Kaspian - klejnot morza [2/2]


Łaźnia "Pod Bosą Stopą" w końcu odkrywa przed bohaterem swoje tajemnice i intrygi. Obiecując, że wszystko, co się wydarzy w kłębach pary, zostanie na zawsze podniecającym sekretem...


[Jeśli nie czytałeś jeszcze części pierwszej - polecam zacząć od niej]


Wieczorem następnego dnia spotkaliśmy się w porcie przy falochronach. Kaspian i jego dwóch majtków byli o czasie.

Strażnik łaźni chyba mnie poznał, ale ze względu na towarzystwo, nic nie powiedział.

Wrota otwarły się i znaleźliśmy się w holu, od którego odchodziły szatnie. Nie było podziału na męskie i żeńskie, ponieważ ten przybytek był wyłącznie dla mężczyzn. Wszystko było wykonane z grubego, litego dębu. Powietrze niosło ze sobą korytarze ciepła i przytulności.

W szatniach panował półmrok, w sferze którego moi towarzysze zaczęli namiętnie zrzucać z siebie odzienie.

I w tym momencie poczułem dreszcz, a palące rumieńce wstąpiły na moje policzki. Dotarło do mnie, że oto dostałem to, co chciałem – za moment miałem wkroczyć do krainy męskiej nagości. Ale muszę za to zapłacić wysoką cenę. Muszę się przełamać.

- No co, młody – zaśmiał się Jacob. – W ubraniach nie pozwalają się tu kąpać. Każdy musi być nago.

Moje serce zaczęło walić jak oszalałe, a ja nerwowo rozglądałem się po kątach, szukając jakiejkolwiek wymówki.

- O kurczę… - wymamrotałem. – Zapomniałem, że w domu…

I już chciałem się jakoś wykręcić, ale poczułem uścisk dłoni na swoim ramieniu. To był Kaspian, spojrzał mi głęboko w oczy:

- Zaufaj mi.

Poczułem, że mogę to zrobić. On podszedł i ściągnął mi koszulkę, a następnie kucnął i zsunął moje bokserki, nie ukrywając, że chce mi się przyjrzeć bliżej. Oblizał swoje mięsiste usta.

- Ruszajmy – rzekł.

Weszliśmy do innego świata.

Moje nagie ciało uderzone zostało ścianą ciepła i wilgoci uwarstwioną zapachami chmielu, tytoniu i męskich perfum. Wszystko tutaj było ciosane z grubego drewna dębowego i pokryte wilgocią. Dookoła rozstawione były świeczniki uginające się od rozpalonych świec, lecz zasłona pary skutecznie kryła w sobie wszystkie te jątrzące się, męskie intrygi.


Faceci zupełnie nago i bez skrępowania przechadzali się pomiędzy otwartymi łaźniami, pokojami relaksu i prysznicami. Po kilku, jeden na drugim, objęci i weseli siedzieli w baliach pełnych ciepłej wody, dyskretnie szeptali coś i popalali fajki.


Inni, młodsi, także całkowicie nago, dolewali im wiadrami ciepłej wody, która grzała się na paleniskach, w których trzaskał ogień. Z obłoków pary wodnej wyłaniały się też leżaki, na których spoczywali wielcy, nadzy, przystojni marynarze i obmywani byli przez młodszych. Polewali ich wodą, szorowali ich ciała morskimi gąbkami, po czym płukali je.


Obrazy te były rozmyte parą, mokre i niedopowiedziane, wiec musiałem sporo nadrabiać własną wyobraźnią – która to nie zawiodła mnie w tamtej chwili.


Jedyne, co po tych łaźniach rozchodziło się bez problemu, to dźwięki.

Wśród męskich rozmów, sekretów i stłumionych śmiechów pluskała woda, słychać było jej szum i plaśnięcia bosych stóp, które brodziły w tej wodzie po kostki. Stąd czułem, jak otaczają mnie te męskie ciała, mijają się i smyrają przelotnie, próbując jakby zahaczyć inne ciała niczym kotwica morskie dno.

Z nadmiaru tych wszystkich bodźców doznałem silnego podniecenia i zacząłem się obawiać, że dostanę niekontrolowanej erekcji.

