Opowieści z Sintroy: Kocham Cię, ale on ma większego

Marc przyjechał do światowej stolicy gejów, by znaleźć prawdziwą miłość. Tymczasem jego życie wywróciło się do góry nogami. Teraz czego go seria szokujących przygód.

Opowiadanie ilustrowane.

- Z takim chujem kariery w Sintroy nie zrobisz - powiedział mi prosto w twarz, po czym wstał i zaczął się ubierać. Wyszedł. Więcej go nie widziałem.

Zresztą - nieważne.

Nazywam się Marc Martinez. I tak zakończyła się moja pierwsza randka w Mieście Gejów.

Czy bolało? Jasne. Ale wiedziałem, na co się piszę, gdy się tu wprowadziłem.

Miałem wtedy 21 lat. Ojczym wyrzucił mnie z domu. Nie miałem wyjścia, jak tylko udać się do światowej stolicy homoseksualizmu.

Na początku Sintroy było dla mnie, chłopaka z prowincji, miastem mitycznym. Wielka, neonowa, gejowska metropolia zapadała się pod ciężarem grzechów, perwersji i zdrad. Przerażało mnie to miasto, ale jednocześnie ekscytowało i pobudzało wyobraźnię.

To jedyne miejsce na świecie, gdzie gejom naprawdę wolno wszystko. I naprawdę na wszystko sobie pozwalają.

Tu wielkie marzenia o prawdziwej miłości zderzają się brutalnie z brudnym porno, prostytucją, męskimi orgiami w ciemnych zaułkach i pogonią za kolejnymi orgazmami.

Miasto romansów i zepsucia.


Niech najlepszym tego dowodem jest to, że obecny burmistrz Sintroy - niejaki Cornelius Colven - wygrał wybory, bo jego spotem wyborczym była wypuszczona do Sieci brutalna seks-taśma.

Jebał na niej swoich dwóch związanych kajdankami mężów i jednocześnie wygłaszał swoje postulaty - głównie delegalizację związków hetero, które pogardliwie nazywał "mieszanymi". Gdy powiedział, że uczyni Sintroy stolicą gejów - na naszych własnych, gejowskich zasadach - miał orgazm i wystrzelił litrami nabiału na twarz swoich kochanków.

Na filmie było też wyraźnie widać, jak potężnego pytona ma nasz burmistrz. Szokująco dużego, lśniącego i opalonego. Można powiedzieć, że to był czarny koń tych wyborów.

Tak, tak prezentuje się pokrótce to, co się w Sintroy odpierdala.

Colven miał porażającą lufę i zdobył to miasto. Ja w spodniach mam marne 11 centymetrów. Ale karierę, wbrew zapowiedziom, i tak jakąś zrobiłem.

Gdy skończyłem studia prawnicze, zająłem się gejowskimi rozwodami. W Sintroy to prawdziwa żyła złota. Tu więcej gejów się rozwodzi niż bierze ślub. Kasa zaczęła lać się grubym strumieniem.

Przez pierwsze lata pobytu w Sintroy byłem samotny. Cholernie samotny. Kolejne randki kończyły się, gdy faceci docierali na etap moich bokserek.

Aż poznałem Justina.

Miał wtedy 16 lat, ja 30. To była nie tylko miłość od pierwszego wejrzenia, ale też miłość odwzajemniona.

Byłem jego pierwszym facetem. Wcześniej z nikim nigdy nic nie robił, bo, jak twierdził, pochodzi z dobrego domu. Ojcowie wpoili, że do 16 roku życia musi się jakoś prowadzić.

Nie mogłem w to uwierzyć, ale przełknął fakt mojej skromnej jedenastki w gaciach. Sam za to miał nieziemską lufę. Grubą, lśniącą dwudziestkę dwójkę.

Początkowo było to trochę dziwne, że o wiele młodszy ode mnie chłopak miał praktycznie dwa razy więcej mięsa w gaciach ode mnie. Ale potem przeszliśmy z tym do porządku dziennego.


