Upewniłem się, że Błażej patrzy


Za zaspokojenie gejowskich chuci i ciekawości może nas czekać bolesna i szybka kara. Czasem też bardzo... podniecająca.


Zakochał się w moim kutasie.

W jego namiętnym jedwabiu, szlachetnej rzeźbie jego, w szepcie jego ciepłego tętna. W plażowym bursztynie jego słonecznej barwy, w soczystości jego miąższu i szklistych perłach słoności, które ronił na całej przestrzeni naszych cudownych stosunków.

I w zaskakującej obfitości wytrysków, którymi kochałem go szczodrze darzyć - po twarzy, po klacie, po pupie, jajach i kutasie.

Lubił się otaczać moim nasieniem, mazać nim, kąpać w nim i spijać je. Traktował je jako dar - słodki dowód mej miłości do niego.

Ale ta miłość kiedyś musiała się…

***

Upłynął chyba rok, nim dotarł do mnie ogrom szczęścia, jaki mnie spotkał. Oto ja, facet grubo po czterdziestce, obciążony bagażem życia podróżnika, odkrył jego - wesołego, kapitalnego młodziaka przed dwudziestką.

Błażej. Czy można dzierżyć słodsze imię?

Od pierwszego wejrzenia zdobyła sobie ta chłopięca dusza cały mój zachwyt i miłość - jakby zrodził go sen mój najskrytszy, najgłębszy i miłosny.

Błażej - początkowo wypełniony nieśmiałością, skryty, czerwieniący pospiesznie swe śliczne policzki w reakcji na me spojrzenia - zanurkował głęboko w siebie, w swoją genetykę, i odkrył, że miał już tam gotową reakcję na nasze spotkanie.

Tę mądrość gejowską, homoseksualną intuicję zaszytą głęboko w krwi i kościach - pierwotną, czystą, dążącą do spełnienia żądzę męskiej obecności. I odkrył swoje przeznaczenie - bo dotknęło go takie uczucie, jakie dotknęło mnie.

Czyste zauroczenie.

I od tamtej pory już się nie mogliśmy rozstać.

Początkowo nasze stosunki były niepełne, urywane, obarczone cieniem winy i wstydu. Ale nie trzeba mu było wiele czasu, by zaczął smakować w gejowskim seksie, a początkowa nieśmiałość zaczęła ustępować rozbuchanemu pożądaniu. Dojrzewał od mojego głaskania i pocałunków.


Och, do czego ten piękny, nagi, aksamitny szczeniak okazał się zdolny!


Z bijącym pospiesznie sercem otoczył mnie z czasem żarliwym kultem seksualnym  - mnie i moje ciało.

Robił sobie nim dobrze na setki różnych, coraz bardziej brawurowych sposobów - a jego seksualnej kreatywności końca widać nie było. Z pewną młodzieńczą niezdarnością nadziewał się na mnie, wciąż płatał figle, ocierał się o mnie, owijał się wokół moich nóg, lizał genitalia, śmiał się, całował sekretne miejsca i masturbował się mną. 

Gejowski seks nasz stał się jego żywiołem.

Chyba najbardziej kochałem, gdy zasiadał mnie jak wielkiego konia i, z rozwartymi ustami oraz miną szoku i ekstazy, ujeżdżał mnie dziko - tak długo, aż jego pupa nabrzmiała moim nasieniem. Powstrzymywał je w sobie i pozwalał, by jego drobne ciałko je wchłonęło. 

Jego własne orgazmy były dla niego zaledwie przecinkiem w długiej historii naszego seksu, chwilą na odsapnięcie - po czym wracał do głównego wątku doprowadzania mnie na skraj seksualnego szaleństwa.

Strzykał ejakulatem tak długo, jak tylko pozwalała mu na to jego młodzieńca fizjologia.

- Skąd w tobie tyle spermy, chłopaku? - pytałem ze zdumieniem.

Odrzuciwszy cały boży wstyd, pokrywał się na moich oczach słodkim, chłopięcym lukrem raz po raz - kochając się ze mną w naszych spermach, ślinach i potach. Śliski, błyszczący się, wijący się cud chłopięcej natury i niewinności - pachnący młodością i nieskalaną niewinnością.

Tak otwarty, tak niedoruchany wciąż, tak rozchylony bezwstydnie leżał i zapraszał kubaturę mego kutasa do swojego wnętrza rozkraczonego - w bezgranicznym zaufaniu wygrzewając się w cieple mojej nieskończonej, zahaczającej o ojcowską miłości.

Nie miał żadnych podejrzeń, wątpliwości czy odruchów obronnych w stosunku do moich śmiałych, cielesnych działań - było to jakże naiwne i słodkie zarazem.

