Wojskowa baza, cały batalion gorących, napakowanych żołnierzy i on - ten, przed którym męskie ciała nie mają tajemnic. Jak skończy się ta misja?
Były tylko dwie realne korzyści z wyjazdu do bazy wojskowej w Afganistanie: konkretna kasa. Oraz wizja masowania nagich, umięśnionych, amerykańskich żołnierzy.
Trudno powiedzieć, która bardziej mnie przekonała. Ale chyba ta druga.
Nazywam się Toby i jestem profesjonalnym masażystą oraz fizjoterapeutą. Specjalizuję się w męskim ciele. Od zawsze mnie ono fascynowało. Więc studiowałem je pilnie przez wiele lat, by osiągnąć mistrzostwo w dogadzaniu mu.
Baza, do której trafiłem, to był inny świat.
Rozległa kraina wojskowych kontenerów, namiotów i hangarów - wypełnionych nęcącymi wyobraźnię koszarami, siłowniami i szatniami. I wszędzie oni - szalenie przystojni, cudownie zbudowani faceci napompowani po brzegi testosteronem.
Czuć było aromat ich rześkiej, spoconej muskulatury - tak tęgiej i bogatej, że można było się spuścić od przeciągu.
Ach, te mundury, te klaty, te bicepsy i poślady - obłędnie czarujące, szokujące wysyceniem męskości, bijące po twarzy wyimaginowanymi kutasami. Mogłem stać na warcie non stop.
Na dodatek w tych upałach co drugi chodził bez koszulki - błyszcząc bezwstydnie spoconymi mięśniami, tak rozkosznie roznegliżowanymi, nęcącymi do upadłego kształtami.
Być może facet hetero w takich warunkach może jakoś spokojnie pracować. Ale mój homoseksualny mózg dostał ciężkiego zwarcia - omamiony litrami męskich feromonów i aromatem młodych, cudownych mężczyzn.
Gdy tylko wziąłem pierwszy oddech tym gęstym powietrzem - moją wyobraźnię zalały gęste, intensywne, barwne wizje soczystego, męskiego seksu: spiętych od popędu jaj samczych, skandalicznie wielkich, naoliwionych potem, opalonych pustynnym słońcem kutasów i szokujących wytrysków.
W kilkanaście sekund dostałem tak monstrualnej erekcji,że musiałem się jakoś z nią ukryć. Szybko zwiałem do pierwszej lepszej toalety i zamknąłem się w jednej z kabin - z myślą, by jak najszybciej sobie zwalić.
W powietrzu unosił się intensywny zapach świeżej spermy stada napalonych facetów.
Uświadomiłem sobie, że tysiące cudownych samców, którzy są tu zamknięci, nie mają dostępu do żadnej kobiety - ani też krzty prywatności. A hormony muszą buzować, rozsadzać ich wielkie mięśnie i rozgrzewać każdego dnia.
Więc przychodzą tu, do WC, do ostatniej oazy prywatności - i walą, walą i walą - spuszczając się dzień w dzień w kiblach wodospadami gorącej spermy. Musieli zalewać tu nią wszystko - trzepać pod prysznicami, w kabinach i pod kołdrami, gdy nikt nie patrzył. A kto wie, czy nie dawali ponieść się tajnym orgiom, w których wzajemnie upuszczali nasienia.
Za muszlą klozetową zobaczyłem kilka pornoli z kobietami. I jeden z facetami - co napawało mnie optymizmem.
Młodzi chłopcy na wyblakłych od słońca zdjęciach z pasją oddawali się tam głębokim, analnym rozkoszom - wyjąc z podniecenia, tuląc się i strzelając sobie fontannami mleka wprost w ochoczo rozwarte usta, a następnie przypieczętowując cały ten złożony akt kaskadami buziaków i liźnięć.
Obok mnie w kabinach byli inni żołnierze - niektórzy nawet nie kryli się z tym, że walą. Słychać było, jak silnie tryskają - jak sprężone strumienie ich nasienia uderzają o deski, o spłuczki i ściany kabin - jak rozbryzgują się przy akompaniamencie przytłumionych sapnięć i jęknięć. Nikt tu nie kontrolował tych męskich chuci - pozwalał im rozbestwiać się i kwitnąć w tych pseudo intymnych przestrzeniach gęstych od wydzielin samczych.
Ta frywolna atmosfera, ten zapach i to wszystko nakręciło mnie do szaleństwa - więc zwaliłem raz. Doszedłem po chyba 30 sekundach. A potem drugi raz - spuszczając się na pornosa. Dopiero trzeci przyniósł jakiś posmak ulgi - ale do pełnego zaspokojenia brakowało mi jeszcze lat świetlnych.
Dysząc, wytarłem pornosem kibel, który cały zalałem nasieniem.
