Przystojniak. Do wczoraj - przykładny mąż i ojciec. Dziś - zagubiony facet, który odkrył swój błąd. Czy w jedną noc będzie w stanie się nawrócić i, dzięki kumplom, nadrobić lata zaniedbań?
Michał i Fabian mieszkali w małym domku tuż pod lasem, parę kilometrów za miastem.
Latem skromna posesja zapadała się malowniczo w gęstych kępach bujnej zieleni, obrastała pędami i wszelkim czerwcowym kwitnieniem, wstydliwie chroniąc swe sekrety przed wzrokiem ciekawskich.
Tam też para urządziła sobie swoją zieloną, przytulną enklawę - gdzie za wachlarzami żywopłotów i gęstych krzewów, pomiędzy smukłymi pniami białych brzóz, dookoła skromnej chatki, rozkładał się ogród kwiecisty, pachnący słodko, półdziki, acz estetyczny, z odnogami soczystej trawy, zacieniony, chłodny i świeży, z przebłyskami słońca w okolicach południa.
Chatka była prosta, drewniana, acz nowoczesna, urządzona przytulnie, z dbałością o detale - idąc swym wystrojem w kierunku marynistycznym, ale zahaczając też o egzotyczny kolonializm.
Tam też był ich mały, prywatny raj, gdzie oddawali się miłości na wiele różnych sposobów, gdzie nago spędzali całe długie popołudnia, leżąc na trawie, na tarasie, bezwstydnie i lubieżnie podziwiając nawzajem swoje nagie ciała.
A mieli co podziwiać.
Obaj szczupli, zwinni, z wyraźnie naszkicowanymi mięśniami, seksowni i powabni, bracia - można by powiedzieć, bo różni tylko detalami - Michał miał szersze barki i więcej włosów na klacie.
Obaj szczupli, zwinni, z wyraźnie naszkicowanymi mięśniami, seksowni i powabni, bracia - można by powiedzieć, bo różni tylko detalami - Michał miał szersze barki i więcej włosów na klacie.
W tamten pamiętny dzień opalali się nago, chadzali boso po trawie, masturbowali w ogrodzie, pili drinki, gloryfikowali gębowo swe prężne pale.
A gdy zapadał zmierzch, schronili się w domu przed parnością nocy oraz hordami komarów, po czym położyli się na kanapie w salonie i zaczęli zapadać się w swej namiętności.
Jak to bywa u takich napalonych par - jeden dotyk, pocałunek, gest wzbudził namiętną lawinę dalszych posunięć, spojrzeń, westchnięć i uścisków. Ruszała samoistnie ta słodka maszyna pożądania, oliwiła się potem i śluzem, według sprawdzonych scenariuszy jęczała, pocierała i rozkręcała się.
- Czasem wydaje mi się - powiedział Michał - że mamy w sobie aż za dużo miłości...
- To znaczy? - spytał lekko zaniepokojony Fabian.
- Kochamy się po kilka razy dziennie. Czy my nie jesteśmy... hm... seksoholikami?
Fabian skrzywił się i zamyślił z nieco niepoważną miną:
- Och czekaj, kochany, czekaj - zdenerwował się, choć dało się wyczuć, że nie do końca na serio. - Czy ty teraz widzisz problem w tym, że masz dużo seksu?
- Nie, nie - zaśmiał się Michał. - Po prostu martwię się, że mam zbyt przystojnego chłopaka i ...
- Więc zamknij się i mnie przeleć, okej? - Fabian zarzucił mu ramiona na szyję i przytulił do klaty. - Ty narzekasz, a gdzieś tam ktoś umiera na bezorgaźmiu...
- Bezor... co?
- Och, nieważne. Czy możesz zająć się tym, co zawsze? Cieszmy się tym, co mamy. Nie wszyscy trafili w życiu na odpowiednich partnerów.
I znów rzucili się w szał wzajemnego tulenia. Nie zdążyli jednak wrócić w pełni na szlak rozkoszy, gdy rozbrzmiał dzwonek furtki.
Fabian spojrzał na zegarek:
- Kto u diabła? Zapraszałeś kogoś?
Michał zaprzeczył.
Fabian poirytował się i zaczął zbierać swoje przewiewne, wielobarwne fatałaszki porozrzucane po całym salonie, złorzecząc i zabawnie gestykulując.
Michał szybko naciągnął bokserki i podszedł do drzwi. Przez okienko zobaczył barczystą postać stojącą przy furtce. Ledwo wyrysowywała się na tle zapadającej się w późnym zmierzchu roślinności.
- Kurwa, Irek - szepnął pod nosem Michał, otworzył drzwi i zapalił światło na ganku. - Wchodź, wchodź! - machnął ręką.
Bzyczenie zamka przerwane zostało trzaskiem otwieranej furtki. Z ciemności wyłonił się przystojny facet w krótkich włosach, masywny, opięty czarną koszulką i dżinsami, o wielkiej, dyszącej klacie i grubym, błyszczącym od potu bicepsie.
