa - i jednocześnie sam dławiłem się jego boskim, twardym jak stal drągiem. Jego wielkie jaja pęczniały mi przed oczami i obiecywały wielki wytrysk.

Boże, był taki rześki, taki zdrowy i gotowy do orgazmów.

Niepojęte było piękno istoty, z którą obcowałem. Jego kształtny tyłek, posągowa klata, tęgie bicepsy - wszystko to doprowadzało mnie do ostatecznego szaleństwa, do kazirodczego zdziczenia.

W pewnym momencie wiedziałem już, że nie powstrzymam wytrysku.

Chciałem go uprzedzić, że zaraz trysnę, żeby miał czas wyjąć sobie z ust mojego fiuta, ale w tym momencie on zaczął tryskać mi na twarz nierealną objętością słodyczy. Jęczał po męsku, wił się w rozkoszy i spuszczał mi się do ust litrami gęstego soku samczego - podczas, gdy ja ładowałem jego śliczne usta swoim nasieniem.

To była szczodra i piękna wymiana płynów.

Orgazm zaskoczył nas w tej samej chwili. I zbliżył nas do siebie tak bardzo.

Jego spust tak bardzo mi smakował. Braterski, genetycznie podobny do mojego, sycący. Mógłbym mieć to w diecie cały czas. 

Gdy skurcze ustały, zaczęliśmy się całować.

Nasze usta były ubabrane litrami naszej spermy. Mieszał się nam w gębach nasz nabiał w tym rozwlekłym, mięsistym, głębokim pocałunku. Śmialiśmy się. Łaskotały nas po szyi stalaktyty naszego śluzu i soku męskiego.

Było w tym akcie coś magicznego - wielkie, braterskie pojednanie. Rozkosze złamanie tabu, w którym się zakochałem.

Padliśmy na poduszki - nasyceni, najedzeni, wzajemnie wyssani i wylizani, spełnieni do granic męskich możliwości.

***

Gdy rano otworzyłem oczy - Damian biegał po mieszkaniu w pośpiechu i zbierał swoje rzeczy. Był zdenerwowany.

- Co się dzieje?

- Co myśmy zrobili? - szeptał pod nosem. - Boże...

- Co? O co chodzi? - podniosłem się na łóżku.

- Przecież ja mam żonę i dzieci... - powtarzał to bardziej sobie niż mnie.

I wtedy do mnie dotarło. Przekroczyliśmy granicę, której nie powinno się było przekraczać. Za grzech skuszenia się na zakazany owoc, płaci się wygnaniem z raju.

Wstałem i podszedłem do niego. Złapałem go za ramiona. Zatrzymał się i starał się spojrzeć mi w oczy, ale jego wzrok uciekał, błądził gdzieś w szale.

- Nie wytrzymam twojego odejścia - powiedziałem mu wprost. - Nie dam rady znów, rozumiesz?

Wbił wzrok w podłogę, zacisnął wargi, zebrał się na odwagę i spojrzał mi w oczy:

- Jesteśmy braćmi, na Boga. Tylko braćmi - chwycił mnie i odepchnął na łóżko. - Nic z tego nie będzie! - wydarł się. - Co ty sobie wyobrażałeś? Że weźmiemy ślub? Co by powiedziała na to nasza matka?

I pakował się dalej.

A ja siedziałem bez ruchu i słuchałem tej tyrady, tracąc ostatnie nadzieje.

Zadawałem sobie pytanie, czy było warto stracić brata dla tych kilku chwil przyjemności. Teraz to wspomnienie latami, zamiast sprawiać przyjemność, będzie wypalać moją duszę w bólu.

Ubrał plecak i skierował się do drzwi. Chwycił za klamkę i zatrzymał się. Wyszedłem do przedpokoju.

- Zadaj sobie jedno pytanie - zacząłem. - Czy będziesz dalej szczęśliwy?

Przełknął ślinę. I wyszedł. Bez słowa. Bez chociażby spojrzenia w oczy. Gdy drzwi strzeliły mi przed nosem, poczułem się, jakby mnie strzelił w mordę.