Zresztą już się ona u mnie napoczęła – wzdrygając mojego penisa. Niemniej zauważyłem, że niektórym mężczyznom maszty stały bez skrępowania – w tym także Jacobowi – więc uznałem, że jest tutaj na to przyzwolenie i nie muszę się wstydzić swoich reakcji.

- To normalne tutaj – rzekł Jacob, jakby widząc moje zakłopotanie. – Tutaj można sobie pozwolić naprawdę na wiele.

Te słowa podnieciły mnie jeszcze bardziej.

Pierwszy raz w życiu widziałem tyle erekcji naraz. Męskie członki ocierały się o pupy i biodra innych, wystawały w baliach demonstracyjnie ponad lustra wody niczym latarnie morskie – próbując najwyraźniej zwabić ku sobie zagubionych w sztormie pary i piany spragnionych marynarzy i rozbitków.


Szliśmy w nieznanym kierunku, mijając kolejne pomieszczenia, łaźnie, balie i pomniejsze baseny wypełnione nagą samczością marynarzy.


Wszyscy byli piękni i młodzi, frywolni i fascynujący. Ale najbardziej fascynująca była podskakująca, dorodna pupa Kaspiana, za którą podążałem. Wciąż nikła we mgle, więc przyspieszałem, starając się nie zgubić jej w tym nagim tłumie.

- Dokąd idziemy? – spytałem braci.

- Kaspian zarezerwował dla nas specjalne, ustronne miejsce.

Zeszliśmy po drewnianych schodach a niższy poziom.

Panował tam gęsty mrok, który ustępował tylko trzaskającemu żarowi buchającemu z centralnego pieca łaźni. Migotliwe światło ognia szkicowało dynamicznie luźny okrąg nagich mężczyzn zgromadzonych wokół pieca.

Milczeli i delektowali się tą niezwykłą atmosferą, od czasu do czasu dyskretnie spoglądając na siebie w ciszy.

Bracia poszli gdzieś, a ja z Kaspianem rozłożyliśmy się wygodnie na podłużnych ławach, które stały nieopodal. Choć musiała minąć chwila, nim moje nagie pośladki przyzwyczaiły się do gorącego drewna, temperatura była tam idealna. Mięśnie relaksowały się same. Z ciasnoty i ciemności nasze nagie stopy spotkały się. Zauważyłem, że to mu nie przeszkadzało.

- Tutaj nikogo nie oburza męski dotyk – powiedział Kaspian i zarzucił swoją masywną nogę tak, że skrzyżowała się z moją. – Dotyk jest naturalny, normalny.

Czułem, że to będzie długi i pełen wrażeń wieczór.

Bracia wrócili z drewnianym wiadrem pełnym ciepłej wody i gąbkami. Kaspian rozłożył się jeszcze bardziej, jedną nogę podniósł i odchyli głowę, zastygając w pozycji półleżącej. Jacob namoczył gąbkę i zaczął obmywać wielką klatę kapitana. Porcje piany spłynęły po niej, zostawiając błyszczący szlak wilgoci. Jeremiasz usiadł za kapitanem i zaczął masować jego kark.


Scenariusz tego rytuału był już znany, nie odbywał się tutaj pierwszy raz.


- Może i tym razem nam pomożesz? – zapytał Jacob.

Zmieszałem się nieco, ale przytaknąłem i chwyciłem gąbkę. Kaspian spojrzał i uśmiechnął się, po czym znów przymknął oczy, jakby oczekiwał jakiejś specjalnej przyjemności.

Mnie przypadły nogi.

Zacząłem je delikatnie obmywać, począwszy od stóp. Były wielkie jak płetwy. Jednak nie mogłem oderwać wzroku od jego genitaliów. Jego kutas był dość mały, zdecydowanie za mały, jak na samca tej wielkości. Niemniej nie robił sobie z tego problemu – demonstrował go i pozwalał każdemu ciekawskiemu go oglądać.

Wycierałem jego brzuch, wnętrza ud, pachwiny, a on drgnął. Im dłużej trwał ten rytuał, tym większy się robił. Pompował się krwią, ogromniał i podnosił się, targany skurczami. Wtedy też szybko nabierał rozmiarów bardziej adekwatnych do parametrów Kaspiana. Stawał się szokująco gruby i długi.

Jednak nikt sobie z tego nic nie robił.

