Pink Cruise: kto jebał mnie lepiej


Dwóch facetów z wieloletnim stażem chce przekonać się, czy wycieczka gejowskim statkiem miłości uratuje ich miłość.


Pamiętam naszą piątą rocznicę. Rżnął mnie, bo tak wypadało. Wszedł i jebał mnie bez emocji, bez zaangażowania oraz ambicji. Mechanicznie, odtwórczo, banalnie. W tej samej pozycji, co zawsze - na pagony, z moimi zwiniętymi w kłębki stopami na ramionach.

Mój spust jak zwykle był dla niego znakiem, by dojść. Napełnił moją dupę swoim nasieniem. Wyszedł, pocałował mnie i położył się spać.

A ja leżałem i patrzyłem w sufit. Księżyc błysnął w mojej łzie.

Zbliżające się wakacje miały wszystko zmienić.

***

Mam na imię Jimmy. Chrisa poznałem w metrze.

Udawał, że czyta FagoTimes, ale nieustannie molestował mnie wzorkiem. Szperał mi nim po ubraniu. Macał mnie spojrzeniami, zjadał mnie w wyobraźni jak tłustego, soczystego hot-doga oblanego majonezem. Rozchylił nogi. Jego penis drgnął i spiął się w nogawce. Widziałem wyraźnie jego wielkość, jego boskie kształty napierające pod dżinsami.

Zbliżaliśmy się do Daleman Town, trzy stacje przed moją. Zwinął brukowca, wstał i skierował się do wyjścia - nieustannie trzymając ze mną kontakt wzrokowy. Wysiadłem za nim.

Bez słowa poszliśmy do toalety. Neon mrugał, buczał, w powietrzu wirował aromat tysięcy aktów kopulacji, które tu zaszły. Podnieciło nas to.

Ściągnąłem mu te obcisłe dżinsy. Jego napięty kutas wyzwolił się i strzelił mnie w psyk aż puściłem ślinę. Zacząłem go ssać bez opamiętania, bez jakiegokolwiek rozsądku. Takie penisy się podziwia, przed takimi się klęka i takie się ssie. Trzeba je czcić, wielbić. Czynem.

Więc czyniłem.

Ładowałem go rozkoszą, polerowałem łapczywie aż do nieprzytomności - aż błyszczał i zaczął nerwowo pulsować. Wtedy on go wyjął, położył mi palec na ustach, odczekał, aż rytm skurczów osłabnie, po czym poprosił, żebym się wypiął.

Rozpakował mnie od tyłu. Widziałem, jak kształt moich pośladków odbijał się w jego drżących z podniecenia źrenicach. I widziałem w nich, jak nakierowuje tego drąga.

Wpuściłem go bez oporu. Wszedł we mnie szczelnie i głęboko. Był śliski, twardy i rozpalony. Jebał mnie i karcił jak psa. Umierałem z rozkoszy. Spuścił się we mnie sążnistą dostawą spermy. Ściekała mi od wewnątrz ud, po kolanach, po stopach. A on jebał dalej.

Aż strzeliłem na ścianę.

Orgazm z takim masywem z dupie wymyka się opisom. Do doświadczenie duchowe.

Pocałowaliśmy się.

- Jak cię zapisać w komórce? - spytałem.

- Chris - odparł. I wtedy w czerni jego rozszerzonych źrenic zobaczyłem to. Jego miłość. Zakochałem się. W jego głosie, w jego ciele, w jego duszy.

Wszystko potoczyło się ekspresem. Wspólne zamieszkanie, oświadczyny. 5 lat minęło jak z chuja strzelił. W tym czasie nie zmieniło się nic. Poza nim.

Wygasał jak starożytny wulkan. Widziałem to w jego oczach. W urywających się spojrzeniach. W analnym pośpiechu. W wymówkach, w narzekaniu. W smutnej rutynie, która wdarła się do naszej sypialni i rozgościła się w niej, po czym zmieniła się w stałego bywalca.