Usiadłem na podłodze i zrozumiałem. Wtedy byliśmy młodzi, bez zobowiązań, bez planów. To był głupkowaty wybryk dorastających chłopaków. Dziś on miał rodzinę, dzieci, zobowiązania. Co ja sobie w ogóle myślałem?

Doczołgałem się do kanapy w dużym pokoju.

Listopad ciągle przypominał, że jest listopadem. Niebo było ciemne, szare i ciągle płakało. Jak ja. Zrozumiałem, w jakim położeniu jestem. Zamknięty w szarym pudełku zimnego, pustego mieszkania. 

Nie docierało jeszcze do mnie, że straciłem nagle całą rodzinę. Najpierw ojca, teraz matkę. A przed chwilą brata.

Mam za swoje - biłem się w myślach. Doigrałem się. Trzeba było siedzieć cicho. Po prostu się przytulić. Albo najlepiej nie. To obrzydliwe, co zrobiłem - winiłem siebie.

Wpadłem w szał. Wydarłem się. Wziąłem całą pościel, która wciąż lepiła się od naszych wytrysków, i wrzuciłem ją do wanny, zalałem wodą i proszkiem. 

Pobiegłem do pokoju i puściłem głośną muzykę, jakąś rąbankę. A potem wyciągnąłem wódkę z barku i ekspresem wypiłem ze trzy kieliszki. 

Na czczo weszły natychmiast. Zawirowało mi w głowie. Zacząłem tańczyć. Strąciłem wazon, który rozwalił się w drobny mak. Stanąłem na jego kawałkach bosymi stopami. Na podłodze zostawiałem krwawe ślady. Ale tańczyłem dalej - płacząc i śmiejąc się.

Ponury absurd życia zmieszał mnie z błotem. Dobił butem i zostawił samego. Oto ja - śmiałem się. Skazany na wieczną samotność, głupi pedałek, który roił sobie absurdalne nadzieje... na co? Na... bycie ze swoim... bratem?

Ty debilu, ty zboczeńcu - wyzywałem się na głos. A potem wyzywałem jego.

Rzuciłem pustą butelką po wódce o ścianę. Miałem gdzieś, czy sąsiedzi wezwą policję. Wyzywałem go od chujów. Jak mógł mi to zrobić? Swojemu bratu. Jak? Co za śmieć, co za odpad.

Kolejne porcje wódki powaliły mnie na kolana. Otworzyłem okno i wpuściłem lodowate powietrze. Byłem nago. Wyjrzałem za okno. Mieszkam na ósmym piętrze. Nie byłoby po mnie co zbierać - pomyślałem i zacząłem się śmiać. Po co ciągnąć dalej tak marną egzystencję?

Wtedy strzeliłem sobie w twarz z liścia. 

- Kurwa, Szymek, opanuj się, kurwa. Opanuj się! Na pewno sprawy się wyjaśnią. Na pewno zaraz zadzwoni. Na pewno powie, że jesteś jego ... Małpką...

Spojrzałem na komórkę. Cisza. Nic. Zero powiadomień.

Wybrałem jego numer. Odrzucił połączenie. Nie mogłem uwierzyć, co ze mną zrobił. Nagrałem się. Zwyzywałem go. Powiedziałem, że nie ma już wstępu do tego domu. Nigdy. Wyrzekł się mnie. Niech zdechnie.

Upadłem i straciłem siły. Ciemność zalała salon. Zapadł zmierzch.

Zaczęła się mroczna epoka cierpienia.

***

Poranki dało się znieść.

By tylko nie myśleć za dużo - starałem się zaangażować w różne czynności. Miałem kupę syfu do posprzątania. Stosy szmat do wyprania. Ciągle włączony telewizor, Internet, wszystko - byle nie myśleć.