Oszalałem na punkcie jego pały. A że był zdolny do autofellatio - obciągaliśmy mu razem na zmianę. Raz ja, raz on.


Uwielbiał to i często, gdy się całowaliśmy, wsuwał nam między usta swojego kutasa, a potem spuszczał się dla żartu. Zlizywaliśmy łapczywie jego spermę i tak nam jakoś mijały miesiące.

Zarabiałem tak dużo, że mogliśmy pozwolić sobie na apartament w centrum, z pięknym widokiem na Milone i zatokę Monterey.

Przy takiej panoramie często się kochaliśmy.

Justin był niezaspokojonym pasywem. I starałem się, jak mogłem, by swoją jedenastką dać mu zawsze najlepsze orgazmy.

Wydawało mi się, że mu się to podobało.

Aż pewnego dnia w trakcie kolacji zapytał:

- Może znajdziemy kogoś trzeciego?

I wiedziałem już wszystko.

Od miesięcy widziałem w historii przeglądarki dzikie porno z tęgimi prętami, które oglądał.


Wielkie dildosy, które przeglądał na Ebay'u też go zdradziły. Chciał poczuć w sobie konkretnego drąga. Duże, grube mięso. Ech...

Ale czy mogłem mu się dziwić?

Byłem jego pierwszym facetem. Nigdy więc nie miał szansy poznać smaku prawdziwego fiuta. Jego młodzieńcza ciekawość i niespożyta chuć zaczynały się dobijać.

- Nie - odparłem, wstałem od stołu i wyszedłem do sypialni.

Próbował to ukryć, ale był smutny. Starał się udawać, że seks ze mną nadal sprawia mu radość. Ale widziałem w jego oczach, że podczas orgazmów był nieobecny. Uciekał wzrokiem. Szybko chodził spać, by potem po nocach oglądać coś na komórce.

Miałem wybór. Odejść - i złamać serce i jemu, i sobie. Dalej tkwić w niezgodzie - i pozwolić nam się wykrwawić. Albo...

***

To były urodziny Justina. Zdarłem z niego ciuchy i wycałowałem jego boskie ciałko. Podniecił się. Jego ciężki drąg podniósł się pompowany jego rozgrzaną krwią.

Poprosiłem, by usiadł na mnie okrakiem, na kowboja, przodem do mnie. Nadział się na mnie. Tak też zrobił. Całowaliśmy się, a on na mnie skakał.

I wtedy dałem sygnał ręką. Z ciemności wyłonił się on - Ricky Rocket.

Ekskluzywny eskort z Delano - imprezowej dzielnicy Sintroy. Boskie ciało. I - co najważniejsze - jedna z większych pał w mieście. Bodaj 24 centymetry. Anatomiczna sensacja do wynajęcia na długie, gorące godziny. Galaktycznie drogi, ale warty swojej ceny.

Bez pytania wszedł w tyłek zaskoczonego, zszokowanego Justina i zaczął go ostro jebać swoim monumentalnym, ociekającym chucią bolcem.

Idealnie wczuł się w rolę, za którą mu płaciłem - rolę żywego dildosa.


Justin nie wiedział, co się dzieje - chciał się odruchowo wyrwać, ale złapałem go mocno i unieruchomiłem - by nie wydziwiał i dał pieprzyć się dalej.

Wył z oszołomienia. Jęczał. Sapał. Płakał mi w ramionach.


Czułem, jak mój skromny penis w pupie Justina trze przyjemnie o potęgę tego stalowego potwora. Szokujące doświadczenie. Niby jebaliśmy mojego chłopca naraz, ale nie oszukujmy się - ten waleń przyćmił mój organ, zepchnął go na absolutnie ostatni plan. Wątpię, aby Justin czuł, że ma w dupie cokolwiek poza tym fiutem.

Ale cóż - wiedziałem, że tak będzie.

Justin objął mnie z całych sił. Patrzył mi głęboko w oczy i całował mnie. Dziękował. Kochaliśmy się namiętnie, jak nigdy dotąd. W końcu wszystko było tak, jak należy - kochał się ze mną, ale czuł w dupie konkretny sprzęt - mocny, stanowczy ruchacz zapinał go z jękiem i entuzjazmem.