Słyszałem czasem, jak masturbował się w łazience. Po czym wracał do łóżka i mówił, że dziś nie ma na nich ochoty i szedł spać.

Przestałem mu wystarczać. Moja dupa to było już za mało, by dać mu radość.

- Wakacje - powiedziała Jane, moja dobra koleżanka. - Wspólne wakacje mogą być dla was ostatnią szansą. Zobaczysz. Znajdziecie się w nowym miejscu. Skoczy mu dopamina - mówiła z miną ekspertki - i znów się w tobie zakocha. Znam się na tym, mam z tego magistra.

Posłuchałem jej rady. Wykupiłem dwa bilety na tygodniowy rejs na Gaylore - luksusowym, gejowskim statku miłości. To pływająca, tęczowa forteca, ekskluzywny świat wylanych do basenów drogich drinków, pretensjonalnych restauracji z francuskimi czcionkami w menu, całodobowych , spoconych imprez i nagich, pięknych ciał męskich.

Egzotyka tego rejsu miała pobudzić zmysły Chrisa. Miała wyciągnąć swą kolorową dłoń i zmacać lubieżnie jego znudzoną duszę. Sprawić, że znów zapała do mnie miłością i pożądaniem.

W kajucie mieliśmy wszystko, czego dwóch gejów może potrzebować do szczęścia. Wielkie, wygodne łoże z aksamitną, czerwoną pościelą; jacuzzi z aromatami i zestaw audio nasączający atmosferę seksowną muzyką.

W restauracji pod pokładem zamówiliśmy owoce morza. To znane afrodyzjaki, więc z nadzieją patrzyłem, jak Chris wkłada sobie do ust kolejną ostrygę. Widziałem już oczami wyobraźni, jak wróci w niego dawny duch i wypręży jego nagie ciało oraz kutasa. I znów zerżnie mnie tak, jak kiedyś - z pasją, z zapałem, z poświęceniem.

Z miłością w oczach.

Jego oczy jednak rozbiegały się, unikały krzyżowania z moim wzrokiem i kierowały się gdzieś w bok, w róg sali.

Spojrzałem tam. Przy stoliku siedziała parka. Chudy, delikatny chłopaczek z długą, falistą blond grzywką. Oraz zjawisko - przypakowany, męski do obłędu chłopak o ciemnej karnacji, odziany w taką bardziej elegancką wersję dresów - czarnych, z odkrytymi, muskularnymi ramionami. Łysy, w sportowych, białych butach.

Było to sprawą nie do ogarnięcia, jak ten chłopaczek, w sumie mizerny, wyrwał kogoś tak zabójczo przystojnego. Ich wizualny kontrast uderzał w zdrowy rozsądek. Blondasek wątły, przeciętny, niespecjalny. A paker - potężny, seksualny, drapieżny.

Chris nie mógł oderwać od nich wzroku.

Zacisnąłem zęby i wyszedłem do toalety. Wystrój pseudo art deco miało ukoić moje nerwy, ale gorycz moja rozlała się po w półmroku tego ustępu.

Spojrzałem w lustro, westchnąłem, przemyłem twarz dla ostudzenia emocji. Wtedy drzwi od sali otworzyły się i wszedł on - ten łysy. Lustro stało się chwilowym nośnikiem naszego wzrokowego kontaktu. Przywitaliśmy się, jak na gejów przystało - nasze spojrzenia szybko zeszły w dół.

Przeskanowałem jego nabrzmiałe krocze. On - mój wypięty tyłek.

Stanął przy pisuarze i wyciągnął donga. Szmer spływającego tęgim strumieniem moczu rozniósł się po pomieszczeniu. Skierowałem się w stronę wyjścia. Minąłem go. Pachniał wielką, męską siłą, z którą chyba nigdy w życiu jeszcze nie obcowałem.

Może tylko wtedy, gdy Chris się we mnie zakochał i rżnął mnie całymi nocami.