Jednak wieczorami nie dawałem rady. Leżałem na kanapie w dużym pokoju i oglądałem telewizję. Ale nie widziałem, co jest na ekranie. Nie docierały do mnie dźwięki z tego pudła. Obraz zalewał się moim łzami.

To była czysta rozpacz. Czarna.

***

Po paru dniach starałem się już ostatkiem sił opanować sytuację. Mój urlop się kończył. Musiałem wracać do pracy.

Przeczytałem w Internecie, że gdy ktoś odejdzie, to trzeba sobie wyobrazić, że jest obok nas i mówić do tej osoby, jakby serio była. Że to podobno przynosi ulgę.

Wyobraziłem sobie, że siedzi na fotelu. Jak tamtego wieczora, gdy poszliśmy biegać. Jezu, jak to wspomnienie boli. Siedział tam, zobaczyłem go.

Usiadłem przy jego nogach. I prosiłem, by mi wybaczył. Że będę już dobrym bratem. Że go nie dotknę. Tylko niech wróci. Niech znów nazwie mnie swoją Małpką. Tylko tego chciałem. Jednocześnie moja pięść biła w fotel. Jakby jedna moja część chciała go wciąż zabić.

Zacząłem napieprzać w fotel, aż prawie się rozleciał. I krzyczałem. Ktoś pisał, że wyładowanie emocji może pomóc. Ale ja wciąż czułem się, jakbym zagłębiał się w swoje szaleństwo.

I wtedy usłyszałem walenie do drzwi.

Usiadłem zziajany i czerwony na podłodze. Pomyślałem, że mam przejebane. W końcu ktoś wezwał pały. Albo psychiatryk.

- Chwileczkę! - krzyknąłem, bo dać sobie chwilę na odsapniecie. Wstałem, przetarłem twarz, otarłem łzy, wygładziłem dresy i poszedłem otworzyć.

Na progu stał on. I patrzył na mnie blady jak duch. Miał wzrok, jakby umarł.

- Nie, nie, nie - powtarzałem i chciałem zamknąć drzwi, ale wstawił nogę. Wywalił drzwi, a ja prawie upadłem.

Krzyczałem, żeby wypierdalał. Że nie chcę go znać. Darłem mu się w twarz, jak bardzo go nienawidzę. Za to, że mnie zostawił po śmierci matki. Że jest chujem, gnojem, żeby po prostu wykurwiał, bo to nie jest już jego dom.

A on stał i patrzył na mnie bez słowa. Po czym podszedł, chwycił mnie i chciał przytulić. Zacząłem go bić, próbowałem odepchnąć, ale był nieporównywalnie silniejszy ode mnie. Z absolutnym spokojem objął mnie silnie. Próbowałem się wierzgać, wywinąć jakoś, ale nie miałem szans. Skapitulowałem i rozpłakałem się.

- Co robisz, głupku? - szeptałem przez łzy. - Co ty kurwa robisz?

Zaczął mnie całować - w usta, po policzkach, po szyi.

- Złożyłem pozew - szeptał i całował mnie nadal. - Rozwodzę się - mamrotał i wciąż mnie całował. I przepraszał, przepraszał wciąż na nowo, że mnie zostawił. - Teraz rozumiem. Rozumiem wszystko. Nikt nigdy nie kochał mnie tak jak ty - dodał. - Nikt mnie już tak nie pokocha.

Rzucił mnie na kanapę w salonie i zdarł z siebie koszulę. Gdybym nie upadł, to potęga jego muskularnego torsu i tak by mnie powaliła.

Klęknął przede mną.

- Kocham Cię, Małpko, rozumiesz? - i zaczął się do mnie tulić, wić się u moich nóg i wciąż przepraszał. Błagał o wybaczenie. Mamrotał, że nie mógł już beze mnie żyć. Że ukrywał to w sobie tyle lat, ale teraz to wyszło. I że jest mu już wszystko jedno, co kto pomyśli.

Wyznał, że chce być przy mnie. Ze mną. Do końca życia.