Najpierw zaczął strzelać mój młodziak. Obryzgał mi klatę i twarz, śmiejąc się jak głupi. Potem Ricky odkręcił swój zawór i zalał jego dupę basenami spermy. Gdy wyczułem jej ciepło i wilgoć swoim kutasem - sam do tych basenów oddałem kilka słodkich, długich wystrzałów.

Na swój sposób, cudne doświadczenie. Ekstremalnie męskie i intymne.

- Hajs jest na stole - powiedziałem mu i kazałem mu spierdalać.

Leżeliśmy z Justinem w satynowej, ospermionej do suchej nitki pościeli. Nadzy, spleceni, wciąż pulsujący potężnymi orgazmami, które rozchodziły się jeszcze po naszych ciałach.

- I jak? - spytałem.

- Nigdy nie dostałem tak cudownego prezentu - podziękował i pocałował mnie słodko i z prawdziwym uczuciem.

Poczułem się tak dobrze. Zasnęliśmy w swoich objęciach.

***

Minął chyba jakoś tydzień. I sprawy się... skomplikowały - powiedzmy.

Wieczorem urwałem się szybciej z kancelarii - mając w planach zrobienie romantycznej kolacji. Miałem wszystkie składniki do tortilli z kurczakiem - taką, jaką robiła moja mama. Justin ją uwielbiał.

Obładowany zakupami jechałem windą, gdy komórka pipnęła w mojej kieszeni. Nie byłem w stanie jej wyciągnąć, więc postanowiłem, że wiadomość sprawdzę później.

Wszedłem do apartamentu i od razu wyczułem dziwny zapach. To były jakieś męskie perfumy.

Obce męskie perfumy.

Justina nigdzie nie było. Telewizor był włączony. Spojrzałem na piętro. Drzwi sypialni były zamknięte. Udałem się do góry i podszedłem ostrożnym krokiem.

Usłyszałem jakieś odgłosy i ciche stękania. Ciśnienie mi skoczyło.

Uchyliłem drzwi. I doznałem szoku. Justin był posuwany przez jakiegoś nagiego, wytatuowanego pakera...

- To kurwa zrobiłem tortillę - pomyślałem.

Zauważyli mnie. Facet odskoczył. Miał końskiego fiuta. Ale tego się można było spodziewać.

Justin zwinął się w kulkę, zaczął coś bełkotać. Zdaje się, że próbował przepraszać.

- Jak mogłeś mi to zrobić? - spytałem. - Po tym, co dla ciebie zrobiłem. Po tym, jak zamówiłem tego eskorta. 

- A co myślałeś? - spytał Justin. - Że wystarczy, że będę miał prawdziwego kutasa raz do roku na urodziny i to załatwi sprawę?

- Tak... Szczerze mówiąc tak myślałem - rozłożyłem ręce w bezsilności. - Że może mój brak centymetrów załatamy jakoś...

- Czym? Miłością? - zaśmiał się. - Nie rozumiesz. Potrzebuję konkretnego drąga. A nie... - wskazał ręką w stronę mojego krocza.

Paker prychnął śmiechem.

Podszedłem do szafki i wyciągnąłem pistolet, który tam ukryłem na wypadek włamania. Odbezpieczyłem go, skierowałem go w stronę pakera. Kazałem mu wypierdalać.

- Nie wierzę w to, co robisz - mamrotał Justin. - Odłóż to, oszalałeś?

Palant ledwo zdążył pozbierać swoje szmaty. Prawie się o nie pozabijał, gdy wybiegał z sypialni.

Potem wymierzyłem lufę w stronę Justina.

- Misiek, proszę cię... - zaczął płakać. - Kocham cię...

- Ale...?

- Ale on po prostu miał większego.

Strzeliłem.

Lampka przy łóżku wystrzeliła w kawałkach pod sufit. Justin drżał w przerażeniu i płakał z zamkniętymi oczami.