- To się zdarza – rzekł Kaspian, gdy zrozumiał, że tak masywna erekcja nie może przejść niezauważona. – W końcu jesteśmy facetami, co nie?

Jacob uśmiechnął się, a Jeremiasz nadal miał kamienną minę i robił swoje.


Uznałem więc, że genitalia są taką samą częścią ciała, jak każda inna – i także wymaga umycia. 


Nasączyłem więc gąbkę ciepłą wodą i już miałem zabrać się za obmywanie tego wielkiego, dumnego masztu męskości, gdy Kaspian nagle kazał przerwać mycie.

- Możecie iść się kąpać – wskazał na braci. – Ty zostań.

Bracia porzucili wszystko i oddalili się. Zostaliśmy sami.

- Wiem, że przyszedłeś tutaj po coś więcej – powiedział.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Chyba mnie rozpracował. Najwyraźniej nie umiem ukryć swoich homoseksualnych zainteresowań. Ścisnąłem gąbkę tak mocno, że wyciekła z niej chyba cała woda.

- Spokojnie, wiem, że jesteś porządnym chłopakiem – wyszeptał. – Tylko musisz coś wiedzieć. Że… ja nigdy z żadnym facetem…

Spojrzałem na niego z niezrozumieniem.

- Jesteś starszy ode mnie. I nigdy?

- Nigdy.

- Przychodzisz tutaj i…

- Ciii… - uciszył mnie. – Często tu się spotykamy. Wszyscy z okolic. Jest nas wielu. Niektórzy tacy się urodzili, niektórzy szukają uciech, bo brak im bliskości kobiety. Jednak ja osobiście nie mogę.

- Dlaczego?

- Nie umiem ci tego wytłumaczyć. Może po prostu nie trafiłem na tego właściwego?

Siedzieliśmy przez moment w krótkim i niezręcznym milczeniu, po czym stwierdziłem, że muszę się ochłodzić.

Wstałem i oddaliłem się.

Pomieszczenie obok znajdowała się balia z chłodniejszą wodą, w której znalazłem szybkie ukojenie. Była mi potrzebna także z powodów czysto emocjonalnych. Nigdy tego nie robił? Trudno uwierzyć. Taki samiec. I powstrzymywał się ten cały czas…

Wtedy pomiędzy balami ujrzałem prześwitujące dwie sylwetki. Spojrzałem przez szparę. W łaźni obok siedzieli Jacob i Jeremiasz.

- Muszę ci coś wyznać – wyszeptał Jacob w atmosferze największej tajemnicy. – Ale nie wiem, czy jesteś gotowy.

Jeremiasz westchnął:

- Domyślam się chyba, o co może chodzić…

- Wtedy tam na statku z Kaspianem. Gdy kazał nam robić te wszystkie dziwne rzeczy…

- Mieliśmy do tego nie wracać.

- Wiem, ale muszę. Naprawdę muszę, Jerry. 

- To skoro musisz, to mów.

Chwila ciszy, która zapadła, trwała chyba wieczność. Naprężyłem wszystkie swoje mięśnie, aby nie zdradzić swojej obecności. A ciekawość konsumowała mnie do granic fizjologicznych możliwości.

- Podobało mi się.

Jeremiasz wstał, chwycił za ręcznik i skierował się ku drzwiom.

- Co się stało? – spytał Jacob, wstając i chwytając go za ramię. Jeremiasz wyrwał się jednak:

- Jesteś tak samo popaprany, jak on. Ojciec by nas zabił za to, rozumiesz?

- Ojciec nie żyje od lat. A my jesteśmy dorośli.

- To wbrew naturze. Kocham cię, ale po bratersku. A nie tak… 

I wyszedł.

Jacob zrozpaczony usiadł z powrotem i ukrył twarz w dłoniach.

Wróciłem do Kaspiana, który zniecierpliwiony nadal leżał rozłożony na ławie.

- Wszystko okej? – zapytał.

- Chyba tak.

Polecił mi położyć się na brzuchu wzdłuż ławy. Stanął nade mną, pochylił się i poczułem jego wielkie dłonie na moich plecach.

- Zrobię ci masaż pleców. Nic tak nie relaksuje…

I wtedy zapadła cisza. Kaspian zamarł.