***
Pokazano mi mój gabinet. Był w części modułowej bazy - skonstruowanej z wygodnych kontenerów połączonych ze sobą siecią zawiłych korytarzy. Było tam trochę ciasno, ale za to schludnie i z klimatyzacją. Miałem do dyspozycji porządny stół do masażu, biurko, parawan, pryczę i szafkę.
Jako cywil - miałem całkowity zakaz wychodzenia poza bazę. Jedyne, co mi zostało, to przez cały dzień siedzieć w swoim gabinecie i czekać na, nazwijmy to, klienta.
Baza była ulokowana z dala od gór, w spokojnym rejonie. Czasem tylko w nocy było słychać strzały.
Żołnierzom przekazano, że mogą korzystać z moich usług. Nie muszę tłumaczyć, jak mocno podziałało to na moją wyobraźnię. Wyobraziłem sobie te czekające stada chętnych facetów, którzy na skinienie palca rozbierają się przede mną i oddają swoje mistycznie powalające ciała moim chętnym i zwinnym dłoniom. Już zapuszczałem się nimi w ich spocone pachwiny i obejmowałem najczulsze ich miejsca - a oni w końcu mogli poczuć kojący dotyk medycyny.
Pierwszy zjawił się jakiś piękny, szczupły i wysoki blondyn. Typowy ektomorfik. Miał coś z kolanem, ale na szczęście nic poważnego. Zaleciłem mu ostrożność, pokazałem parę ćwiczeń i odesłałem.
Aż pożałowałem, że nie potrzebował dalszej mojej pomocy - bo byłem gotów ratować jego życie na wszelkie sposoby. Tak piękne ciało powinno pozostawać nietknięte - być zakonserwowane i zadbane.
Potem pojawił się pewien przypakowany łysol z tatuażem flagi USA na prawym ramieniu. To właśnie je sobie naderwał podczas gry w koszykówkę. Piękne, masywne, opalone ramię - takie, które może objąć, przyciągnąć do siebie i męsko przytulić. Takie, na którym można się oprzeć - o dojrzałym bicepsie, fantastycznym tricepsie i doskonale rozwiniętym przedramieniu.
Kolega wprost powiedział, że martwi się, jak będzie teraz walił - bo w końcu to ramię prawe. Spytałem, czy chodzi o... strzelanie z karabinu, a on zaśmiał się i odparł, że chodzi o walenie konia. Zażartował, że potrzebuje do tego dużej siły.
Trudno pojąć, jak silnego konia musiał mieć, skoro potrzebował aż tak masywnego ramienia, by go ujarzmić.
Jego masturbacja musiała być fenomenem fizjologicznym - wielką, boską walką z samym sobą o ujarzmienie fantastycznej anatomii i uwolnienie z autorytaryzmu jego libido.
Dodałem między wierszami, że w razie czego chętnie służę pomocną dłonią w każdym przypadku - nawet w zaspokajaniu najintymniejszych potrzeb. Był wyluzowany, zaśmiał się tylko - ale była szansa, że neurony podpowiadały mu najbardziej zbereźną z opcji.
Powiedział mi, że tutaj się dzieją różne podejrzanie rzeczy. Że faceci z braku kobiet wariują. Że ponoć zdarza się, że żołnierz dostaje wartę na zewnątrz i musi stać nieruchomo. I wtedy zakradają się do niego chłopaki i mu obciągają - a on nie może się ruszyć i ze stalową miną tryska im na twarze, a oni się śmieją.
Co za obłęd.
Czułem przez skórę, że jego ramię szybko się zregeneruje. Poćwiczyłem je trochę, rozmasowałem i pomogłem chłopakowi dojść do siebie.
A po każdej jego wizycie i kilku podobnych historiach musiałem trysnąć w toalecie. Spermą malowałem na ścianach kabiny jego twarz, jego ramię wielkie i akty jego samogwałtów, które mógł przecież uprawiać tuż za cienką ścianką z dykty lub w kontenerze obok.
Prysznic brałem zawsze późnym wieczorem - gdy żołnierze już się wykąpali i prysznice stały wolne. Z moją skłonnością do gwałtownych erekcji i pokaźnymi rozmiarami bata, mogłem wybić sobie zęby - albo co najmniej zwrócić na siebie uwagę całych koszarów.
Wystarczyła mi zresztą sama myśl, że oni wszyscy tam naraz nago biorą kąpiel - obmywają wzajemnie swoje cudowne ciała - a już uderzało mnie sprośne podniecenie, twarz pokrywała się podejrzanymi rumieńcami, a mój drąg twardniał i domagał się porządnego wytrzepania. Jaja aż wyły, żeby je ciągle opróżniać - i sam zaczynałem się obawiać, że oberwę ramię. Mając te dwadzieścia parę lat - można walić i spuszczać się non stop.