- Ty też wypierdalaj.

Wybiegł z sypialni. Usłyszałem tylko trzask drzwi na dole.

***

Nalałem sobie whiskey, puściłem nastrojowy, spokojny jazz i stanąłem w oknie apartamentu. Panorama miasta jak zwykle była czarująca. Sącząc cierpki alkohol, rozmyślałem nad pięknem i okrucieństwem tej metropolii.

Tym miastem rządzi penis. Tylko on się tutaj liczy. Jest kluczem do wszystkiego - a przede wszystkim do miłości. 

Ja tego klucza nigdy nie miałem.


Wtedy przypomniałem sobie o wiadomości, która przyszła na moją komórkę.

Ekran rozświetlił moją twarz. Wiadomość od Ricky'ego.

"Stary, jest coś, co muszę ci powiedzieć. Znam takich gości, jak ten Twój Justin. Porobią Cię dla większego chuja. Te historie przerabiałem wiele razy. A Ty serio masz małego. Więc to kwestia czasu. Współczuję ci.

Tak się składa, że Lovago prowadzi nabór na eksperymentalną terapię powiększania chuja. Tu przesyłam Ci link. PS. Colven daje dotacje na ten zabieg z urzędu miasta."

Kliknąłem w linka.

"Ty też możesz dołączyć do tych, którzy śmieją się z małych fiutów - dzięki nowemu zabiegowi Doktora Lovago. Bez względu na to, jak mała i żałosna jest Twoja pała - zgłoś się do nas - a już za tydzień świat klęknie przed Tobą z podziwu!"

Czy miałem coś do stracenia?

***

Niech Was nie zmyli urocza nazwa "Lovago".

Lovago to potężny i chciwy koncern, który zarabia miliardy na homofarmaceutykach, gejowskich paramedycznych seks-gadżetach i podejrzanych specyfikach do chemseksu. 


Obiecują wszystko - wyższe libido, lepsze doznania, wielokrotne orgazmy analne. Ostatnio prowadzą podobno przełomowe badania nad terapią zmiany faceta hetero w geja, a także w dziedzinie homoinżynierii - opracowują specyfiki na zakochanie czy odkochanie.

Wszedłem do portierni i spytałem o ten eksperymentalny program powiększania penisa.

- Proszę pana - zaczął chłodnym tonem jakiś goguś zza biurka. - Czasem przychodzą tutaj goście z fiutami 20 cm i myślą, że mają za małego. Więc ich odsyłamy. Nie wszyscy się klasyfikują. Musi pan mieć naprawdę małego, bo...

Zsunąłem bokserki i mu pokazałem.

- Wpiszę pana poza kolejką - odparł.

***

Czekałem na korytarzu. Był tam telewizor. Akurat leciał kultowy w Sintroy teleturniej - Blind Sex, czyli Seks w Ciemno.

Zasady Blow Job Edition są proste - trzech kolesi wystawia swój sprzęt przez glory hole, a uczestnik obciąga wszystkie, po czym wybiera jednego, z którym pozna się bliżej na luksusowej randce w Excite Hotel.

Oczywiście - czego nie muszę tłumaczyć - uczestnik prawie zawsze wybierał największą pałę. Choć czasem przystojność fiuta wygrywała z długością.

Raz tylko uczestnik wybrał małego kutasa - podobno ze względu na smak spermy.

Oczywiście jest też druga runda, gdzie jednemu kolesiowi obciąga trzech i wybiera na tej podstawie swoją miłość życia. A także sezonowo pojawia się Anal Edition - gdzie zamiast lodów w ruch idą słodkie, ociekające miodem pupy. Najpierw jeden koleś rucha trzy i wybiera sobie jedną. A potem jeden chłopaczek jest posuwany przez trzy drągi - i także dokonuje wyboru.

Zatem w Sintroy na brak rozrywek nie narzekamy.

I choć oglądałem Blind Sex od czasu do czasu, to jednak prawie zawsze mnie wkurwiał. Bo uczestnik zawsze był pięknym modelem, a ja nie miałbym w tym show żadnych szans.