- Co się stało? – zapytałem, ale mi nie odpowiedział.

Chciałem się odwrócić, ale przycisnął mnie do ławy tak, że nie miałem możliwości nawet drgnąć. Mój oddech przyspieszył, zacisnąłem pięści. Kątem oka zobaczyłem, że patrzy na moje pośladki.

- Nie wierzę… - oznajmił.

Aha, więc zauważył – uśmiechnąłem się w myślach. Ból i wydane pieniądze opłaciły się. Tatuaż kotwicy – choć jeszcze świeży, bolący i zaczerwieniony – widniał wyraźnie na moim pośladku.

To była spontaniczna decyzja. I droga. Ale miałem nadzieję, że się opłaci.

Poczułem, jak on pochyla się bardziej, by mu się przyjrzeć w tym nikłym świetle. Poczułem także jego ciepły oddech na swoich pośladkach. Zaczął je całować. Czułem drapanie jego brody i mięsistość jego warg, które łapczywie próbowały objąć coraz większe obszary mojego tyłka.

Z przyjemności aż zadrżałem.

Wtem wyłonił się jego jęzor – był długi, mięsisty i ciepły i zaczął kreślić kręgi śliny, która pieniła się niczym morska piana. Czułem w jądrach, że nie będzie mógł się powstrzymać, gdy ujrzy swoje fantazje na żywo – jakby wycięte z jego rysunków.


I gdy myślałem, że nie zasmakuję już większej rozkoszy tego wieczoru – jego język zanurkował między moje pośladki. Łaskotanie, które przebiegło mnie i spięło, niemal wygięło mnie jak łuk.


Wypiąłem się tak, by moje pośladki rozwarły się a on mógł zanurzyć się głębiej. Wszedł głęboko i zaczął toczyć wiry wokół mojego odbytu, znacząc go swoją śliną i ciepłotą. Gęsta broda potęgowała moje doznania, stymulując wnętrza moich pośladków. Przebiegły mnie ciepłe ciarki.

Szlak jego pocałunków wybiegł na moje plecy i szedł szybko ku górze, ku  mojemu uchu:

- Proszę… Błagam. Pozwól mi – wyszeptał. – Będę ostrożny, bardzo ostrożny, obiecuję.

W odpowiedzi wypiąłem się jeszcze bardziej. Nie obchodziło mnie już, czy ktoś na to patrzył i czy są jacyś świadkowie tego gejowskiego nierządu. Chciałem go poczuć w sobie – w całości.

Był jak dziki pies trzymany w niewoli. Bez doświadczenia w ruchaniu, ale za to z bezkresnym pożądaniem, które wtedy skoncentrowało się w całości na mnie. Jeśli on rzeczywiście tyle lat czekał na to, to aż trudno uwierzyć, co musiał czuć.

Ja jednak wiedziałem, co muszę poczuć – i poczułem. Wielki jak wiosło penis zapukał do mojej bramy. Napiął się i napierał, wiercił i próbował rozewrzeć moje zwieracze. I gdy to się udało… wręcz skręciło mnie z bólu.

- Wyciągaj! – krzyknąłem.

Jakimś cudem się powstrzymał przed popadnięciem w ruchanie i wyciągnął go. Ból mnie przeszywał na wylot i minęła dłuższa chwila, niż doszedłem do siebie. Nim zdążyliśmy wypłynąć na otwarte wody, trafiliśmy na mieliznę.

- Nic ci nie jest? – zapytał. – Nie chciałem…

Złapałem jego drąga. Był suchy, jak deska wraku wyrzuconego na piaszczysty brzeg.

- Bez nawilżenia nie da rady – odparłem.

Zaczęliśmy się rozglądać, ale wokół nie było niczego, co mogłoby nam pomóc w kontynuowaniu tej penetracji. Przy okazji zauważyłem, że niektórzy faceci się na nas patrzyli, inni udawali, że niczego nie widzieli. Paru zaczęło się dotykać, nie odrywając od nas wzroku.

Wtem Kaspian sprawił wrażenie, jakby doznał olśnienia.

- Jacob i Jeremiasz, chodźcie – krzyknął.

Po chwili zjawili się, choć nie było w nich widać entuzjazmu. Ich spór najwyraźniej trwał, ale teraz, gdy kaptan woła, musieli go odłożyć na bok.