Zawsze coś spinało się w kroczu Michała na jego widok.
Facet ten wszędzie niósł ze sobą charakterystyczny, zniewalający zapach - dziś ekscytująco spotęgowany przez dziką parność, która wisiała w powietrzu i lukrowała czoła, ramiona, pachwiny i pośladki.
- Co tam, chłopie? - przywitał się z gościem, przybijając mu piątkę i uderzając go przyjacielsko barkiem.
Omiótł Michała ten zapach boskiej istoty, zakręcił się w nosie, wniknął w płuca i krew, zaszumiał w uszach i zamroczył spojrzenie. Wargi nabrzmiały, nawilżyły się. Jakaś ukryta struna w duszy jego została szarpnięta, aż w duchu zawył do księżyca.
Feromon nęcił, plątał myśli, rzucał urok.
Feromon nęcił, plątał myśli, rzucał urok.
- Sory, że tak późno. Mogę na moment? - zaczął Irek, po czym zmierzył go wzrokiem. - Co ty tak w samych bokserkach?
- Upału nie czujesz? - odparł gospodarz, zapraszając go do środka gestem. - W dżinsach bym sobie jaja ugotował.
- Co racja, to racja - Irek złapał się za swoje z troską, podciągnął je w męskim geście, jakby odlepiając jądra od ud, po czym wszedł.
Usiedli w salonie, a Fabian przyniósł na tacy trzy szklanki z owocową wodą z lodem.
- Mam nadzieję, w niczym nie przeszkodziłem...
Chłopaki popatrzyli na siebie.
- Nie, spoko - odparł Fabian, wachlując się niecierpliwie ulotką salonu spa. - Co cię do nas sprowadza o tak nietypowej porze?
- Ech, chłopaki, trudna sprawa... Nie wiem, czy... czy się nie rozwiodę z Alicją...
Zdziwili się.
- O co poszło? - spytał Fabian.
- Yyy... O nic konkretnego. Ale po prostu... Nie ma między nami tego, co kiedyś...
- To znaczy?
- Mało gadamy, mijamy się tylko w drzwiach. Ciągle tylko praca, praca... Ja w warsztacie, ona w biurze.
- A w łóżku? - spytał Michał.
Fabian trzepnął go ramię:
- Ej, nie pyta się...
- Dobra, chłopaki, wiadomo, ja nie z tych - odparł Irek. - W łóżku też się nic nie zgadza. Ona jest... jakby to powiedzieć... hmmm...
- Oziębła? - próbował odgadnąć Michał.
- Nie! Wręcz przeciwnie! Cały czas jej się chce. Ciągle domaga się seksu.
- To... chyba dobrze? Czy nie? - Michał kontynuował dociekania.
- Niby tak, ale... - Irek zamyślił się. - Ja po prostu jestem ostatnio zmęczony, nie mam ochoty tak często. Wiecie, o co chodzi. Stres, prowadzenie firmy i tak dalej.
- Cóż... Gdyby chodziło o konkretne zdarzenie, byłby punkt zaczepienia... - Fabian zatopił się w rozmyślaniu, siorbiąc wodę. - Ale jeśli po prostu miłość się rozkłada... tak dzień po dniu, to nie ma na to chyba rady... - stwierdził z przykrością w głosie.
Irek westchnął:
- Wy to macie fajnie, chłopaki. Życie singli. Nie macie nadgorliwych i napalonych żon nad głowami - zaśmiał się, a oni wyraźnie się zmieszali.
- Wiesz kolego... - Michał na moment zawiesił głos. - My... jesteśmy razem.
Irek zmarszczył czoło w niezrozumieniu.
- W sensie, że... jesteście tutaj razem teraz...?
- W sensie, że jesteśmy z Michałem parą - uciął Fabian. - Jesteśmy gejami.
Irek zamarł w osłupieniu. Zacisnął usta, spuścił wzrok i pokiwał głową. Zrobił się czerwony na twarzy, zaczął szybciej oddychać. Odstawił szklankę z wodą.
Trudno było przewidzieć, co teraz zrobi. Upał zdawał się koncentrować w powietrzu, zagęszczać nerwową atmosferą.
- To przyznam, jestem zaskoczony. To znaczy, że wy... uprawiacie seks ze sobą?
- Kochamy się - odparł Michał. - A to oznacza, że owszem, uprawiamy seks. Ale związek to coś więcej, co nie?
- Muszę się przewietrzyć - odparł Irek, po czym wstał i udał się na taras. Otwierając drzwi, wpuścił do salonu parę komarów, które tylko czyhały na ten moment.
- Chyba nie przyjął tego dobrze - wyszeptał Fabian. - Co teraz?
- Nie wiem. Pójdę za nim.