To stało się tak szybko, że nie mogłem w to uwierzyć. Rozłożył mnie na łopatki. Rozbroił. Zdarliśmy z siebie resztki ubrań i zaczęliśmy się kochać. Długo, namiętnie i konkretnie.

Wycałował mnie i wypieścił całego od stóp od głów. Wylizał moje pachwiny i jaja, czcił moją pałę. A potem położył mnie na plecach, zarzucił moje nogi na ramiona i zaczął napierać drągiem w moje zwieracze.

- Mogę? - spytał.

Przytaknąłem i zacisnąłem zęby, przygotowując się do bólu. Wszedł. Przez moment bolało. Kazałem mu się lekko wycofać, ale potem ból minął. I wszedł głęboko. Bardzo głęboko. 

Głupio się przyznać, ale... to był mój pierwszy raz. Nie mogłem sobie wyobrazić cudowniejszego rozdziewiczenia.

Pieprzył mnie bosko - po męsku, twardo i mocno, a jednocześnie czule. Czułem jego wielką, ciepłą opiekę - gdy tulił się do mnie spoconą klatą w klatę. Gdy mnie posuwał, patrzył tylko na moją przyjemność. Walił mi uściskiem mocnym jak imadło i rżnął.

- Tak dobrze? Tak? - pytał wciąż, a ja przytakiwałem nawet, jeśli nie było mi całkiem dobrze. Chciałem, by po prostu był sobą, by robił swoje.

By mnie wyrżnął za te wszystkie samotne lata rozłąki.

Pamiętam, jak zaczął się we mnie spuszczać i wciąż powtarzał, jak bardzo mnie kocha. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Bez cienia wstydu. W środku wyłem ze szczęścia. Zacząłem tryskać. Na linii naszego wzroku przelatywały strugi mojego słodu, który osiadał mi na czole, na policzkach. Ale wciąż patrzyliśmy sobie w oczy z niepojętym podziwem.

Zbliżył twarz. Zaczął zlizywać ze mnie moje nasienie. A potem całowaliśmy się.

Apetyt mieliśmy taki, że ślina ciekła nam bokami. Otryskałem nasze twarze, czując jednocześnie, jak mój tyłek wypełnia się po brzegi jego nektarem - jak przelewa się tam w środku, jak bulgocze, jak tryska szczelinami.

Oddałem mu się całkowicie. A on z całych sił wypełniał mnie swoją miłością po brzegi. I choć byłem wdzięczny za każdą jej kroplę, nie byłem w stanie jej przyjąć w całości - więc ulewała się z radością na pościel.

A gdy mnie wyjebał - wylizał mi tyłek ze swojego nasienia, brudząc sobie nim brodę i śmiejąc się. Było to niepojęcie podniecające - mój orgazm nie mógł się skończyć.

***

Gdy leżeliśmy potem objęci, nago, opowiedział mi, co się stało.

Wystraszył się tego, co do mnie poczuł. Musiał złapać oddech, bo nie wiedział, co się z nim dzieje. Był przerażony, że to coś złego. Że to nie powinno się było pojawić.

Jednak gdy wrócił do domu, czuł się obco i dziwnie. Nie umiał już nic czuć do Klaudii. Ona nie wyszła nawet go przywitać.

Poszedł do sypialni i powąchał jej bluzkę. Pachniała obcymi perfumami. Potwierdziły się jego wcześniejsze podejrzenia. Po mniej więcej roku jego misji, ona przestała pisać tak często, jak wcześniej. Potem ich kontakt prawie całkowicie się urwał. Ciągle udawała zajętą.

I nawet się nie zdenerwował. Nie poczuł się odrzucony. 

Poczuł ulgę.

I gdy uświadomił sobie, że powinien czuć przecież coś całkowicie innego, zrozumiał. Złożył pozew i wyprowadził się. Potrzebował trochę czasu, by ogarnąć sprawy.

I myślał ciągle o mnie. O tym, co mu nagrałem na poczcie głosowej. O mojej rozpaczy. Nie mógł sobie wybaczyć, że mnie zostawił w takiej sytuacji. Nie mógł się doczekać, aż wróci.