Gdy wszedłem znów na salę, zobaczyłem, że Chris przysiadł się do ich stolika i... rozmawia z tym chłopaczkiem. Uśmiecha się, on też.

Stałem jak wryty.

Cały ten rejs wtedy dobiegł dla mnie do końca. Widziałem tylko ich, siedzących tam przy stoliku, śmiejących się.

- Och tak, szczypce tego kraba były wyjątkowo duże - śmiał się Chris .

- Nie takie się do ust wsadzało - odparł chłopak.

Co oni sobie myśleli? Że wyszedłem do tego kibla na 3 dni? Że nie wrócę? Nie zobaczę tego?

Najgorsze w tym wszystkim było to, że przegrałem wyścig o własnego chłopaka z... tym czymś. Z tym wątłym, marnym chłopaczkiem o aparycji anemicznego bibliotekarza. O grzywce bez stylu, bez smaku, z rozdwojonymi końcówkami. O twarzy zapadłej, marnej.

Co ten koleś w sobie ma? - pytałem się w myślach. Przyciągnął tego nieziemskiego dresa, a teraz odbija mi mojego chłopaka. Pytanie, czy on wciąż jeszcze był mój.

Wtedy za swoimi plecami usłyszałem męski, wkurzony głos:

- Hej! A ty kto?

Odwróciłem się. To był ten dres. Miał agresję na twarzy. Ruszył w stronę stolika.

Chris zerwał się i stanął naprzeciw niego.

- Ja tylko pytałem o menu. Wiesz, że jadłeś właśnie kraba, który zginął tragiczną śmiercią?

Łysol zatrzymał się, zmarszczył brwi i patrzył na niego z niezrozumieniem.

Wtedy odezwał się blondasek:

- Pamiętasz Sid, jak tu zabijają kraby? Zalewają je wrzątkiem. Przecież ludzie powinni wiedzieć takie rzeczy, nim zamówią kraba?

Więc miał na imię Sid.

Nic nie odparł. Dał mu znak, żeby wyjść. Blondas skinął głową i ruszył za swoim panem.

Popatrzyłem na Chrisa z litością i ruszyłem w stronę naszej kajuty.

***

- Miałeś na niego ochotę? - zapytałem niespodziewanie, gdy leżeliśmy razem z łóżku. On czytał coś, ja gapiłem się w sufit.

Odłożył pismo.

- Nie.

- Jeśli miałeś, to mi powiedz. Nie będę robił wyrzutów.

Westchnął.

- No może trochę... Ale...

- Ale co?

Pochylił się w moją stronę i wyszeptał na uchu:

- Ale mam Ciebie.

Poczułem ulgę. Przytuliłem się do niego i zacząłem całować. Najpierw usta, potem szyję, by stoczyć się kaskadą pocałunków po jego klacie - aż do tłustych jaj i pęczniejącego pięknie penisa.

Wessałem się w jego jądra, miętoliłem je ustami i smyrałem językiem - patrząc, jak solidny drąg rozkwita bosko na moich oczach; jak sięga niebios - pompowany jego gorącą krwią, siłą jego serca. 

Jak zwykle oszałamiał swoją lśniącą apatycznością.

Twardniał i wzdrygał się na myśl, co zaraz mu zrobię.

Otoczyłem go śliną i miłością. Był tak czysty, pachnący i kuszący, że bez pytania postanowiłem na nim usiąść.

Chris rozciągnął się wygodnie, a ja wziąłem go między pośladki i rozsiadłem się na nim przodem do jego twarzy. I zacząłem go ujeżdżać na jego oczach.

Uwielbiam rolę aktywnego pasywa - gdy skaczę na tym barczystym byku i plaskam pośladami o jego miednicę - czując, jak on zapuszcza się we mnie coraz głębiej i śmielej, a ja otaczam go ściśle swoim wnętrzem i trę go, generując rozkosz na jego twarzy.

Każdy mój skok zbliżał mnie do wielkiego orgazmu. Ostrzegłem go, że za moment trysnę mu w twarz. Powiedział, że na to czeka.