Na tarasie panował tropikalny półmrok. Dookoła cykały świerszcze. Otaczały ich ściany gęstej, wilgotnej roślinności, które gwarantowały dużą dozę podniecającej intymności tego zakątka.
Michał przerwał ciszę:
- Wiesz... Mieliśmy ci powiedzieć wcześniej, ale...
- Pamiętasz tamtą imprezę? - Irek wskazał brodą ogród, który teraz tylko mamrotał w ciemnościach między zaroślami.
- Halloween?
- Tak. Naprawdę jedna z lepszych - Irek uśmiechnął się i wyciągnął z tylnej kieszeni małpkę. Zrobił szybki łyk. - Wtedy też?
- Co?
- Na tamtej kanapie... Wtedy też już byłeś gejem?
- Słuchaj, tamto to było po pijaku - Michał wyrwał mu małpkę i sam wziął łyka. - Jezu, jakie gówno.
Irek odebrał swoją własność.
- Wy geje to pewnie pijacie tylko różowe drinki z palemką - zaśmiał się.
- To był wredne - Michał zmrużył oczy.
Wtedy na tarasie zjawił się Fabian. Miał w rękach kilka świec, które zaczął rozstawiać na tarasie i zapalać.
- Trzeba zrobić rytuał oczyszczania. Tylko gdzie ja mam szałwię?
- To głupie - skwitował Michał.
- Nie, to dobre jest - Irek zaciągnął łyka raz jeszcze. - Bo muszę wam coś powiedzieć, chłopaki.
Rozłożył zielony koc w liście na środku migoczącego kręgu świec i zachęcił ich, by usiedli razem z nim. Zapanowała wyjątkowa atmosfera. Wręcz magiczna.
- Nie jest mi łatwo to przyznać, ale... - w oczach Irka błysnęła łza. - Zjebałem.
- Co zjebałeś? - spytał Michał.
- Życie - wziął kolejny łyk. - Życie zjebałem. Teraz to zobaczyłem. Strzeliło mnie to dziś prosto w mój głupi ryj.
- Jeśli chcesz płakać, to płacz - Fabian złapał go za rękę. - To pomaga.
- To przeze mnie - wymamrotał Irek. - Przeze mnie się posypało. Starałem się być dobrym mężem, ruchałem ją minimum raz w tygodniu. Przynosiłem kwiaty, naprawiałem krany. Ale to było za mało. Nie jestem tak dobry, jak inni faceci.
Fabian chciał coś dodać, ale Michał powstrzymał go gestem. Chciał, żeby Irek się wygadał. Żadne porady, żadne pytania nie były teraz w stanie nic tu pomóc.
- Od zawsze lepiej czułem się w towarzystwie mężczyzn...
Zapadła cisza.
- Masz na myśli, że... - zaczął Michał.
- Mam na myśli, że od zawsze ciągnęło mnie do kutasów.
- No to by wiele wyjaśniało - odparł Fabian.
- Od zawsze z tym walczyłem. Ale ostatnio już nie mogłem. Zacząłem wchodzić na różne strony, coś tam oglądać. Dziś mnie na tym złapała. Wyrzuciła mnie. Nie wiedziałem, gdzie mam iść. Tylko wy przyszliście mi do głowy. Nie wiedziałem czemu. Ale teraz wiem... Czułem to. Że tu ktoś mnie zrozumie... - w jego oczach łza powtórzyła płomienie świec. - Czy to nie dziwne?
- Nie, Irek. My geje tak mamy. Czujemy się nawzajem...
- Nie jestem gejem! - uciął.
- Słuchaj, ja wiem, że prawda bywa trudna do przyjęcia... - zaczął Fabian, ale Irek upierał się przy swoim.
- Przecież ruchałem ją, tak? To znaczy, że chyba nie jestem, co nie? Nie jestem gejem? - pytał rozpaczliwie, po czym położył się na kocu osowiały, zdrętwiały, z przerażeniem w oczach, jakby zobaczył ducha.
- Wyczułeś nas. Przyprowadził Cię do nas twój instynkt. To skądś się bierze - mówił Fabian. - My geje mamy szósty zmysł, Irek. Wywąchamy się, namierzymy podświadomie. Tak to działa. To nie przypadek.
Irek zamknął oczy i rozpłakał się. Przytulili się do niego.
- Całe życie... - szlochał. - Całe życie w kłamstwie. W błędzie. Co ja zrobiłem? Co robić dalej? Wszystko się posypało. Wszystko, co wydawało mi się prawdą.
- Jeszcze wszystko się ułoży, zobaczysz - pocieszał Michał. - Każdy z nas to przechodził. I musieliśmy nauczyć się żyć z tym, kim jesteśmy.
- Najgorsze jest to, że dziś miałem się spotkać z takim kolesiem. Nie wiem, czy coś bym z nim zrobił, ale teraz widzę, gdy na was patrzę, ile lat życia zmarnowałem. Mogłem być z facetem, mogłem być szczęśliwy, a tak to...