***
Pewnego razu, gdy wchodziłem na prysznice, minął mnie absolutnie boski facet - krótko ścięty brunet o tajemniczym uśmiechu, masywny, trójkątny i szeroki mezomorfik owinięty tylko w skąpy, czerwony ręczniczek. Cud męskiej anatomii, bóg seksu - ociekający wciąż pianą, która penetrowała szczeliny między jego absolutnie doskonale uformowanymi mięśniami.
Poczułem się, jakby słodka kula pożądania postrzeliła mnie w łeb, gdy nieopatrznie wyjrzałem z okopów - a zamiast krwi broczyłem milionami serc, jak w starych kreskówkach.
Mój zalany testosteronem mózg oszalał, a fiut wyrwał się spod kontroli. Facet wyszedł, a ja zwaliłem pod prysznicem kilka razy - tłustym strumieniem ospermiłem wszystko dookoła, zanim ciśnienie zeszło mi do poziomu, który umożliwiał dalszą egzystencję.
Od tamtej chwili nie myślałem już o nikim innym. A jeśli zwaliłem i nadal o nim myślałem - to był bardzo poważny znak.
Facet ten opętał mnie jak seksualny demon i nawiedzał w snach. Poddawaliśmy się tam bardzo intensywnej fizjoterapii - masowałem go, czciłem jego umięśnienie, pozwalałem się rżnąć do upadłego. Masowałem jego wielką stopę, a on masował nią moją klatę, co doprowadzało go do takiego ciśnienia, że zalewał mi twarz cysterną śmietany. On sapał, a para z ust zakrywała mgłą tę boską wizję.
Gdy się budziłem, kołdra była do prania.
I tak marzyłem o nim i marzyłem, aż go wymarzyłem - bo pewnego dnia stanął w drzwiach mojego gabinetu. Właściwie mogłem mu od razu podać cześć stojącym już na warcie kutasem. Ale szczęśliwie uratowały mnie ciasne i szczelne spodnie, które nie pozwoliły mu wystrzelić.
Mało mówił. Pokazał tylko ramię i bok. Powiedział, że to stało się na siłowni. Że nie bardzo może teraz szarpać hantle.
Ten moment, gdy zdjął koszulkę, zmiażdżył moją neurologię. Zalałem się hormonami pożądania. Aż jaja zasyczały i przykurczyły się.
Zdjął też spodnie, choć nie musiał. Mój fiut pulsował i bałem się, że zacznie przeciekać. Delikatnie poprawiłem go w gaciach, gdy gość nie patrzył - czym niemal otarłem się o orgazm.
Przedstawił się. Miał na imię Colton.
Położył się na plecach i czekał, co z nim zrobię. Delikatnie uniosłem jego bogate w mięśnie ramię - jęknął z bólu. Wiedziałem już, że musiał lekko uszkodzić sobie staw barkowy. Nic poważnego - ale wymagało to ćwiczeń.
Zauważyłem jednak, że jego mięśnie są bardzo napięte. Zaszedłem go od tyłu i zacząłem masować jego kark. Był jak twardy pancerz.
- Jesteś spięty jak baranie jaja - powiedziałem. - To podłoże psychosomatyczne.
Nic nie odparł.
- Mogę ci zrobił masaż relaksacyjny... To by pomogło - dodałem.
Zaczerwienił się lekko i uśmiechnął. Wahał się. Ale bez jego pozwolenia zacząłem. Pomyślałem, że powinien próbować. Poczuć, co mam mu do zaoferowania.
Zacząłem dłońmi zwiedzać jego masywną klatę. Była niewyobrażalnie przypakowana i doskonale piękna. Takie okazy widziałem do tej pory tylko w podręcznikach antycznej anatomii - idealne proporcje i kształty karmiły pożądaniem mojego napalonego drąga.
Podniecenie, które przelewało się przeze mnie, było tak wielkie, że czułem, że może wyrwać się spod kontroli.
Wystarczyło, że wyobraziłem sobie, jak nago siadam mu na klacie i zaczynam sobie walić, a on zasysa moje jaja - by uronić kilka kropel nasienia w bokserki w realnym świecie.
Colton zamknął oczy i starał się odprężyć. Szło to trochę opornie, ale powoli udawało mi się go rozmasować.
Zszedłem niżej - do ud. Wielkie sztuki, napęczniałe, naprężone i ciężkie - mógł nimi rozłupywać kokosy albo czaszki przeciwników. Chryste, jaka siła drzemała w tym zawodniku - aż nią emanował. Te dzielne, spracowane nogi musiały przebiec setki kilometrów. Podnieść na siłowni tony żelastwa.