Nie szczędziłem spermy na niego.

Pierwsze strzyknięcie nasienia było na udrożnienie. Drugim zalałem mu klatę i szyję. Trzeci sięgnęło jego uśmiechniętej twarzy. 

Emitowałem białe pasma, jadąc na pełnych obrotach.

Kocham tę pozycję - to uczucie pełnego oddania, tę otwartość analną i to, że on na mnie patrzy, gdy mam najintymniejsze, najgłębsze doznania. Że nie mam przed nim tajemnic.

Gdy zszedłem z drągala - zobaczyłem, że jest czysty.

- Nie spuściłeś się?

- A... Dziś nie mam ochoty.

- Zaraz dokończymy - chciałem mu zwalić, ale on zatrzymał moją rękę.

- Serio nie dziś.

Cóż. Pozostało mi zlizać z jego nagiego ciała swój nektar i zasnąć.

***

Nazajutrz, gdy obudziłem się, Chrisa już nie było. Zostawił wiadomość, że poszedł się przejść po statku. Postanowiłem, że i ja tak uczynię - być może na niego natrafię.

Narzuciłem szlafrok i ruszyłem wzdłuż korytarza - mijając dziesiątki drzwi kajut, w których spali lub uprawiali seks mężczyźni z całego świata. Było niezwykłym doświadczeniem przechadzać się wśród tych stęków i jęków, tych wyrazów uniesienia wykrzyczanych i wyjęczanych w różnych językach świata.

Minąłem siłownię. I zobaczyłem tam pakera z restauracji. Ćwiczył bez koszulki. Był jeszcze większy, niż wczoraj. Widać jego mięśnie, poddane stymulacji, nabrzmiały. Oblepiał go pot i wzrok wszystkich facetów na sali.

Sapał.

Kolana mi zmiękły. Przez moment zjadałem go oczami. Ale zganiłem się w myślach.

Wtedy on wstał, umęczony, przetarł tors ręcznikiem i skierował się w stronę saunarium. Pomyślałem, że to może być jedyna szansa, by zobaczyć tego byka nago - i to bez konsekwencji.

Wszedłem do szatni, zrzuciłem szlafrok i wszedłem do tego zaparowanego, mrocznego labiryntu, który zapraszał egzotycznymi zapachami oraz koncertem jęków i westchnień.

Spocone torsy, ramiona i poślady rozstępowały się, gdy on kroczył boso, nago i męsko. Zasiadł na najwyższej ławce sauny, tuż pod sklepieniem, jak na tronie. Między nogami błyszczało boskie berło - niekwestionowane insygnium władzy nad gejowską wyobraźnią.

Mimo że w letargu, grzeszyło gabarytami. I podjudzało wyobraźnię do tworzenia dzikich przypuszczeń, jak ten narząd wyglądał, gdy się obudził.

Usiadłem obok niego. Zauważył mnie.

- Nie mieliśmy okazji się poznać bliżej - zagaiłem. - Nasi faceci wczoraj...

- Pamiętam.

Przez chwilę zastanawiałem się, jak pociągnąć tę rozmowę dalej. A może coś jeszcze...

- Dużo trzeba?

Popatrzył na mnie z niezrozumieniem.

- By zbudować takie mięśnie. Czy dużo trzeba ćwiczyć?

Udawał oschłość, ale w głębi jaj czułem, że on też chce pogadać.

- Latami. Dzień w dzień.

Był niewzruszony jak beton. Ale jego penis drgnął i minimalnie się powiększył. Jakby puścił oko.

- Długo jesteście ze sobą? - zapytałem.

- Nie chcę o tym gadać.

Pozornie. Bo jego drągal znów dał znak, że chce więcej.

- To wasz pierwszy kurs takim statkiem?

- Nasza sprawa.

I pewnie wycofałbym się z tej rozmowy, ale jego penis urósł o kilka centymetrów, lekko stwardniał i napęczniał. Wszyscy patrzyli.