Pomyślałem wtedy, że może to się niedługo zmieni. Że mój kutas przejdzie do historii tego miasta.

Po jakimś czasie na korytarzu pojawił się lekarz. Przedstawił się jako doktor Hans Craft.

Poszliśmy do jego gabinetu. Tam kazał mi się rozebrać i poddał mnie gruntownym oględzinom.

- Tak, słyszeliśmy o takich przypadkach - wymamrotał.

I gdy chciał już przejść do oględzin moich genitaliów, wyciągnął z szuflady wielką lupę. I popatrzył na mnie.

- Nieee, żartowałem - zaśmiał się i odłożył ją.

Żartowniś.

- Proszę sobie zwalić - dodał i zaczytał się w notatkach. - Muszę zobaczyć... jak pan to robi.

Cóż, zalecenie lekarza to zalecenie lekarza. Zwaliłem sobie, patrząc na niego, bo mi się podobał. Strzeliłem sobie na klatę konkretną dawką nasienia.

Obejrzał mojego penisa w stanie erekcji, skrzywił usta i pokiwał smutno głową. Po czym zanurzył palca w mojej spermie i wylizał go:

- Proszę zażywać więcej cynku i magnezu. Poza tym jest pan zdrowy i kwalifikuje się pan do zabiegu - oznajmił. - Położy się pan na naszym oddziale. Będzie pan na specjalnej diecie. Od teraz zero seksu i masturbacji. Proszę wcierać w penisa to - wręczył mi tubkę z jakimś specjalnym żelem. - To zmiękczy tkanki. A za tydzień - uśmiechnął się - zacznie pan nowe życie.

***

Tydzień mijał mi powoli - bo nie mogłem doczekać się zabiegu. Faszerowali mnie różnymi pigułkami i kroplówkami. A ja wcierałem dzielnie w penisa podarowaną mi maść.

Wieczorem przed zabiegiem zjawił się doktor Hans:

- Mamy dobrą wiadomość. Zabieg uda się przeprowadzić, bo... przysłali nam nowy mikroskop - doktorek zaśmiał się. - A tak bardziej serio. Burmistrz Colven usłyszał o pana trudnym przypadku i postanowił przydzielić panu specjalną dotację nie tylko na ten zabieg, ale kilka dodatkowych. Podkręcimy pana męskie parametry, libido, senstywność genitalną, produkcję androgenów, hormon wzrostu i wiele innych rzeczy. Pytanie, czy wyraża pan chęć... - wręczył mi podkładkę z oświadczeniem.

- Gdzie mam podpisać? - spytałem i złożyłem parafkę.

Chciałem to już mieć za sobą i cieszyć się z efektów. Dostałem specjalną pigułkę, bym dobrze się wyspał...

***

Gdy się obudziłem, byłem nago - przywiązany do operacyjnego stołu. Byłem podpięty pod jakieś kroplówki i urządzenia. Padał na mnie snop jasnego światła z sufitu. Dookoła panowała ciemność.

- Ooo, obudził się nasz pacjent... zero - usłyszałem znajomy głos.

Z ciemnej zupy przede mną wyłonił się doktor Hans. Był nago. Błyszczał tytanicznym, czarującym torsem oprószonym lekkim owłosieniem.

Podnieciłem się. Mój kutas spiął się subtelnie.

Nagle dookoła mnie pojawiło się kilku nagich, przystojnych mężczyzn. Zjawiskowych, jak z okładek magazynów.

- Zaczynamy - oznajmił Hans i wszyscy zaczęli się między sobą całować.

Potem ich namiętne pocałunki zaczęły staczać się w stronę lubieżnego obmacywania, tulenia i lizania.

Otaczali mnie. Czułem ich słodki aromat, słyszałem ich całusy, stęki i mlaśnięcia. Mój penis momentalnie zaczął twardnieć w rytm pospiesznych skurczów mojego serca.

Podnieciłem się totalnie, ale wciąż nie rozumiałem, co tu się dzieje.