Siedział w nim stres, który powoli jednak ustępował - a wraz z tym twarz żołnierza rozjaśniała się.
Wtedy zauważyłem, że jego fiut w bokserkach się powiększył. Nieznacznie - była to dopiero raczkująca erekcja, ale już mocno zauważalna.
Popatrzyłem na niego, a on nagle zerwał się. Powiedział, że musi iść. Zaczął się ubierać.
Byłem zdezorientowany. Nim jednak cokolwiek zdążyłem powiedzieć - on już zniknął.
Zamknąłem za nim drzwi i rozpiąłem spodnie, żeby uwolnić rakietę. Nim ją dotknąłem, zaczęła tryskać na drzwi - nie mogłem już w sobie utrzymać tak wielkiego podniecenia. To było totalne przeciążenie systemu.
Szkoda tylko, że tak samotnie się skończyło.
***
Od dowódcy dostałem listę adresów mailowych poszczególnych żołnierzy. Domyśliłem się, że nickname "coljax" może należeć do niego. Wysłałem mu maila:
"Nic, co męskie, nie jest mi obce."
I dodałem, że obowiązuje mnie tajemnica lekarska - więc nic, co dzieje się w moim gabinecie, nie może opuścić jego ścian. Skoro zawiązała się w nim erekcja - musi tkwić w nim gej. I musi on wiedzieć, że przy mnie może pozwolić sobie na każdy odruch fizjologiczny.
***
Minęło parę dni i usłyszałem pukanie do drzwi. To był on. Był bardzo skrępowany. Próbował mi coś tłumaczyć.
Położyłem mu rękę na ramieniu:
- Nic nikomu nie powiem - odparłem.
Wszedł.
Powiedział, że chciałby w końcu się zrelaksować. Że od początku misji tutaj ani razu nie czuł się wyluzowany. I chce dokończyć ten masaż relaksacyjny.
Powiedziałem, że najlepiej taki masaż wychodzi, gdy pacjent jest nago. Że może przykryć się ręcznikiem, ale nagość pozwoli mi dotrzeć do jego pośladków. A jemu - zrelaksować się jeszcze bardziej.
Dodałem, że jestem w tym momencie jestem jego prywatnym masażystą - do jego usług. Że nie musi się niczego krępować.
Z trudem, ale zrobił to. Rozebrał się i szybko zakrył ręczniczkiem - takim małym, czerwonym. Położył się na brzuchu, tak jak mu poleciłem. Wypiął swoje masywne poślady. I to był widok, który poraził mnie i podbił moje serce.
Chryste, co za dupa.
Wymasowałem mu dokładnie jego fantastyczne plecy i czym prędzej zszedłem niżej. Jego pupa była jak dwie wielkie, pulchne piłki do rugby. Poddawały się ślicznie masażowi i plaśnięciom odprężającym - drżały jak galaretka. Słodkie, wzniosłe góry - odurzały męskością i aksamitem.
Rżnąłbym tę miodną dupę do upadłego - naładował ją całym sobą i moją miłością do niej. Wepchał do niej ekstazę, aż biel wyciekłaby z rowu w tym akcie masywnej melioracji.
Miałem ochotę zanurkować między nie swoim rozochoconym jęzorem i wylizać go tam dokładnie, szperając językiem i wyszukując najczulszych receptorów. Ślina mi ciekła jak z głodnego psa. Moje nieopisane niewyżycie zaczynało wyłazić mi przez pory skóry.
Masaż tej dupy był orgią dla moich zmysłów.
Niemniej musiałem przejść do obrabiania przodu. Kazałem mu się odwrócić. I to było coś...
Miał już pełny, stalowy wzwód. Choć chciał to nieporadnie zatuszować czerwonym ręczniczkiem - to na nic się to zdało. Materiał wznosił się niczym cyrkowy namiot ponad równiny jego sześciopaku - górując nad horyzontem mięśni.
Nie krępował się już jak ostatnio. Czuł, na szczęście, że w mojej obecności może pozwolić sobie na uwolnienie swoich genitaliów. Biła od niego wręcz duma - jakby chciał pochwalić się rozmiarem swojego sprzęciwa. A miał czym - bo ten gabinet wydawał mi się już zbyt mały na nas trzech.
Starałem się nie patrzeć i skupić się na masażu klaty - ale mój wzrok mimowolnie mi uciekał - przyklejał się do ponętnych kształtów penisich opowiedzianych czerwonym materiałem ręcznika. Nie dało się nie umierać z zachwytu.
Zobaczył to, uśmiechnął się i zamknął oczy z błogości, jaką mu serwowałem.
Zacisnąłem usta i powtarzałem sobie w głowie, że jestem profesjonalistą i nie mogę wypaść z tej roli. Moim zdaniem jest zapewnić temu cudownemu facetowi maksymalne rozluźnienie - i na tym musiałem się skupić.