- Wszystko przed tobą. Nie masz dziewięćdziesięciu lat, chłopie - odparł Michał, poklepując go po wielkich plecach.
- Jak to jest? Jak to jest być szczęśliwym gejem? Muszę się tego nauczyć. Często uprawiacie seks?
Uśmiechnęli się.
- Non stop - odparł Fabian, wycierając chusteczką Irkowi łzy z policzka. - Seks jest dobry na wszystko. Boli głowa? Seks. Kłótnia o nieumyte talerze? Seks. Smutny dzień? Seks. Nawet teraz, gdy przyszedłeś...
- Więc jednak wam przeszkodziłem - zaczął się zbierać, ale usadzili go z powrotem na kocu.
- Gdzie leziesz, siedź.
Znów zaległ na kocu. Był jakby odurzony.
- Podziwiam was. Macie ogromne doświadczenie w tym. Ja mam tyle do nadrobienia. Lata. Całe lata. Lata nieruchania, niekochania. Nie wiem nawet, co to znaczy, że seks może sprawiać przyjemność. Zawsze się do niego zmuszałem. A wszelkie myśli o kutasach zamiatałem pod dywan.
Wszystko stało się jasne.
Kumulowane całymi latami niezaspokojenie homoseksualne Irka buzowało w nim, fermentowało i przechodziło przez pory wraz z potem - wydzielając skandaliczne ilości feromonów.
Tak stężonych, że aż przygasały świece.
- Tak naprawdę... sprowadziło mnie do was... napalenie - wyszeptał subtelnie.
Fabian kiwnął głową do Michała, dając mu znak, że chce porozmawiać na osobności. Przeprosili Irka i wrócili do salonu.
- Czy nie wydaje ci się, że to zmierza w złym kierunku? - spytał Fabian. - On wciąż ma żonę i dziecko.
- Popatrz na niego. Jest tak napalony, tak zdruzgotany...
- To co mamy robić?
- Pamiętasz, jak powiedziałem ci, że mamy za dużo miłości?
Fabian zmarszczył brwi.
- To myślę, że dziś powinniśmy się nią podzielić - dodał Michał i zobaczył, że dotarło to do jego chłopaka i zetknęło się z pewnym zrozumieniem. Jego czoło wygładziło się.
- Chyba mam pomysł... - odparł Fabian.
Wrócili na taras. Irek podnosił się z podłogi.
- Tylko namieszałem, przepraszam. Już mnie nie ma...
Michał popchnął go tak, że oparł się plecami o filar zadaszenia.
- Masz osiemnaście lat - powiedział. - Ja mam dwadzieścia jeden. Poznajemy się przez internet i spotykamy na osiedlowej stacji paliw.
- O czym ty... - Irek nie mógł ukryć zaskoczenia.
Tymczasem Michał kucnął przed nim i zaczął rozpinać mu rozporek:
- Idziemy razem do kibla...
Wtedy z dżinsów Irka wyskoczył kutas wielki jak cukinia. Co najmniej 20 cm. Twardy, cielisty, na kształt maczugi. Bez skazy, jakby nieużywany, a do tego ośliniony, naoliwiony, aromatyczny. Parował przedspermiem. Można było zakochać się w tych nęcących kształtach. Esencja męskości.
- ... i tam ci obciągam.
Michał chwycił go solidnie u podstawy i zaczął łykać ten cud natury. Irek był w szoku, sapał, chciał się wyrwać, ale nie mógł. Czuł się zakleszczony i obezwładniony pięknem tego aktu oraz łaskoczącą rozkoszą z niego płynącą.
- Dziś nadrobisz z nami całe swoje życie seksualne, od początku - Fabian stał za nim i szeptał mu do ucha. - Żebyś nie miał poczucia, że coś cię ominęło.
Wtedy drąg chłopaka zaczął w niekontrolowany sposób pulsować spermą w ustach Michała. Nie minęło nawet dwadzieścia sekund, a przeżył najsilniejszy orgazm w swoim życiu. Wył do nieba z rozkoszy.
- Wyj, tu nikt nas nie słyszy - szeptał Fabian.
Michał połykał, ile mógł, ale nawet on miał swoje granice. Nadwyżka nasienia spływała mu po brodzie, szyi i klacie białymi dorzeczami.
Wstał, spojrzał na pokonanego ekstazą Irka, wprost w półprzytomne oczy jego i kontynuował:
- Masz lat dziewiętnaście. Na imprezie w akademiku poznajesz Marcina - wskazał na Fabiana, który zrzucał właśnie swoje ubrania. - Przyciąga twój wzrok od początku. Obok jest pusta sypialnia, w której się zamykacie.
Fabian pochylił się i wypiął swoją uroczą pupę. Irek tętnił wciąż orgazmem, ale jego kutas wyprężył się na nowo.
- Marcin jest totalnym pasywem i wyszeptał ci, że dziś są jego urodziny.