- Czerp z tego doświadczenia - powiedział Hans i zaczął sobie walić, patrząc na mnie.

Dorodne, frywolne drągi facetów dookoła były już całkowicie wypełnione krwią, twarde, ożylone i tkliwe. Smyrały się nawzajem i całowały miodnym śluzem, niby mimowolnie, a oni otwarcie kontynuowali szokujące, homoseksualne gody.


Raz po raz któryś z nich łapał ze mną kontakt wzrokowy i uśmiechał się. I robiło mi się ciepło, serce przyspieszało, a kutas wzdrygał się na samą myśl o tym, co ten facet mógłby mi robić swoimi ustami.

Ich ciała wymieniały się ze sobą rolami - ukazując moim zdumionym oczom zaskakującą mnogość układów i pozycji. Jakże pracowite były ich języki i wargi, jak pięknie ich ciała pokrywały się lukrem. Można by im wylizywać pachy i pachwiny, wcierać w siebie ten olej samczy litrami.

Ten rajski balet cudnych ciał odurzył mnie. Mieszanka feromonów sprawiła, że obraz wirował mi przed oczami. A kutas... tak stwardniał, że aż zaczął pobolewać.

- Doskonale... - wyszeptał Hans z nieskrywaną perwersją w głosie.

Wtedy faceci zaczęli sobie obciągać. A niektórzy rozkraczyli się i wypięli krągłe, pyszne pupy do wylizania, tudzież ruchania. W ich oczach widziałem nieposkromiony apetyt na ostre rżnięcie - otwarte, bezwstydne i lubieżne czerpanie ze swej męskiej anatomii.

Podniecenie rozrywało mi kutasa. W moich tętnicach rosło ciśnienie. Łaskoczące krople potu spływały mi po klacie i po udach.

A oni poszli w totalne jebanie. O kurwa, co to był za widok.


Głębokimi penetracjami wypychali spermę z pasywów, która to ulewała się z jękiem z napiętych, czerwonych bolców. Naoliwiali się tymi wydzielinami i karmili wzajemnie. 

Raz po raz któryś nie zdzierżył i trysnął - a pojedyncze salwy dosięgały mojego ciała. Upadały ciepłe, ciężkie i parujące, parząc mnie niemal poziomem swojej rozkoszy.


Popatrzyłem na swojego fiuta - był wielki jak nigdy. Twardy i drżący z pożądania wznosił się i z chrzęstem rozrastał we wszystkich kierunkach. Nie mogłem uwierzyć w to, co się działo.

Hans tymczasem obserwował to bacznie i notował coś, kręcąc głową z podziwem.

- Podkręćcie emocje, chłopcy - rozkazał. - Jest dobrze, ale musi być jeszcze lepiej.

Wtedy zbliżyli się do mnie gremialnie i zaczęli dotykać mojego ciała. Masowali mnie po klacie, szczypali subtelnie suty, lizali po udach, stopach, szyi. Miałem ślinę, śluz i spermę tych chłopaków wszędzie - błyszczałem nimi i transpirowałem.

Paru kolesi tłukło mnie swoimi masywnymi, wilgotnymi prętami po twarzy. Osiadały na moich policzkach, ustach i czole pięknymi plaśnięciami. Miałem szansę posmakować ich ciepła, aromatów i twardości. Dla takich kutasów można umrzeć z pożądania.

Cała ta orgia przeniosła się na mnie - ale moją pałę skrzętnie omijali. A ona rosła i rosła. Ból mieszał się z niewyobrażalnym podnieceniem. Robiłem się coraz bardziej rozgrzany.

Wtedy uderzyło mnie przerażenie. Co ja robię? Co się dzieje? Nie mogę się stąd wydostać - szamotałem się z myślami. To nie tak miało wyglądać.

Mój fiut natychmiast zaczął opadać.

- Tracimy go - zauważył doktorek - Podkręcić testosteron i inhibitory prolaktyny.

Przeźroczystymi rurkami do moich żył spłynęły wielobarwne substancje - a ja momentalnie poczułem uderzenie ciepła i świeżego podniecenia. Mój penis znów wyprostował się jak na porannym apelu.