Gdy masowałem jego brzuch i uda - skrzętnie omijałem ten maszt, który tam pulsował pod ręcznikiem - i już ostatkiem woli udawało mi się ignorować tak potężne gabaryty, które się tam napinały.
Wymasowałem mu łydki, a potem przeszedłem do jego stóp. Było ogromne, męskie i pachnące wanilią. Zaczął się cały prężyć. Trafiłem w jego czuły punkt i nie odpuszczałem - zintensyfikowałem masaż.
Czułem, że wszystko, co mu daję - zostaje w nim i kumuluje się.
Zbierały się w nim nowe piętra rozkoszy, które nie znajdowały już ujścia w postaci gestów czy jęknięć. Gęstniał w nim sok i pulsował, domagając się otworzenia nowego ujścia.
Wtedy Colton złapał się za krocze. Próbował tłumić swoje jęki, zacisnął usta, a spod ręcznika zaczęły spływać mu po bokach strugi nasienia. Momentalnie ujebał cały ręcznik i stół. Ciemna plama na puchu ręcznika powiększała się, a kolejne kremowe łuki i pętle zawirowań strzelały spod skrawka materiału.
Nie kontrolował ciśnienia cieczy - oddając rozwój akcji całkowicie swojej sprawnej, męskiej hydraulice, która rozgrzała się i uiszczała kolejne słodkie skarby - boskie perły jego DNA, które przelewały się po jego mięśniach, rozbryzgiwały z witalnością po moim stole do masażu.
Byłem w szoku. On wstał i usiadł, zakrywając ze wstydu twarz. Przeprosił mnie. Powiedział, że nigdy coś takiego mu się nie zdarzyło.
- Stary - usiadłem obok niego i położyłem mu rękę na ramieniu - to normalne. To znak, że jesteś zdrowym facetem ze zdrową hydrauliką. Masz swoje potrzeby, które po prostu za długo były tłumione. To wszystko. Nie ma się czego wstydzić.
Popatrzył na mnie, przełamując swój wstyd. I przeprosił, że wciąż ma orgazm. Że nie może tego zatrzymać i wciąż tryska. Dotarł już do granicy nasączenia ręcznika. Poprosił o chusteczki. Dałem mu parę i - próbując zachować resztki przyzwoitości - odwróciłem się, żeby dać mu moment na ogarnięcie się.
Przeprosił jeszcze raz i powiedział, że następnym razem zwali, nim się u mnie zjawi.
Zniknął. A ja zostałem sam - z unoszącym się w powietrzu zapachem jego nasienia. Zajrzałem do kosza na śmieci - leżały tam zwinięte chusteczki z produktem jego tęgich jaj. Wyciągnąłem jeden zwitek. Był ciężki, wilgotny i lepiący się. Wycisnąłem z niego parę łyżek nabiału na dłoń. Powąchałem i liznąłem. Słodki smak jego śmietany był zniewalający i pobudzający wyobraźnię.
Wystawiłem lufę i zacząłem ją polerować jego nasieniem. Tak bardzo chciałem być bliżej niego. W pewnym sensie się to udało.
***
Przyszedł do mnie po paru dniach. Spytał, czy wszystko między nami gra. Odparłem, że jasne.
Położył się na stole. Znów przykrył się tylko tym swoim małym, czerwonym ręczniczkiem - upranym i pachnącym krochmalem. I leżał już z wyraźną ochotą oddania mi swojego fantastycznego ciała.
Rozpocząłem rytuał masażu, a jego drąg momentalnie się obudził - wywołany moimi dłońmi do erekcji niczym zaniepokojona kobra. Ręcznik ponownie uniósł się i dawał pewne oszałamiające wrażenie, jakiego gada tam skrywa pod sobą.
Zataczałem koła wokół niego, starając się go ominąć, ale atmosfera stawała się coraz gęstsza. W końcu niby niechcący trąciłem go ręką - a on wypiął się uroczo.
Spojrzałem na Coltona, a on patrzył na mnie z ochotą w oczach. Co za piękny facet. Prosił mnie wzrokiem, bym poszedł dalej. Bym nie pytał o nic - po prostu robił swoje.
Moje dłonie pociły się, przygotowując się już do aktu objęcia władzy. Czy mam na tyle siły, bo okiełznać takiego smoka? Czy moje dłonie dadzą radę znów przeładować go rozkoszą tak, by zalał spermą cały ten gabinet?
Marzyłem, by utonąć w jego nasieniu - poczuć, jak wlewa się we mnie każdym otworem.
Taki drąg wymagał profesjonalnego polerowania - silnego, długiego oraz intensywnego. Takie da mu najgłębszy orgazm i sprawi, że facet roztryska się i wyrzuci z siebie wielokrotność standardowych objętości ejakulacyjnych.