Całowałem jego odkrytą szyję i, czując ustami pulsujące ciepło jego tętnicy, miałem świadomość, że mogłem ją w każdej chwili przegryźć - a on jednak ufał mi jak młody piesek i oddawał mi się cały, ujmując obraz naszych łóżkowych ekscesów wyłącznie w ramy zabawy i miłości.

Jego anatomia nie także stawiała żadnych oporów - zatapiałem się w niej jak w maśle, zaglądając kutasem bardzo głęboko, wbrew właściwie wszelkim odruchom i biologii.

A gdy kolejny raz wypełniłem go nadzieniem, wdrapywał się na mnie, wił gniazdo rozkoszy na mojej szerokiej klacie, liczył moje włosy i mnożył zbereźne idee, jakby tu jeszcze raz połączyć nas orgazmem, który umocni nasz kosmiczny związek. 

Spermy i miłości było mu wciąż mało i mało.


Oralną sztukę wydobywania ze mnie nasienia opanował do perfekcji.


Chyba nikt nigdy, żadne z tych setek ust, które krążyły wokół mojej rozpalonej żołędzi, nie miał takiej motywacji i samodyscypliny, by rozpoznać tak szczegółowo kartografię mojej kutasiej czułości - stworzyć jej dokładną mapę i oddawać się namiętnemu zwiedzaniu ustami jej stolic, głównych szlaków i zakazanych dystryktów.

Został wirtuozem mojego organu - grał na nim koncerty, doskonale dostosowując swoje usta, język, gardło i buzię do jego formy, reakcji i wrażliwości. Wiedział, kiedy zacisnąć i kiedy pauzować, by grać bez cienia fałszu. Krążył swym szorstkim języczkiem wokół mej rozżarzonej głowicy - aż do oralnego obłędu.

Tylko młody kociak mógłby mieć w sobie tyle chęci, by dawać starszemu rozkosz. By uczyć się tego. Starsi chcieli już tylko zaliczyć seks, odhaczyć pozycję w wypchanym zajęciami terminarzu życia. On - wciąż miał w sobie ten nieprzygaszony doświadczeniami wigor, który noszą w sobie tylko niezbrukane gejątka.

Uwielbiałem zamykać oczy, odprężać się i pozwalać, by mój penis znikał w jego twarzy - odlatywałem wtedy błogo do krain tak cudnych, gejowskich, sekretnych rozkoszy.

Trudno mi było uwierzyć, że on wciąż ze mną był - słodki, chłopięcy, uroczy Błażejek.

Że też mu się nie znudziłem, że nie znalazł sobie księcia z innej bajki. Przecież ten chłopak mógł mieć każdego na skinienie drąga, a nie doświadczył niczego, nie poznał smaku życia i spermy z innych członków. Że też nie ciągnęło, by dać się spenetrować innym penisom - tak o, dla sprawdzenia, czy nie będzie lepiej. Z samej chęci porównania pozwolić sobie na wypełnienie otworów nieznanym nasieniem z bezimiennych kutasów.

On jednak był mój, w stu procentach.

Jak twierdził, do szału doprowadzała go moja męska dojrzałość – skaza siwych włosów, broda, tajemne, gejowskie historie erotyczne, które przeżywałem rozkosznie swoim ciałem na rozciągłości wielu lat moich podróży - obfitość dup, które zaliczyłem, i barwne bukiety kutasów, które zaliczyły mnie.

Zwiedzałem egzotyczne kraje o zapomnianych już nazwach, odległe kontynenty, przeszywałem po kolei wszystkie strefy klimatyczne - poznając chłopaków i mężczyzn z całego świata.

I choć zdarzało mi się sypiać także z kobietami, to jednak seks gejowski był dla mnie jak wyspa odpoczynku na drodze tych licznych wojaży. Jak ziemia obiecana, na której mogłem spokojnie odpocząć i oddać się zakazanym rozkoszom.

Z moim ciałem kochały się wszystkie rasy męskie. Smakowałem kutasów afrykańskich, azjatyckich, amerykańskich i australijskich - o wszelkich barwach, kształtach i rozmiarach. Po smaku spermy mógłbym rozpoznać kraj pochodzenia.

Męskie dupy i gęby wszelkich narodowości rozwierały się same przede mną z oczarowania moim narządem i pozwalały się nim potężnie drążyć, patroszyć - co też czyniłem w poszukiwaniu odpoczynku, relaksu, rozładowania napięcia.

Czasem także otwierałem siebie - gdyż uwielbiałem, jak długi, porządny kutas sięgał moich najgłębszych organów i tam też znajdował sowite wynagrodzenie w walucie rozkoszy.

I to właśnie bogactwo mojego doświadczenia, opanowanie ruchów, które wykształciłem podczas tych licznych gejowskich orgii, moja homoseksualna zręczność było dla niego magnesem.

No i mój penis.