Irek niemal bezwolnie podszedł do niego i wsunął swojego drąga między śliczne pośladki kolegi. Instynkt podpowiadał mu, co ma robić. Zaczął go ruchać jak opętany. Sapał i jęczał.
Michał w tym czasie zrzucał swoje ubrania. Jego pała stała już na baczność.
Irek zdjął koszulkę. Ukazał się jego idealny tors boga. Mięsień na mięśniu, idealny, twardy, szeroki. Chłopaki westchnęli z podniecenia. Cieszył się, że zaimponował im swoją budową.
I wtedy doszedł drugi raz - a orgazm ten nie ustępował w niczym poprzedniemu.
Libido jego, spiętrzone wewnątrz, latami ubijane w zarodku, tłamszone i zapomniane, teraz - podlewane spermą - rozkwitało, pęczniało i rozrastało się jak szalone.
- Bogu dzięki za takich kumpli - wyszeptał zasapany, przygnieciony ciężarem własnych ekstaz.
- A teraz klękaj - powiedział Michał.
Irek nie sprzeciwiał się. Bez pytania chwycił pałę Michała i wziął ją do ust. Zaczął mlaskać i mruczeć, mielić ją w wielkiej gębie swojej, mieszać ze śliną i dławić się nią:
- Chryste, jaka pyszna. Jaka cudowna - wychwalał.
Michał uśmiechnął się do Fabiana, a ten odpłacił się tym samym.
- On ma na imię Darek - zaczął Fabian. - Spotkałeś go w swojej pierwszej pracy i postanowiłeś zrobić mu loda na zapleczu sali konferencyjnej.
- O tak, Darek, jesteś niesamowity - mamrotał Irek.
- A to... - Fabian podszedł bliżej i podsunął gościowi swojego kutasa pod nos. - To jest Czarek, twój współlokator, w którym podkochiwałeś się pół roku, pamiętasz?
Irek porzucił kutasa Michała i wziął do ust męskość konkurenta:
- Oj tak, pamiętam, pamiętam - jęczał i dławił się. - To były czasy- ssał intensywnie. - Nie miał na czynsz, to zapłacił, czym miał.
Chłopaki zaśmiali się. Rozwinął kreatywnie tę czarującą konwencję, łyknął tę grę iluzji, ale też oba ich kutasy naraz. Chciał je mieć w sobie, wszędzie.
- To z kolei kutas Fryderyka, tamtego dyrygenta, który się w tobie zakochał, ale ty nie odwzajemniłeś jego uczuć - mówił Michał, wsuwając głębiej swojego fiuta w gardło gościa. - To jednak nie przeszkodziło ci skosztować jego batuty, skorzystać z możliwości łyknięcia nowej nuty smakowej.
- A to natomiast - Fabian wyciągnął z ust gościa kutasa swojego chłopaka i zastąpił go swoim - jest penis... yyy... tamtego pakera z siłki, który pomagał ci wziąć prysznic po treningu. Nawet nie wiesz, jak miał na imię.
Irek oszalał z nadmiaru wrażeń. Ssał w transie, upojeniu, majaczył, odchodził od zmysłów, upajał się męską twardością tych kutasów i ich ekscytującą elastycznością. Odwdzięczały się za ofiarowaną rozkosz ogromem słonawego śluzu, który roniły szczodrze i który frędzlami wisiał mu na brodzie.
Irek położył się na plecach, a oni położyli się obok niego - jednak głowami w kierunku jego stóp. Nadal karmiąc jego gębę swoimi potężnymi palami, wzięli jego męskość między swoje rozpalone, nawilżone i chętne usta.
Otoczyli ją oralnym kultem - obśliniając żołądź, łechtając ją i intensywnie stymulując wszystkie jej wrażliwe sfery. A potem spojrzeli w dół, by zobaczyć, jak ich drągi romansują w gębie kolegi.
- To jak, napełniamy go? - zapytał Fabian.
- Dawaj.
Zmrużyli oczy z nadmiaru rozkoszy, ścisnęli swoje jądra i synchronicznie popuścili Irkowi wytryski w usta, a on spijał je dzielnie, długo i wytrwale. Zawył i zabulgotał nimi. Oto bowiem poznał w końcu smak gejowskiego nasienia - świeżego, odżywczego, pysznego. Lało się mu do ust, buchało na twarz, ściekało po szyi i osiadało ślepymi strzałami na klacie.
Nie mógł pozostać ich dłużnikiem - i także zaczął strzelać - wybuchając białymi szczecinami, fantazyjnymi arabeskami, nawilżając nimi pocałunek kochanków.
Wyjrzał zza ich wzajemnie obspermiających się kutasów i zobaczył, jak rywalizują o jego nasienie językami. Był to najpiękniejszy widok, jaki objawił mu się przed oczami w całym jego życiu.