Och, zobaczyć taką anatomię w akcji - jak spręża się i odpręża, ciężko pracując, by przeżyć jak najwspanialszą rozkosz i przerabiać ten orgazm na kolejne uderzenia gorącego nektaru.
I gdy już chwytałem za ręcznik - nagle rozbrzmiał potwornie głośny alarm.
- Co to kurwa jest? - spytałem.
Odparł, że musi iść. Zerwał się z łóżka. Ręcznik już miał się zsunąć na ziemię, ale zawisł na jego stojącym jak maszt pręcie. Widok szokujący. Ubrał się ekspresem i zniknął.
Pobiegłem do dowództwa. Powiedziano mi, że od strony gór zbliżają się oddziały wroga. Wszyscy żołnierze zostali postawieni w stan gotowości.
Rozglądałem się, ale nigdzie nie widziałem Coltona.
Wtedy przez okno zobaczyłem kilka wojskowych samochodów opuszczających bazę. Potem zaczęło się piekło. Słychać było strzały, potem dwa wybuchy.
Polecono mi ukrycie się w swoim gabinecie do odwołania.
***
Wieczorem przyjechały dwa samochody. Zrobiło się zamieszanie. Część żołnierzy była rannych. Niektórzy lekko, inni - w cięższym stanie.
Szukałem Coltona. I znalazłem.
Przenosili go na nosze. Był cały we krwi, nieprzytomny. Zmroziło mnie. Przełknąłem ślinę. Pobiegłem spytać, co mu jest. Dowiedziałem się jedynie, że został postrzelony w ramię, szyję, a jedna z kul drasnęła jego głowę.
Zamarłem.
Zabrali go do sali operacyjnej.
***
Kilka godzin później przez szybę widziałem tylko, że leży podłączony kabelkami do maszyn. Przeżył. Ale nie odzyskał przytomności.
***
- Operacja się udała - powiedział lekarz dwa dni później podczas konsultacji. - Ale z jakiegoś powodu nie odzyskał przytomności. Nie wiemy, czemu. Aby zapobiec odleżynom, od jutra będzie musiał zostać poddany rehabilitacji - spojrzał na mnie.
Pokiwałem głową.
***
Leżał tam na łóżku w ciszy i ciemności - jakby bez duszy. Aparatura pikała spokojnie w rytmie jego serca. Był obandażowany na ramieniu i szyi, przykryty jedynie cienką kołdrą.
Rozłożyłem parawany i zasunąłem zasłony, by odciąć nas od zewnętrznego świata - choć i tak cała sala była pusta, to jednak wolałem mieć pewność.
- Okej, brachu - zacząłem. - Trzeba się tobą zająć, bo ci krążenie ustanie. Mam twój czerwony ręczniczek, który tak lubisz.
Zdjąłem kołdrę i przykryłem nim jego kroczę tak, by nic nie zobaczyć. Po czym zabrałem się do rehabilitacji.
Jego ciało było w końcu w pełni rozluźnione. I choć było mi strasznie przykro, że go to wszystko spotkało, to czułem też pewną swobodę, której nie miałem przedtem. Skrępowanie zniknęło. Byłem sam na sam z jego cudownym ciałem. W końcu mogłem go dotknąć, gdzie tylko chciałem. Patrzeć bez wstydu. Podziwiać go rękami i dać mu w końcu poczuć, jak bardzo go polubiłem.
- Jesteś niesamowity - powiedziałem mu. - Nigdy nie widziałem tak cudownego faceta - zebrało mi się na wyzwania. - Nie wyobrażam sobie, żebyś już do mnie nie przyszedł na kolejny masaż. O takie ciało trzeba dbać, Colton. Musisz wyzdrowieć, rozumiesz?
Podniosłem jego jedną nogę parę razy, potem drugą - by dopuścić krew do mięśni. Jego muskulatura wyraźnie odżyła. Po serii ćwiczeń poddałem go masażowi.
Gdy masowałem jego klatę, zacząłem walczyć z włochatymi myślami. Pomyślałem, że mógłbym mu się spuścić tutaj na twarz, na ten tors tytaniczny, na sześciopak... i nikt by się nie dowiedział. Był w moich rękach. Zdany na pastwę mnie i mojej rosnącej miłości.
Chciałem mieć to ciepłe ciało przy sobie - tulić je i kochać do nieprzytomności. Pieścić je aż do wielokrotnego spustu. Aż zacznie silnie pulsować, targane kolejnymi szalonymi orgazmami.
Ale nie ruszałem ręcznika. Są pewne granice, których nie mogłem przekroczyć.