Wtedy myślałem, że już oszaleję.

Serce waliło mi tak mocno, że czułem jego pulsowanie w głowie i bolesnym kutasie. Nie patrzyłem już w dół, by się nie przerazić - ale czułem, jak moja pała płonęła. Jej tkanki trzaskały, naciągały się, a może nawet pękały - ładowane kosmicznym, gejowskim podnieceniem.

Faceci tryskali na mnie, myśląc może, że mnie to ochłodzi - a to tylko dokładało do pieca. Kolejne uderzenia ich spermy odparowywały w niebyt lub skwierczały na mojej klacie i twarzy.

- Przerwijmy to - zaapelował jeden z nich. - Za chwile zejdzie.

- Nie - odparł Hans. - Niech go rozniesie.

Miałem wrażenie, że cała moja krew wcisnęła się w mojego kutasa - wypchała go od środka i lada moment rozerwie go na strzępy. Ból pulsował, a potem naprężył się i wyszedł poza skalę. Wyłem, krzyczałem, próbowałem się wyrwać - wszystko na nic.


Nie byłem już w stanie pomieścić ogromu podniecenia, jaki we mnie władowali ci faceci. Czułem, jak ulewa się z mojej pały, jak wycieka z rozszczelnionego rdzenia reaktora wrząca lawa.


I wtedy Hans kazał wszystkim przerwać zabawę, a mi - popatrzeć na siebie.

Spojrzałem w jego błyszczące od szału oczy. Źrenice miał powiększone, jakby wciągnął kilo koki. Pochylił się nade mną i dmuchnął na mojego kutasa.

Orgazm mnie zniszczył. Straciłem przytomność.

***

Gdy się obudziłem, czułem, że mój kutas jest obolały. Zajrzałem pod kołdrę, jednak byłem od pasa w dół owinięty grubymi bandażami.

- Proszę nie ruszać - usłyszałem od pielęgniarza. - Minął dopiero tydzień od zabiegu. Musi się zrosnąć. 

Co, kurwa? - pomyślałem.

- Póki co dostaje pan końskie dawki prolaktyny, żeby przypadkiem panu nie stanął i pana nie wykończył.

Chwyciłem nóż, który leżał na stoliku obok, i zacząłem rozcinać bandaże. Byłem podjarany, jak dziecko rozpakowujące prezent na urodziny.

Pielęgniarz próbował mnie powstrzymać, ale go odepchnąłem.

I wtedy ujrzałem swojego nowego fiuta. Spokojnie spał mi na udzie i głęboko oddychał. Był porażająco masywny. 

Gdy go zobaczyłem, totalnie się podnieciłem - co wybudziło go ze snu. Na myśl, że za moment powstanie i zobaczę go w końcu w pełnej krasie - jeszcze bardziej się podnieciłem, a on jeszcze bardziej się powiększył. 

Spirala podniecenia zamknęła się we mnie i tak jarałem się coraz mocniej, a on podnosił się jeszcze bardziej.

Rósł. I rósł. I rósł... I choć wciąż trochę bolał - szokujące podniecenie wygrywało.

I w końcu nabrał ostatecznych kształtów. W oczach miałem łzy. Pielęgniarzowi z rąk wypadły notatki.


Fiut był monstrualny.

Zjawiskowo piękny. Nie dało rady go objąć dłonią. A nawet trzy dłonie nie dałby rady go zwalić - tak długi był. 

Jego rozmiary, kształty twardość i muskulatura zapładniały wyobraźnię. Na samą myśl, co będę nim robił, wydzielał łzy słonawego śluzu.


Do tego urosły mi jaja - były napęczniałe, soczyste, adekwatne do wielkości trzonu i naładowane do pełna. Czułem, że mogę nimi strzelać całą noc, a one nie wyczerpią swojego zapasu słodkiego nasienia.

Nagle spostrzegłem, że moje ciało stało się bardziej napakowane. Urosły mi bice, klata, pośladki...