Karmił ich sobą, a oni walczyli zajadle o jego tłustego drąga jak głodne psy. Sycił się swoją wielkością, która a to ich łączyła, a to rozdzielała - potęgowała się tym ustnym, gejowskim miłowaniem.
I sam pożywiał się ich męskimi upławami, które wybuchały mu między wargami, w gardle, a to jeden, a to drugi na zmianę, by potem nagle się zsynchronizować i w jednym rytmie wzajemnie oblewać nektarami.
Irka w końcu po tylu latach wypełniło bezgraniczne, homoseksualne spełnienie.
Nareszcie wszystko było na swoim miejscu. W końcu seksualne sensacje wzbiły się u niego na taki poziom ekscytacji, o jakim nie marzył.
- Nie widziałem, że seks może być aż tak przyjemny - wyszeptał.
Orgazmy przeżywał całym sobą - od wielkich, napiętych stóp, przez łydki, uda i masywne pośladki, aż przez plecy szerokie, klatę potężną i umięśnioną, aż po sam czubek głowy.
Bawiło go, gdy pokrywał białymi uderzeniami roześmiane miny gospodarzy tego wieczoru i gdy oni domalowywali mu jeszcze większy uśmiech produktami swej ekstazy. Ściskał ich jądra, by wycisnąć z nich ich jeszcze więcej i pozwolić sobie w nich utopić.
I gdy Irek dogorywał już, parując nasieniem i jęcząc z przeciążenia, Fabian dodał:
- Czas, byś poznał, co to naprawdę znaczy być gejem.
Kazali mu się podnieść.
I choć gość wydawał się już kompletnie pozbawiony sił, to w imię wyższej ekstazy, klęknął. Fabian wypiął przed nim swoją kształtną, ponętną i jednorodną pupę, która rozszczelniła się przed nim bezceremonialnie i puściła oko, by ten znów szybko zagrzał ją od środka swoim masywnym bolcem.
Na ten widok - kutas Irka, choć dopiero wypluty, drgnął i napęczniał na nowo.
I wbił się w ten odbyt piękny, aż Fabian jęknął.
Wtedy Michał zaszedł Irka od tyłu i bez pytania zajrzał swoją pałą dorodną między pośladki biesiadnika. Irek jęknął, gdy początkowy ból rozwarcia natarł, a potem przelał się w czystą rozkosz analną.
Obawiali się przez moment, że to może być dla niego zbyt wiele jak na jeden raz. Że nie wytrzyma aż tylu gejowskich rozkoszy. Ale postanowili zaryzykować i pójść na całość.
Irek pierwszy raz w życiu mógł doświadczyć boskiego, gejowskiego jebania w dwóch wersjach. Czuł się homoseksualnie wyróżniony, samczo wielbiony, błogosławiony przez te dwa drągale cudne, wiecznie niezaspokojone, skore do spontanicznych wytrysków.
Między nimi poczuł się jak w domu - szczelnie dopieszczony, poddany ogromnej, wnikliwej czułości gejowskiej, o której tylko słyszał legendy - a dziś doświadczał jej na całym swoim wielkim i seksownym ciele nagim i spoconym od wyznań tej nocy letniej.
A podniecenie, które rodziło się w jego drągu, było już tak nabrzmiałe, że zaczęło uciekać po raz kolejny - zlewając się w gruby, stalowy strumień nowego nasienia, którym zalał pupę Fabiana. Błogie, pulsujące ciśnienie wypchnęło ejakulat poza obręb ich ciał.
Wtedy też Irek poczuł, jak i jego pupa wypełnia się czymś słodkim, ciepłym i czarującym - wilgotnym gestem uwielbienia wytryśniętym wprost z żelaznego, ożylonego bolca Michała - którego sapania i jęki pozostawiały wilgotny ślad chuchnięć na umięśnionych plecach Irka.
Fabian tymczasem szczał spermą pod siebie, waląc sobie, dysząc i tworząc w sobie nowe przestrzenie do zalewającej go od środka boskiej lawy.
Czuli, że nie dało się tego już zrobić lepiej.
Irek nadrobił lata swoich homoseksualnych zaniedbań w jedną, długą i wilgotną noc. Ssał, był ssany, ruchał i był ruchany - w mnogich, zawiłych konfiguracjach cielesnych, a jego ciało uzupełniło palący niedobór zdrożnych doświadczeń gejowskich, których brak tak dotkliwie odczuwał całym sobą.
Jego poranne, niedokończone erekcje, które od lat wzywały go do męskiego, nagiego szaleństwa, do rajcownego zgorszenia - w końcu znalazły zbawczy finał między roznegliżowanymi ciałami kolegów. Dopiero, gdy był w nich, a oni w nim, poczuł, czym jest prawdziwe szczęście.
I co znaczy być gejem.