Gdy przeszedłem do masażu jego cudownych stóp, fiut mu wierzgnął. Nie mogłem w to uwierzyć, ale im dłużej masowałem mu nogi, tym jego laga stawała się większa i większa. Niesamowicie mnie to zjarało i nalało nadzieję w moje serce.
W pewnym momencie kutas pod materiałem nabrał już kształtów ostatecznych, a ja byłem już pewien, że on tam jest w środku. Siedzi i czeka na coś więcej.
- Stary, ale berło - powiedziałem. - Gdybyś tylko tu ze mną był... To spytałbym cię, czy je obrobić...
Wtedy jego penis spiął się. Byłem w szoku.
- Chcesz tego? - spytałem. - Chcesz, żebym ci zrobił loda?
Znów się spiął... dwa razy!
Pomyślałem, że trzeba stanąć na wysokości zdania, gdy służba wzywa.
Ostrożnie zsunąłem ręcznik. Moim oczom ukazało się potężne, naoliwione działo.
Było twarde, spięte i niewyobrażalnie apetyczne. Upuszczało świeże soki na sześciopak. Demonstrowało dumnie swoje ożylenie.
Naprężało się, ile sił, powiększając do czerwoności lśniącą, parującą głowicę. Jaja spinały się i bulgotały niewystrzelonym ładunkiem jądrowym. Całe jego dorodne genitalia krzyczały: zjedz mnie. Posil się mną. Wydrąż się mną. Jestem dla Ciebie.
Chwyciłem to cudo, ale - jak się domyślałem - było zbyt grube, by objąć je jedną dłonią. Objąłem więc dwiema i zacząłem delikatny masaż, przywołując w pamięci anatomiczne rysunki kutasiego unerwienia i starając się trafić tym masażem w najczulsze punkty.
Colton ani drgnął - ale jego drąg mówił za niego - językiem spięć i zaczerwienień. Cóż to było za uczucie móc służyć tak potężnemu samcowi. Czułem już wtedy, że należę do niego. Że oddałem mu ciało i duszę.
Przyspieszyłem akcję - co zanotowała aparatura. Piknięcia się zagęściły, co znaczyło, że przebijam się z tą rozkoszą i docieram z nią aż do serca. Wlałem mu do niego kojącą mieszankę hormonów, która podniosła mu ciśnienie i omamiła.
W końcu nie wytrzymałem i wziąłem mu do ust.
Był pyszny!
Obdarowywał mnie na powitanie wzmożoną produkcją słonawego śluzu, którym się szczodrze naoliwiał. Cieszyłem się tym produktem, plątałem jego nici wokół swojego rozpalonego jęzora, po czym prowadziłem jego koniuszkiem po całej jego obnażonej długości - od jaj aż po wędzidełko - łaskocząc go, łechtając i poddając intensywnej stymulacji.
Drąg odwdzięczał się rosnącymi rozmiarami - a kolejnymi skurczami dziękował mi za każdy gest oralny.
Połknąłem go - głęboko i z pełnym pietyzmem. Czułem w środku ten rdzeń rozkoszy i gwałciłem nim swoje wąskie gardło. Wpuściłem tego smoka jak najgłębiej. Z takim samcem w paszczy czułem się jak w niebie.
Pikanie intensyfikowało się - więc mogłem przypuszczać, że zbliża się do wytrysku.
Czciłem tego chuja. Był niesamowity i doskonały w każdym calu. Plułem na niego i mocno zacierałem śliskimi dłońmi jego nagą żołądź, patrząc, jak spina się i czerwieni się od nadmiaru ekstazy.
I nagle zaczął strzelać. Aparatura zwariowała, a ja wziąłem go do ust. Wypełniał je kolejnymi salwami spermy - a ja przełykałem je z ochotą i w poczuciu obowiązku. Ssałem tę gałę szczodrą, która chlustała kolejnymi białymi uderzeniami w moje podniebienie.
Wtedy Colton przebudził się i zaczął jęczeć z rozkoszy.
Chwycił moją głowę sprawną ręką i docisnął ją do łona, wpychając swoją potęgę jeszcze głębiej we mnie. Strzelał mi już wprost to przełyku, a ja skupiałem się, by przyjąć wszystko, czym postanowił mnie obdarować.
- Dzięki - sapał. - Dzięki, że mnie uratowałeś.
Przebiłem się przez to ciało, aż dotarłem do duszy - i ją ukradłem. Piłem tego mężczyznę aż do ostatniego skurczu. A miał ich dokładnie 35, bo liczyłem każdy.
Moje usta były bogato udekorowane jego ospermieniem. Liany nasienia wisiały mi na brodzie i wciąż łączyły mnie z jego lśniącym, tętniącym jeszcze oblatywaczem.
Popatrzył na mnie z niedowierzaniem i zachwytem.