- Zapraszacie do siebie kogoś trzeciego?

Starał się zachować spokój, ale raz jeszcze zdradził go jego organ. I choć nadal był w zwisie, to już wyraźnie rysowały się jego prawdziwe kształty.

On zerwał się z miejsca, chwycił za ręcznik i owinął się nim:

- Chuj cię to obchodzi - i wyszedł pospiesznym krokiem.

Oblepiały go dziesiątki spojrzeń, które dobywały się z ciemnych kątów tej wielkiej sauny. Odprowadziłem jego pupę wzrokiem. Była apetyczna jak dorodny owoc prosto z zakazanego ogrodu.

Spojrzałem na miejsce, w którym siedział. Zostawił klucz. Z numerkiem pokoju. 169.

Uśmiechnąłem się w duchu. Nie wiedziałem, czy to był przypadek. Czy celowo zostawił mi ten prezent w nadziei, że odczytam w nim zaproszenie. W końcu numer pokoju też wyraźnie coś sugerował.

Chwyciłem klucz i wyszedłem, by go odnaleźć. Ale nie było go nigdzie w okolicy - ani na basenie, ani pod prysznicami, ani w szatni.

Popatrzyłem raz jeszcze na numerek przy kluczu... Które to mogło byś piętro?

Znalazłem kajutę bez problemu.

Stąpałem powoli i cicho. Chciałem zapukać, ale z wnętrza dobywały się jakieś podejrzane odgłosy. Przystawiłem ucho. Ewidentnie uprawiano tam seks. Przez moment wyobraziłem sobie, jakie widoki muszą mieć ściany tamtej kajuty. Sid - osiągnąwszy pełnię swoich rozmiarów - nadziewał tego swojego chłopaczka bez żadnej litości.

Ścisnąłem klucz. Instynktownie wsadziłem go do zamka. Bezszelestnie i ostrożnie. Chciałem tylko przez moment zobaczyć ten cud natury w szczelinie drzwi. Ukraść trochę tego gejowskiego raju. I uciec.

I zobaczyłem.

Mój Chris jebał tego całego blondasa aż skomleli. Wyli, syczeli, napinali się w orgazmie, błyszczeli potem. Pierdolił go całą swoją mocą aż nasienie ciapało i bryzgało na boki.

Świat w moich oczach zalał się ciemnością.

Wpadłem do pokoju z hukiem, chwyciłem ich za łby i darłem się, ale wyrwali się. Chris spanikował. Tryskał nasieniem i próbował ubierać slipki. Ten gówniarz próbował zwinąć się w kołdrę jak burito. Chwyciłem go ponownie za włosy i wytargałem na środek, rzucając go na podłogę.

- Przyniosłem szmatę, trzeba tu posprzątać z tej spermy.

- Uspokój się, to nie tak, jak myślisz! - majaczył Chris.

- Więc to dla niego zachowałeś pełne jaja wczoraj.

- Puść go!

- Nie, spokojnie, nie zajebię cię - darłem się do niego. - Zrobię coś gorszego. Wiecie komu powiem.

Na ich twarzach pojawił się autentyczny lęk.

- Dobrze wiemy, jak zareaguje. Ma w bicu więcej, niż ty w udzie! - Spojrzałem na blondasa. - A o tobie nawet nie wspomnę, bo ten twój paker zrobi z ciebie marmoladę.

Zamknąłem ich w pokoju i pobiegłem go szukać. Biegłem przez pokłady, łzy pchały mi się do oczu i rozmywały widok, ale trafiłem na siłkę. Nietrudno było zauważyć Sida z racji rozmiarów.

Powiedziałem, co się stało. I że zamknąłem ich w pokoju. Jebnął hantle, wyrwał mi klucz i wybiegł.