Powódź świeżej śmietany męskiej z sykiem ugasiła ten pożar pożądania - tę niewypowiedzianą tęsknotę oralno-analną za głębokimi, satysfakcjonującymi relacjami koleżeńskimi. Relacjami podtrzymywanymi smakowitością intensywnych wytrysków, kaskadami pocałunków i westchnięć, zalewem gęstej, męskiej czułości.
Rozsiadł się Irek w tej bliskości gejowskiej - tak otwartej, tak nim zafascynowanej, tak przyjemnej i błogiej, że od teraz był rozwarty na wszystko; gotowy tryskać w każdej chwili na skinienie samca; ssać wszystkich gejów i spijać ich gorące wystrzały.
- Dziękuję - szeptał im na uszy. - Dziękuję... Dziękuję... - dyszał i odpływał.
Przytulili go, otoczyli zrozumieniem tego kolegę wielkiego i dali mu wsparcie, o jakim marzył po latach wyposzczenia.
Zasnął z braku sił. A oni obok niego.
Gdy otoczył ich świt złoty i kojący - zapowiadający kolejny wielki dzień upalnego lata - Irka już nie było. Półprzytomni, zaspani, gdzieś między świergotem ptaków porannych i szumem zieleni odnaleźli piknięcie komórki; pulsujące światełko SMS-a, który oznajmiał:
"Teraz już wiem, jak żyć. Dziękuję za ten dar. Dozgonnie wdzięczny, Irek."
Przytulili się do siebie. To był dobry uczynek - stwierdzili i zasnęli.
Wyjrzał zza ich wzajemnie obspermiających się kutasów i zobaczył, jak rywalizują o jego nasienie językami. Był to najpiękniejszy widok, jaki objawił mu się przed oczami w całym jego życiu.
Karmił ich sobą, a oni walczyli zajadle o jego tłustego drąga jak głodne psy. Sycił się swoją wielkością, która a to ich łączyła, a to rozdzielała - potęgowała się tym ustnym, gejowskim miłowaniem.
I sam pożywiał się ich męskimi upławami, które wybuchały mu między wargami, w gardle, a to jeden, a to drugi na zmianę, by potem nagle się zsynchronizować i w jednym rytmie wzajemnie oblewać nektarami.
Irka w końcu po tylu latach wypełniło bezgraniczne, homoseksualne spełnienie.
Nareszcie wszystko było na swoim miejscu. W końcu seksualne sensacje wzbiły się u niego na taki poziom ekscytacji, o jakim nie marzył.
- Nie widziałem, że seks może być aż tak przyjemny - wyszeptał.
Orgazmy przeżywał całym sobą - od wielkich, napiętych stóp, przez łydki, uda i masywne pośladki, aż przez plecy szerokie, klatę potężną i umięśnioną, aż po sam czubek głowy.
Bawiło go, gdy pokrywał białymi uderzeniami roześmiane miny gospodarzy tego wieczoru i gdy oni domalowywali mu jeszcze większy uśmiech produktami swej ekstazy. Ściskał ich jądra, by wycisnąć z nich ich jeszcze więcej i pozwolić sobie w nich utopić.
Wielbił oralnie kształty tych penisów dumnych, wielkich i naprężonych - pozwalając sobie już na ostateczne, homoseksualne zepsucie.
I gdy Irek dogorywał już, parując nasieniem i jęcząc z przeciążenia, Fabian dodał:
- Czas, byś poznał, co to naprawdę znaczy być gejem.
Kazali mu się podnieść.
I choć gość wydawał się już kompletnie pozbawiony sił, to w imię wyższej ekstazy, klęknął. Fabian wypiął przed nim swoją kształtną, ponętną i jednorodną pupę, która rozszczelniła się przed nim bezceremonialnie i puściła oko, by ten znów szybko zagrzał ją od środka swoim masywnym bolcem.
Na ten widok - kutas Irka, choć dopiero wypluty, drgnął i napęczniał na nowo.
I wbił się w ten odbyt piękny, aż Fabian jęknął.
Wtedy Michał zaszedł Irka od tyłu i bez pytania zajrzał swoją pałą dorodną między pośladki biesiadnika. Irek jęknął, gdy początkowy ból rozwarcia natarł, a potem przelał się w czystą rozkosz analną.
Obawiali się przez moment, że to może być dla niego zbyt wiele jak na jeden raz. Że nie wytrzyma aż tylu gejowskich rozkoszy. Ale postanowili zaryzykować i pójść na całość.
Irek pierwszy raz w życiu mógł doświadczyć boskiego, gejowskiego jebania w dwóch wersjach. Czuł się homoseksualnie wyróżniony, samczo wielbiony, błogosławiony przez te dwa drągale cudne, wiecznie niezaspokojone, skore do spontanicznych wytrysków.
Między nimi poczuł się jak w domu - szczelnie dopieszczony, poddany ogromnej, wnikliwej czułości gejowskiej, o której tylko słyszał legendy - a dziś doświadczał jej na całym swoim wielkim i seksownym ciele nagim i spoconym od wyznań tej nocy letniej.