Penis, którym machałem mu przed zdumionymi oczami i który go hipnotyzował. Ujął jego malutkie serce, a on ujął jego - w dłonie i napełnił jego ciepłem swoje usta, a oczy łzami szczęścia i świeżego prejakulatu. Łkał i ssał, pasjonował się nim i dławił do czerwoności, śmiał się i łykał wszystko, co mu wystrzeliłem w jego śliczną mordkę.

Było to życie słodsze, niż zasługiwałem.

On potrzebował mojej dojrzałości, męskości. Ja - jego młodzieńczości, słodkości i wigoru.

On zostawał w domu, nago, w atłasie naszej pościeli, ja wychodziłem do pracy. Gdy wracałem, on czekał z pysznym, parującym posiłkiem i z całą rozpaloną, gotową na penetrację pupą. Gdy jadłem, on ssał mnie pod stołem, by rozgrzać i naoliwić sprzęt.

A potem wchodziłem w niego na pełnej erekcji - aż piszczał i płakał. Kochany, spuszczający się uroczo Błażejek – oblewał swój brzuszek śmietaną, ślinił się i śmiał.

Po całym mieszkaniu często było widać porozrzucane ślady tęsknoty i zniecierpliwienia - niedokończone, homoerotyczne rysunki, gejowskie gry wideo zapauzowane w połowie, listy miłosne napoczęte i porzucone - żywe dowody jego nieumiejętności zapełnienia czymś pustki życia pomiędzy sensacjami naszych rżnięć.


Wszystko się układało - aż do tego pamiętnego popołudnia...


Wtedy też skończyłem swoje obowiązki szybciej z powodów zupełnie teraz nieistotnych. Kupiłem pizzę i uradowany, że będę mógł sprawić niespodziankę mojemu chłopaczkowi, po cichutku otworzyłem drzwi i wszedłem do domu.

Wtem spostrzegłem czyjeś buty w holu. Moje tętno podskoczyło.

Odstawiłem posiłek i ostrożnie zbliżyłem się do lekko uchylonych drzwi sypialni, skąd dobiegał rytm niepokojących mlaśnięć. Moje oczy musiały krótką chwilę dostosować się do jasności, nim w szpara drzwi wypełniła się treścią sypialni. 

Na naszym łożu stał potężny, umięśniony, czarny facet.

Przed nim klęczał nagi Błażej. Choć głowa jego zasłaniała kroczę czarnoskórego, wiedziałem, że raczej nie robi mu obdukcji lekarskiej. Mlaskanie języka bluźnierczo rezonowało w całym pomieszczeniu a intruz odchylał głowę do tyłu w przypływie ekstazy.

Moje serce umarło. Można było wręcz usłyszeć, jak pęka w pół - zdeptane twardą podeszwą zdrady.


Uderzenie złości napięło moje mięśnie i kazało mi natychmiast przerwać ten pedalski rytuał.


Z hukiem wparowałem do sypialni. Nim Błażej zdążył zareagować, chwyciłem go za włosy, odciągnąłem od czarnego łona i rzuciłem go o ścianę, po czym chwyciłem jego chudą szyjkę i zacząłem go przyduszać:

- I co teraz, gówniarzu? Co teraz zrobisz?!

Stękał, wił się, puchł na twarzy, czerwień na nią wstąpiła a ja miałem ochotę go bić. Patrzył na mnie szklistymi oczami, po czym spojrzał gdzieś za mnie, na dalszy plan, w stronę faceta.

Odwróciłem się.


Nadal stał obok nas. I wtedy zobaczyłem GO.


Potężna, porażająca pała-potwór powaliła mnie swą potęgą.

Bezczelnie zajmowała więcej przestrzeni, niż przewidział to materiał genetyczny ludzkiego gatunku. Obnażona, świeżo ssana, parująca – wzdłuż której rowkami i meandrami żył spływała żyjąca żywica jej – wprost z głębi tego boskiego, bezwstydnego baobabu. Pulsował w niej słony sok, bulgotał i burzył się, gotując do wytrysku.

Zwiedziłem cały świat, a takiej pały nie spotkałem.

Momentalnie ogarnęła mnie zazdrość. Gdzie on go znalazł? Jakim prawem? Dlaczego on go mógł ssać, a ja nie? Dlaczego mnie nie było dane zasmakować w tej cudnej czekoladzie?

Zostawiłem Błażeja w spokoju, nie mogąc oderwać wzroku od tego przybysza, od tej hebanowej hiperboli męskości, wpatrywałem się, jak kumulowała się w niej męska masa – dostrzegając, że musiała ona wyjść już z progu nieodwracalnej ekstazy.

Gromadziła się ona w nim, zbierała jak gaz we wstrząśniętym szampanie, grożąc sowitym wybuchem przy najmniejszym bodźcu. 