Potrzebował powiedzieć mi wszystko osobiście.

Pokazać mi na żywo, jak bardzo mnie kocha. Żebym nigdy w to już nie zwątpił.

***

Zamieszkał ze mną.

Codzienne wstawał o szóstej rano i robił mi śniadanie do łóżka. A potem kochaliśmy się na wszelkie sposoby miedzy jego tostami, kawałkami sernika i sadzonymi jajkami. Tonęliśmy w swojej spermie i ślinie, śmialiśmy się i całowaliśmy. Poznaliśmy dokładnie swoje nagie ciała i cieszyliśmy się nimi. 

Gdy nadeszły Święta - zadbał o wszystko. Najpierw pojechał do dzieciaków dać im prezenty, a potem przygotował pyszną Wigilię, kupił mi seksowną bieliznę pod choinkę, a potem znów się kochaliśmy. 

Nigdy wcześniej nie czułem się tak piękny w czyichś oczach.

Tak pożądany. Tak kochany nad życie.

- Jesteś mój, Małpko - szeptał mi do ucha zawsze, gdy swoim potężnym drągiem doprowadzał mnie do kolejnego totalnego orgazmu.

Tak, byłem jego. A on był mój.

Przy takim facecie niczego już się nie bałem.

***

"Jesteś piękny, gdy dochodzisz"
gejowska nowela erotyczna

Peter trafia do redakcji męskiego czasopisma "Healthy Male". Tam poznaje super przystojnego i charyzmatycznego Damiana - redaktora naczelnego - w którym wszyscy się podkochują. W tym także najbliższy kolega Petera - Alan. Już pierwszego dnia przed młodym redaktorem rysują się kuszące perspektywy. Kto wygra wyścig o serce Damiana?

#romantyczne #trójąkt #anal #siłownia #mięśnie

Format: ebook (mobi, epub) oraz druk

38 stron A5 = ok. 40 minut czystej ekstazy czytania z WIELKIM finałem

CZYTAJ DARMOWY FRAGMENT

14 komentarzy:

  1. P cwelik z Warszawy2 listopada 2020 01:43

    pięknie napisane a jak ukazuje uczucia, emocje i przeżycia jakie każdy z Nas chce doświadczyć.
    Chciałbym być takim bratem (Szymon) i mieć kogoś takiego jak Damian (właśnie takiego brata) którego bym kochał.
    Czekam na dalsze losy braci lub na inne opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowite opowiadanie, napisane jak z jakiejś książki :D A najlepsze jest to że też się nazywam Szymon i jestem bi ale większości gejem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezmiernie się cieszę, że opowiadanie się spodobało, Szymuś :)

      Usuń
    2. Spodobało? :D te opowiadania to majstersztyk. Co miałeś w szkole z polskiego?

      Usuń
    3. Na zmianę szóstki i pały :)

      Usuń
    4. No niestety ja miałem same szóstki bez pał :D (jeśli wiesz o co mi chodzi) :)

      Usuń
  3. To prawdziwe czy zmyene bo szczerze się wzruszyłem sam jestem bi chyba do końca tego nie wiem bo mogę się zakochać w oby płciach ale bardziej w chłopaku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli pytasz, czy opowiadanie jest na faktach - to odbieram to jako komplement za realizm opowiadania :)

      PS. Zakochuj się w chłopakach ;P

      Usuń
  4. MMMMMMMMMMM nikt do mnie jeszcze tak nie powiedział :D dzięki.

    OdpowiedzUsuń
  5. To było... Cudowne. Brak mi słów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Całkiem fajna historyjka, taka apetyczna... 😉

    OdpowiedzUsuń
  7. Jedno z najlepszych opowiadań jakie w życiu czytałem. Zawsze chciałem mieć brata, niestety nie było mi dane 😔

    OdpowiedzUsuń

Ty też podziel się opinią na temat opowiadania!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

TOP 10 ROKU