A podniecenie, które rodziło się w jego drągu, było już tak nabrzmiałe, że zaczęło uciekać po raz kolejny - zlewając się w gruby, stalowy strumień nowego nasienia, którym zalał pupę Fabiana. Błogie, pulsujące ciśnienie wypchnęło ejakulat poza obręb ich ciał.
Wtedy też Irek poczuł, jak i jego pupa wypełnia się czymś słodkim, ciepłym i czarującym - wilgotnym gestem uwielbienia wytryśniętym wprost z żelaznego, ożylonego bolca Michała - którego sapania i jęki pozostawiały wilgotny ślad chuchnięć na umięśnionych plecach Irka.
Fabian tymczasem szczał spermą pod siebie, waląc sobie, dysząc i tworząc w sobie nowe przestrzenie do zalewającej go od środka boskiej lawy.
Padli w końcu w kałuży wszystkiego, czego nie zdołali utrzymać już w swoich ciałach - taplali się w rześkim jeziorze pięknego, gejowskiego, spektakularnego rozdziewiczenia.
Czuli, że nie dało się tego już zrobić lepiej.
Irek nadrobił lata swoich homoseksualnych zaniedbań w jedną, długą i wilgotną noc. Ssał, był ssany, ruchał i był ruchany - w mnogich, zawiłych konfiguracjach cielesnych, a jego ciało uzupełniło palący niedobór zdrożnych doświadczeń gejowskich, których brak tak dotkliwie odczuwał całym sobą.
Jego poranne, niedokończone erekcje, które od lat wzywały go do męskiego, nagiego szaleństwa, do rajcownego zgorszenia - w końcu znalazły zbawczy finał między roznegliżowanymi ciałami kolegów. Dopiero, gdy był w nich, a oni w nim, poczuł, czym jest prawdziwe szczęście.
I co znaczy być gejem.
Powódź świeżej śmietany męskiej z sykiem ugasiła ten pożar pożądania - tę niewypowiedzianą tęsknotę oralno-analną za głębokimi, satysfakcjonującymi relacjami koleżeńskimi. Relacjami podtrzymywanymi smakowitością intensywnych wytrysków, kaskadami pocałunków i westchnięć, zalewem gęstej, męskiej czułości.
Rozsiadł się Irek w tej bliskości gejowskiej - tak otwartej, tak nim zafascynowanej, tak przyjemnej i błogiej, że od teraz był rozwarty na wszystko; gotowy tryskać w każdej chwili na skinienie samca; ssać wszystkich gejów i spijać ich gorące wystrzały.
- Dziękuję - szeptał im na uszy. - Dziękuję... Dziękuję... - dyszał i odpływał.
Przytulili go, otoczyli zrozumieniem tego kolegę wielkiego i dali mu wsparcie, o jakim marzył po latach wyposzczenia.
Zasnął z braku sił. A oni obok niego.
***
Gdy otoczył ich świt złoty i kojący - zapowiadający kolejny wielki dzień upalnego lata - Irka już nie było. Półprzytomni, zaspani, gdzieś między świergotem ptaków porannych i szumem zieleni odnaleźli piknięcie komórki; pulsujące światełko SMS-a, który oznajmiał:
"Teraz już wiem, jak żyć. Dziękuję za ten dar. Dozgonnie wdzięczny, Irek."
Przytulili się do siebie. To był dobry uczynek - stwierdzili i zasnęli.
Nie ma co, ciekawy pomysł na opowiadanie. :) Jest kilka osób, które podejrzewam o homoseksualizm. Może też spróbuję im przywrócić stracone lata. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńI powodzenia w tej zbereźnej misji :*
Opowiadania po prostu są super! Zawsze jest ciśnienie w gaciach. Fiut stoi na baczność i nie ma rady muszę sobie zwalić... Gdy cieknie ten błogi nektar, czuję się, jakbym był podczas akcji w opowiadaniu!!! Gotowy scenariusz do filmów ��. Pozdrawiam autora ��. To co robisz, ma olbrzymi sens. Trzymam kciuki i oczekuje dalszych opowiadań - może klimaty stóp?? ������
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję Ci za te przesoczyste, przemiłe słowa - dla takich komentarzy chce mi się pisać dalej :) O klimatach stóp pomyślimy :)
UsuńJak dobrze, że tu zajrzałem i ... taka niedpodzianka ;) ... coś gdzieś, kiedyś, czytalem chyba o źonatym Koledze i imprezie Halloween, Ty wiesz co mam na myśli ...
OdpowiedzUsuńOpowiadanie SZTUKA SAMA W SOBIE :) tylko Ty tak potrafisz <3
Pozdrówji Adrianek.S
Dziękuję Adrianku :* Wiem, wiem, co masz na myśli :) I tak, te dwie historie (ta i tamta) są powiązane :)
Usuń