Chwyciłem ją i zacząłem ssać.

Trysnęła mi w ustach jak przeregulowany prysznic – aż zmrużyłem oczy. Każdy kolejny syk tego kutasiego kolosa niósł ze sobą cierpki ciężar cieczy – świeżych, jak krochmalone prześcieradło. Bryzgał tą świeżością bez kontroli – sapiąc i buchając ciepłem.


Jemu było już chyba wszystko jedno, kto go ssał. Mnie nie.


Upewniłem się, że Błażej na to patrzy – jak wielka, tryskająca pała jego czarnego kochanka znika między moimi wargami i rozpycha mi grdykę; jak piana jego spermy rośnie nową brodą na mej twarzy, kapie kącikami ust i wycieka nosem.

Gdy byłem już nakarmiony, czarna istota przestała ronić spermę. Wciąż byłem w głębokim podziwie pedalskim nad sprzętem, który właśnie wyłaniał się majestatycznie i niepewnie z moich ust – pozostawiając po sobie liczne nici perłowe z koralikami piany, które łączyły nas jeszcze przez krótki moment.

Zatoczyłem językiem koło wokół ust, aby nasycić się resztkami tej gejowskiej uczty. Taki sos do pizzy mógłbym mieć codziennie.

Kochanek bez słowa ubrał się i wyszedł, a my zostaliśmy sami.

Błażej siedział w rogu łóżka a w jego oczach tlił się płacz. W końcu jednak wyszlochał i opowiedział, co się stało. To był kurier. Przyniósł paczkę i po zawartości (kolejna porcja seks gadżetów) poznał, że ma do czynienia z podobnym sobie.

Wszedł do przedpokoju i zaoferował zrobienie sobie pały. Błażej chciał go (podobno) wyprosić, ale on wyciągnął swojego kutasa. I stało się to, co z moim przypadku – stracił nad sobą kontrolę. Czarna różdżka rzuciła na niego zaklęcie równie czarnej magii, odebrała mu rozsądek i godność jednym skurczem.

Błażej padł przed nim i zaczął go ssać. Tak przeszli do sypialni, zrzucając z siebie kolejne warstwy odzienia.

Czy mogłem mieć mu to za złe, skoro i mnie ta egzotyczna chochla namieszała w głowie. Po tym, jak emocje opadły – uznaliśmy, że jesteśmy kwita. Zapewniliśmy się o swojej miłości. A dziś – pozostajemy sobie wierni.

15 komentarzy:

  1. Proszę, napisz jakieś opowiadanie w klimacie szkoły. Wiesz w relacji uczeń-uczeń.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, że nadal piszesz. Czeto zaglądam i bardzo żałuję, że tak rzadko dodajesz ostatnio teksty. Mega mi się podoba, jak opisujesz rozochocone męskie ciała :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjemność leży także po mojej stronie. Dziękuję za miłe słowa :)

      Usuń
  3. Autorowi obciągnąłbym co najmniej 10 razy żeby napisał nowe opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Klimaty podróżnicze i trochę egzotyki - lubię to!

    OdpowiedzUsuń
  5. Proszę pisać częściej. Czasem tu zaglądam i trochę mi smutno, że taki talent się marnuje, jak nie pojawia się nic nowego :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Natomiast musisz Mój Drogi Czytelniku także zrozumieć, że takie teksty nie są w stanie być produkowane taśmowo.

      Takie opowiadania we mnie dojrzewają. Ot, idę ulicą. I nagle łapię zalążek intrygi. Obrasta on ideami, pomniejszymi pomysłami. A potem z trudem jest przekuwany - zdanie po zdaniu - w pełnokrwistą opowieść z detalami.

      A to trwa. Dlatego proszę o cierpliwość i jednocześnie dziękuję serdecznie za słowa uznania i wyrozumiałość :)

      Usuń
  6. Witaj. Z zapartym tchem czytam każde twoje opowiadanie wyobrażając sobie że to właśnie ja przeżywam. Prosiłbym ciebie byś jak najczęściej dodawał nowe wpisy. Dziękuję bardzo ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robię, co mogę, aby nowe historie pojawiały się tak często, jak to możliwe. Jednak by utrzymać poziom - wymagany jest czas, szlif pomysłów, inspiracja.

      Tak czy inaczej - dziękuje za miłe słowa!

      Usuń
  7. Maturzyści uprzejmie dziękują ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ehhhh nie umiem opisać zachwytu, jesteś po prostu geniuszem. Tylko dalej nie napisałeś takiej zajebistej historii w relacji brat-brak, albo relacji ojca-syn (oczywiście nie biologicznych, może romans z ojczymem?)

    OdpowiedzUsuń

Ty też podziel się opinią na temat opowiadania!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

TOP 10 ROKU