- Pamiętacie tamten rejs na Lirnae? – zapytał. – Zróbcie do samo, co wtedy. Ale tym razem na mnie.

Bracia spojrzeli na siebie, po czym bez oporu, ale też bez skwapliwości, chwycili swoje pały i zaczęli je walić. Moje oczy zrobiły się wielkie, usta rozwarły mi się mimowolnie – ten widok był niesamowity. 

Kaspian ułożył się pod nimi tak, aby przyjąć na siebie uderzenie chłopięcej spermy. Gdy tak walili, patrzyli na siebie nieprzerwanie. To było niezwykłe, braterskie i ciepłe.

I nagle wystrzeliły z nich nici nasienia i połączyły ich penisy oraz masywną klatę Kaspiana. Pocałowali się namiętnie i objęli, jakby uwalniając się w mentalnej niewoli.

Kaspian jednak nie zwrócił na to większej uwagi.


Zaczął wcierać ich spermę w swojego kutasa niczym sól morską w srebrnego śledzia. Teraz jego penis był lśniący i należycie nawilżony. Błyszczał w świetle ognia i kusił.


Znałem swoją rolę.

Wypiąłem się ponownie. Tym razem wszedł bez problemu. Wśliznął się we mnie tak lekko, tak namiętnie, że niemal zawyłem z rozkoszy. Rozszerzył moją odbytnicę, nadział ją na siebie a ja miałem wrażenie, że wypełnił całe moje wnętrze.

I zaczął mnie ostro jebać. Aż moje poślady zaczęły plaskać.

Obiecywał delikatność, subtelność. Ale gwałtownie ośmieliło go naoliwienie braterską spermą, która nadawała mu cudowny poślizg i gładkość. Pierwszy raz poczuł się spełniony – w końcu zarzucił kotwicę we właściwym porcie.

Ja tymczasem pierwszy raz w życiu poznawałem smak gejowskiego seksu analnego. I trzeba przyznać – zacząłem od najgrubszego kalibru. Czułem, jak ten waleń rozpycha się w moim wnętrzu, jak wali ślepo i namiętnie, rozciąga mnie i nadziewa na siebie bezlitośnie i bezwstydnie.

Wtem, bez wyciągania, odwrócił mnie przodem od siebie i podciągnął tak, że moja miednica wypięła się wysoko ponad moją głowę. Nogi miałem rozcapierzone, skierowane ku górze, mój kutas dyndał mi przed twarzą, grożąc gwałtownym spustem, a Kaspian jebał mnie pazernie, patrząc mi prosto w oczy.

Górował nade mną jak Kilimandżaro nad Afryką. Patrzył na mnie z góry, jak Zeus z Olimpu. I jebał, jebał i jebał – aż sperma chłopaków chlustała na boki.

- Fajne, że nasza sperma na coś się przydała – usłyszałem ich głos gdzieś obok.


I wtedy poczułem, że dobro w moim kroczu kumuluje się.


Że każde pchnięcie podbija stawkę i dopycha nowe, przyjemnie ciśnienie w moich jądrach. Nie miałem jak złapać swojego kutasa z racji niewygodnej pozycji, więc jedyne, co mogłem zrobić, to czekać, aż spuszczę się sobie na twarz.

Musiało to wyglądać ciekawie z punktu widzenia Kaspiana. Nadziewał moją dupę na swojego pala, trzymając moje nogi i widząc, jak moje jaja i kutas wiszą mi tuż nad twarzą i spinają się na linii naszego wzroku.

Wysunąłem swój język i dotknąłem końcówki swojego kutasa. I wtedy on strzelił – plunął mi spermą prosto w moje usta, wypełniając je balastem jąder, który nosiłem od paru dni. Raz po raz chlustał gorącym nasieniem, a Kaspian chwycił go i skierował go tak, by pokryło ono całą moją twarz.

To było dzikie uderzenie rozkoszy – rozkoszy nieoswojonej, zbuntowanej i potęgowanej każdym wbiciem się jego wielkiego pala w mój tyłek.