Gdy dotarłem z powrotem do pokoju, zrozumiałem, co uczyniłem. Uruchomiłem moc, której nie będzie można powstrzymać. Blondas leżał na podłodze i płakał, wijąc się nago u stóp Sida. A on natomiast trzymał za szyję Chrisa, dusząc go i przystawiając mu pięć do twarzy:

- Jebałeś mojego kolesia. Wiesz co ci zrobię?

Dusił go. Chris siniał w oczach.

Rzuciłem się na Sida. Był potężny i wściekły.

- Zostaw go! Zostaw! Błagam. Wysłuchaj mnie.

Sid spojrzał na mnie zmrużonymi oczami. Nie mógł wiedzieć, o co mi chodzi.

- Mam lepszy pomysł! - powiedziałem i przekonałem, byśmy poszli do łazienki.

Puścił Chrisa, który padł na łóżko. Strząsnął z nogi swojego blondasa i zamknęliśmy się w łazience.

- Wiem, jak się zemścić tak, żeby zapamiętali na zawsze - powiedziałem mu w twarz.

Wpadłem na demoniczny pomysł. Najgorszy i najlepszy z możliwych. To był przebłysk - podszept dzikiej chęci zemsty i pożądania. Pocałowałem go i chwyciłem go za kroczę. Spojrzał mi głęboko w oczy.

I uśmiechnął się.

W sypialni blondas zwijał się na podłodze, płakał i majaczył, że nie tak to miało być. Chris siedział skulony na łóżku w samych slipkach - w przejęciu i zmartwieniu.

Wyszedłem do nich. Nago. Zmierzyłem ich wzrokiem. Klęknąłem na podłodze.

Wtedy z łazienki wyszedł Sid.

Też nago.

Z pełną, oszałamiającą, legendarną erekcją.

Jego piękny kutas - w końcu na pełnej erekcji - wykroił mi w oczach resztę świata. Wygłuszył mnie na wszystkie inne sprawy. Istniał tylko on - dorodny, twardy i śliniący się masywnie na myśl o tym, co za chwilę będzie wyrabiał.

Objąłem go i wziąłem czym prędzej do ust.

Był smaczniejszy niż cała tamta jebana restauracja. Był najlepszym owocem morza w moim życiu - ronił słonawy śluz i nawilżał się nim, karmił mnie nim. Przyjmowałem jego szczodrą fizjologię - jadłem ją, delektowałem się nią i krztusiłem się nią.

Zaczęły do mnie docierać jego sapania.

Spojrzałem w górę.

Był jak bóg. Górował nade mną. Gdzieś tam hen, na szczycie góry mięśni, na zwieńczeniu potężnej, wyrzeźbionej klaty jęczała jego głowa. Widziałem fale spięć, które wędrowały do góry po jego brzuchu i piesiach i kończyły na jego twarzy.

Byłem mały przy tym kolosie.

Zaczął mnie lać po twarzy kutasem. Osiadał nim na moich policzkach serią głośnych, apetycznych plaśnięć. I znów pchał go w moje usta.

Rozwarł je do maksimum. Zajrzał mi penisem głęboko w przełyk. Wtem puścił we mnie impuls spermy. Rozeszła mi się po gardle cierpkim ciepłem. Zmartwiłem się, że już po zabawie.

Ale nie. To był dopiero początek.

Wyciągnął go z moich ust, położył mi na nich palec i poprosił, bym założył mu nogi na jego szerokie, bogate w mięśnie bary.

Spojrzałem na Chrisa i blondaska. Siedzieli w osłupieniu. W przerażeniu. Nieruchomo, jakby stanął czas. Nie mogli wykrztusić słowa.

Spełniłem polecenie pakera i przygotowałem się na przyjęcie największego statku w moim porcie.

Patrzył na mnie z pożądaniem. Splunął na swojego drąga i rozsmarował ślinę na jego głowicy, wzdychając z podniecenia. Przez chwilę łaskotał mnie w okolicach odbytu nawilżonym koniuszkiem. Krążył nim, nęcił, po czym wszedł. Im głębiej wchodził, tym był szerszy. Tym większe spustoszenie siał.