- Jesteś cudowny, chłopaku - dodał i kazał się do siebie przytulić.
Całowaliśmy się, a pocałunek ten miał smak jego kisielu. Było w nim tyle męskich hormonów, że aż kręciło mi się w głowie. Rozlał się nam on po szyjach. Umorusaliśmy się nim po twarzach i śmialiśmy się jak idioci.
- Gdyby nie ty, nadal byłbym w śpiączce.
- A byłeś świadomy tego, co się działo dookoła?
Powiedział, że tak. I że słyszał moje słowa. Dodał, że na pewno jeszcze nieraz skorzysta z mojego masażu.
Tym bardziej, że teraz i on chciałby się napoić moim nasieniem - dodał.
***
Pamiętacie tego łysola z tatuażem flagi USA na ramieniu? Napisał do mnie maila. Że znów ma problem z ramieniem i nie może walić. Spytał, czy może liczyć na moją koleżeńską dłoń.
Odpisałem, że mam teraz ręce pełne roboty. I z prawdą się nie minąłem. Tak wielkie ciało jak Coltona wymagało codziennego porządnego rozmasowania. Pozwolił mi się czcić - i to też robiłem, doskonaląc na tym idealnym modelu sztukę masażu na milion sposobów.
Uruchomił we mnie swoją nagością nowe pokłady kreatywności. Opracowywałem coraz to nowsze strategie i techniki masażu - skupiając się na pomnażaniu jego przyjemności.
Wiele razy podczas tej misji tryskał z radością w moich dłoniach - a ja cieszyłem się, że daję mu tak głębokie odprężenie, jakie tylko mężczyzna może dać mężczyźnie.
Całował mnie za to i w ramach odwdzięczenia rżnął mnie po godzinach pod prysznicami. To był jego masaż, w którym to z kolei on był ekspertem.
Wyznaliśmy sobie miłość i obiecaliśmy, że po misji wrócimy razem do USA i tam założymy rodzinę. Z takim żołnierzem u boku czułem się jak w niebie.
***
"Jesteś piękny, gdy dochodzisz"
gejowska nowela erotyczna
Peter trafia do redakcji męskiego czasopisma "Healthy Male". Tam poznaje super przystojnego i charyzmatycznego Damiana - redaktora naczelnego - w którym wszyscy się podkochują. W tym także najbliższy kolega Petera - Alan. Już pierwszego dnia przed młodym redaktorem rysują się kuszące perspektywy. Kto wygra wyścig o serce Damiana?
#romantyczne #trójąkt #anal #siłownia #mięśnie
Format: ebook (mobi, epub) oraz druk
38 stron A5 = ok. 40 minut czystej ekstazy czytania z WIELKIM finałem
Świetne opowiadanie, bardzo przyjemnie się je czyta 😏😎
OdpowiedzUsuńDziękuję uprzejmie :) :*
UsuńMożna by prosić o drugą część? To było chyba najlepsze opowiadanie jakie czytałem... Tylu spustów pod rząd jeszcze nigdy nie miałem
OdpowiedzUsuńHehe, miło słyszeć :) Na zdrowie! :)
UsuńNie jest łatwo stworzyć kontynuację - choć trzeba przyznać, że wojskowa baza - pełna pięknych, spoconych i samotnych samców - pobudza umysł do produkowania najdzikszych fantazji ;)
Fiutomer - tak jak kolega wyżej bardzo proszę o drugą część opowoadania. Czekam na dalszy rozwój ich relacji, coś może przed albo po powrocie do kraju. Świetne, długie opowiadanie. Wolałem czytać niż się bawić. Umiesz pisać! ♥
OdpowiedzUsuńFiutomer - tak jak kolega wyżej bardzo proszę o drugą część opowoadania. Czekam na dalszy rozwój ich relacji, coś może przed albo po powrocie do kraju. Świetne, długie opowiadanie. Wolałem czytać niż się bawić. Umiesz pisać! ♥
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Zapładniam się twórczo - może przyśni mi się dalsza część tego opowiadania ;)
UsuńCzytając ten fragment o wybudzeniu ze śpiączki przypomniała mi się historia Królewny Śnieżki, to celowy zabieg czy z moim doszukiwaniem drugiego dna jest coś nie w porządku? :p Poza tym super opowiadanie
OdpowiedzUsuńHehe, to taka gejowska wersja Śnieżki ;)
UsuńDziękuję za dobre słowo! :)
Ależ fajnie się czytało! dzięki :)
OdpowiedzUsuńSuper jestem w totalnym szoku.Chyba też pojadę na misję masować...
OdpowiedzUsuńDzieki za to opowiadanie. Umiliło mi ostatnie chwile uniesienia ;-)
OdpowiedzUsuń