Ten widok go rozbawił, ale jednocześnie podniecił tak, że momentalnie podniósł intensywność jebania. Jego potwór powiększył się jeszcze bardziej i stwardniał. Poczułem, jak rozpiera mnie od środka nowe ciśnienie, a szczelinami wypływa buzująca piana nasienna.

Przypomniałem sobie, że ten potwór potrafi miotać spermą na parę metrów – jak to miało miejsce w kryjówce w Zatoce Rekina – i przeraziłem się na myśl, że moja dupa przyjęła całe to ciśnienie do siebie.

Widok jego twarzy – ulga, błogość jaka się na niej objawiła – była miodem na moje serce i kutasa. Nie potrafiłbym w żaden sposób wyrazić wdzięczności, że mogłem temu fantastycznemu marynarzowi dać tyle szczęścia w tak przyjemny dla mnie sposób.

Uśmiechał się i łaskotał mnie od środka. Drążył i mielił. Coraz spokojniej i spokojniej – aż jego pożądanie wygasło.


Po wszystkim zaczął wyciągać swojego kutasa. Wyłaniał się i wyłaniał, jakby nie miał końca – był tłusty, użylony i lśniący od soków, które się wydzieliły. Na samym końcu błysnęła żołądź, która mnie odetkała jak korek wannę.

Z końcówki ulała się jeszcze pulsująca żyła nasienia.


Pochylił się i wylizał mój odbyt dokładnie – brudząc nasieniem swoją brodę i wąsy. Wylizał mojego kutasa do czysta, po czym wycałował moją twarz, spijając całe nasienie, jakie po niej spływało. Było to dzikie, pierwotne, sterowane czystym pożądaniem, a może i czymś więcej.

Położył się obok, a ja przytuliłem się do jego wielkiej klaty.

Bracia siedzieli obok. Trzymali się za rękę. Czyżby znak, że się pogodzili?

Wtedy też wracała do mnie rzeczywistość, a obraz otoczenia zaczął się wyostrzać. Paru mężczyzn dookoła masturbowało się, paru uprawiało seks oralny i analny. Było spokojnie i leniwie – jakby to wszystko, co się wydarzyło, było naturalną częścią tego krajobrazu.

- Być może to początek czegoś nowego – dodał Jacob.

***

Nazajutrz port stał pusty.

Statki odpłynęły i powiało chłodem od morza. Gdzieś tam na horyzoncie burzyły się granatowe, ciężkie od deszczu chmury. Znak, że wakacje bezsprzecznie się skończyły.

Szukałem ich, ale nie znalazłem. Ale na falochronie znalazłem swoją butelkę po rumie. W środku był krótki list.

„Wrócimy za rok. Czekaj na mnie. Będę tęsknić. K.”

9 komentarzy:

  1. Piękne <3 Interesuje mnie tyłek Kaspiana, jestem ciekaw jak wygląda

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :) nie wiedziałem że opowiadania mnie aż tak podniecają dopóki nie trafiłem tutaj :) Dzięki hehe

    OdpowiedzUsuń
  3. Tez bym tak chciał ktoś coś?

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałem wiele Twoich opowiadań, ale uważam, że to jest najlepsze, ponieważ ma PRZEPIĘKNY, cudowny klimat. Często wracam do niego i wspominam słodkie chwile odpoczynku nad morzem :) mam nadzieję, że w te wakacje Kaspian, oraz pozostali marynarze z "Pod Bosą Stopą" bezpiecznie powrócą ze swych dalekich rejsów i znów zarzucą kotwicę w porcie homofascynacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za te serdeczne słowa :) Właśnie to chciałem zamknąć w tym opowiadaniu - klimat. Morski, wakacyjny, rozmarzony, roztęskniony. 3 miesiące przed pisaniem stworzyłem nawet listę wszystkich "morskich" rzeczowników, które chciałem zawrzeć w opowiadaniu - po to, by nasycić je maksymalnie morską bryzą, szumem fal i nostalgią za znikającymi na horyzoncie statkami.

      Mam nadzieję, że to się udało :)

      To, czy Kaspian swą bos(k)ą stopę raz jeszcze postawi na nadmorskich wydmach HomoFascynacji - to jeszcze się okaże. Czy moja wena będzie miała przypływ? Miejmy nadzieję, że tak :)

      Usuń

Ty też podziel się opinią na temat opowiadania!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

TOP 10 ROKU