Rozwierał mnie porażająco.

Słodka rozkosz rozwinęła skrzydła w moim łonie, krzyczała i miotała się. Łysol uspokoił drąga i dał mi czas na akomodację odbytu. Obkurczałem się wokół tego boga analu, ale powoli mój otwór zaczął dostosowywać się do nowego poziomu przyjemności, na jaki miałem się za moment wznieść.

Puściłem mu oko.

Ruszył.

Jak wielka, tłusta, błyszcząca lokomotywa, która dopiero się rozgrzewa. Toczył się powoli, ale czuć było, że w tej masie drzemie potęga, która dopiero za moment w pełni się ujawni.

To cudowne uczucie oddać się takiemu wielkiemu mężczyźnie. Być własnością takiego bezczelnego jebaki. Być zdanym na pastwę jego zwierzęcej, niekontrolowanej chuci.

Z każdym posunięciem był coraz śmielszy. Coraz głębszy i bardziej dorodny.

I nim zdążyłem się nim nazachwycać - pierdolił mnie już ostro, wściekle i energicznie.

- Jak ten blondasek wytrzymywał takie coś? - zastanawiałem się.

Jebał mnie na ich oczach. Tak otwarcie, bezwstydnie. Nie umiem wyobrazić sobie słodszej zemsty. I w pewnym momencie byłem nawet wdzięczny, że Chris mnie zdradził. I mogę teraz na legalu oddać ciało temu sportowemu perwerowi.

Widział po mnie, że jestem już na skraju nieodwracalnej rozkoszy. Że ekstaza nagromadziła się we mnie, pęcznieje, ciśnie i szuka ujścia. Więc zaczął jebać mnie pełną potęgą swojej męskości.

I gdy już prawie zacząłem chlapać spermą - on chwycił mojego penisa, ścisnął go ogromną siłą u podstawy, zatrzymał nasienie wewnątrz, po czym schylił się w moim kierunku. Nasze usta spotkały się. Całowaliśmy się namiętnie.

I wtedy puścił mojego drąga. Wybuchłem.

Obryzgałem nasze twarze galonami spermy. On uśmiechał się perwersyjnie i całował mnie dalej, a ja pulsowałem jak szalony, wyrzucając z siebie całą zawartość jąder. Osłodziłem, jak mogłem, ten nasz zakazany pocałunek.

Och! Cóż to była za ulga.

Czułem się jebany jak przedmiot.

On wtedy wyłonił swojego kutasa i zaczął go intensywnie walić. Widać było, jak jego ciało rośnie i grzmi od piętrzącej się w nim przyjemności. I że zaraz się rozszczelni.

Wtedy Chris rzucił się na niego z pięściami:

- Zostaw go, skurwysynu!

Sid chwycił go za kark i ścisnął potężnie. Chris zaczął szamotać w panice. Bezsilnie mamrotał coś pod nosem. Sid ściągnął jego głowę i skierował ją w moją stronę:

- Teraz patrz.

I w tym momencie mięśniak rozbryzgał się nasieniem po całej mojej klacie i twarzy. Bombardował mnie długo i sowicie kremową, ubitą, spienioną esencją swoich nabrzmiałych, ogolonych, pulsujących gonad.

Zalała mi usta, oczy, szyję i klatę. Spływałem nią, buchałem cierpkim aromatem naszej wspólnej ekstazy. Byłem jak ten krab zalewany wrzątkiem - jednak czerpałem z tego czystą ekstazę.

A Chris musiał na to patrzeć. Z bliska. Widzieć, jak nasze nasienia mieszają się.

Musiał czuć ciepłe opary naszych płynów. Słyszeć syk naszych wytrysków, bicie naszych wściekłych i podnieconych serc. Nasze jęki, sapania i wzdychania musiały spleść się w jego głowie i nagrać się w jego układzie nerwowym jak na dyktafonie.

Sid odepchnął go jak manekina.

I skupił się na dokończeniu swojego orgazmu.

Wytarł swoje łapy o mnie i zostawił - parującego sokiem, wyjebanego, zużytego. Czułem się jak rozdarta kurtyzana, która przeżyła przejście rosyjskiego frontu.

***

- Wtedy, gdy pruł twoją dupę - zaczął Chris. - Jak ją bezcześcił tym przerośniętym drągiem. Jak zmienił cię w sukę, wykorzystywał to... coś zrozumiałem.

Leżeliśmy na naszym łóżku, już w domu po powrocie z rejsu.

- Że nikogo nie chcę na świecie bardziej od ciebie - dodał.

Przytulił mnie. I poczułem tamto ciepło sprzed lat.

- Przepraszam - wyszeptał. - Tak mi przykro. Choć muszę przyznać... że było mi to potrzebne. By znów poczuć do ciebie to, co czułem lata temu.

Zdarł ze mnie cichy i wypieścił do samej duszy. Wycałował jak najświętszy skarb. Ogrzał, rozciągnął, wylizał. I zobaczyłem w jego oczach tamtą pasję, to dzikie pożądanie, tę pomyloną chęć robienia mi dobrze za wszelką cenę.

Więc oddałem mu się.

I pozwoliłem się jebać całą długą noc. Wielokrotnie. Wciąż na nowo i na nowo wypełniać się nasieniem. Zupełnie, jakby odrabiał straty. Jakby chciał przebić moje wczorajsze oddanie. Pokazać mi, kto jebie mnie lepiej.

Przyjąłem wszystko, co wystrzelił. Wypełniał moje otwory sobą. Poił mnie swoją miłością. Znów był jak aktywny wulkan, który z rozkoszą oddawał się erupcjom.

I choć rozmiarów pały tamtego pakera nie przebije nic, Chris dał mi coś, czego nie doświadczyłem dzień wcześniej.

Poczułem się wielbiony. Jak nigdy dotąd.

I tak oto uratowaliśmy nasz związek. Było ryzykownie. Ale też szalenie podniecająco.

13 komentarzy:

  1. Zastanawiam się, czy jest w tej historii jakiś odnośnik do naszego autora... ��
    Opowiadanie jak zwykle na wysokim poziomie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie cudowne (jak zawsze zresztą). Jesteś mistrzem w prowokowaniu erekcji, te detale na blogu,widzę je, i podziwiam, jak świetnie są dopracowane, kreatywnie dobrane <3 Wchodząc na ten blog od razu atakuje mnie atmosfera seksu, wyuzdanych prowokacji i ciepło męskiego ciała... i to jest piękne! Dziękuję za to co robisz, bo robisz to świetnie, i normalnie zako(chuje) się w Tb za każdym razem jak tu zerkam, Buziaczki i Pozdrawiam, Damian ;) <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne. Brawa dla kunsztu. A czy będzie to opowiadanie którego pomysł podsunął jeden z czytelników? w komentarzach pod braterską rozbieżnością?

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny tekst! Masz dobry styl.

    OdpowiedzUsuń
  5. ������������

    OdpowiedzUsuń
  6. Po przeczytaniu kilku Twoich opowiadań miałem sen jakiego nie miałem nigdy. Śniło mi się że byłem potężnie zbudowanym ponad dwumetrowym gościem, bosko owłosionym z ogromnym twardym chujem. I tryskałem jak oszalały słysząc męskie ryki. Tak w skrócie. Rano obudziłem się mokry :) Dzięki

    OdpowiedzUsuń
  7. Super :-)
    Liczyłem, ze na Walentynki tez pojawi się jakiś prezent :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Ty w ogóle żyjesz autorze? :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeszcze. Proszę. Blafah o więcej... Przy teoich opowiadaniach orgazm jest niesamowity

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekamy na kolejne historie!

    OdpowiedzUsuń

Ty też podziel się opinią na temat opowiadania!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

TOP 10 ROKU