- To efekt naszej nowatorskiej androterapii - zjawił się doktor Hans. - Jesteśmy dumni, że osiągnąłeś tak cudowne efekty. Dzięki edycji genetycznej CRISPR, wszczepiliśmy ci także nowe receptory rozkoszy. Twój kutas jest nimi nafaszerowany.

Dotknąłem go - aż spiął się z ekstazy. Był ekstremalnie wrażliwy. Każde jego otarcie było jak wciągnięcie krechy.

Zacząłem zrywać kabelki. Chciałem jak najszybciej przetestować działanie tego pręta w praktyce. Hans jednak złapał mnie za ramię:

- To wciąż eksperymentalna metoda. Nie wiadomo, jakie skutki uboczne może przynieść. Powinieneś zostać na obserwacji.

Wyrwałem mu się.

- Nie przeszliśmy na "ty", chuju.

***

Szedłem główną ulicą Sintroy i czułem, że to miasto w końcu należy do mnie. 

Neony tej szalonej, różowej metropolii przelewały się jak plazma w odbiciu moich ciemnych okularów, a ja czułem, że niedługo tłumy padną mi do kolan. W końcu Justin zobaczy, co stracił. Moja zemsta będzie wielka i słodka, jak ten smok, który spał w mojej prawej nogawce i praktycznie sięgał kolana.

Oczami wyobraźni widziałem już, jak otwierają się przede mną drzwi wszystkich burdeli, klubów i saun. 

Byłem na haju. Odleciałem, naćpany własną zajebistością. Po latach upokorzeń - chciałem, by mnie kurwa wyznawano. Oto ja, Marc Matrinez, nowy król tego zapadłego miasta.

Poszedłem do Fiutopii - największego saunarium gejowskiego w Sintroy.

Gdy tylko się rozebrałem, wszyscy wbili wzrok w moje krocze. Stałem się sensacją. Usiadłem wygodnie na ławce, a jakiś facet klęknął przede mną ze łzami w oczach i spytał, czy może.

Nie do końca mi się podobał, więc wskazałem innego z tłumu - umięśnionego przystojniaka, który aż puszczał ślinę na posadzkę.

Klęknął i ssał jak opętany, ładując mnie fantastyczną, ciepłą, pulsującą rozkoszą. Kutas sprawdzał się pierwszorzędnie - był receptywny i czuły. Każde jego dotkniecie przyprawiało mnie o błogie ciarki. Wyprężał się a wrażenia z niego płynące przyćmiewały słodko moją świadomość.

- Jak to jest? - spytał jeden koleś. - Mieć tak dużego.

Opowiedziałem mu o swoich odczuciach. O bogactwie wrażeń, głębi doświadczenia, jakie dają mi dodatkowe receptory. Koleś przyłączył się do ssania. Do spółki z poprzednikiem - lizał moją głowicę i patrzył na moje reakcje, na moje miny i wzdrygnięcia.

W końcu chlusnąłem na ich twarz potężnym, szerokim bryzgiem nasienia. Orgazm niemal mnie wykręcił w chińskie "S" - wstrząsnął mną aż do szpiku kości. Dwanaście sążnistych wytrysków nakarmiły ich mordy głodne i rozwarte w łaknieniu, w zdziwieniu nad moją oszałamiającą fizjologią.

I wtedy pojawił się on.

Był tak piękny, że mnie poskładało. Mój kutas wypiął się, jakby miał znów strzelić.

Kolega usiadł obok mnie i spojrzał mi w oczy.

- Po takiej akcji będziesz musiał uzupełnić płyny - oznajmił. - Może dasz się zaprosić na drinka do Clinique Club.

Nie mogłem mu odmówić. Wyrwałem frajerom swoją pałę, ubraliśmy się i poszliśmy.

Po drodze spytałem go o imię.

- Hudson - podał mi rękę. - Miło cię poznać.

Wieczór był młody, więc w klubie wciąż było sporo luzu. Imprezownia dopiero się rozgrzewała.

- Dla mnie Pomarańczową Eutanazję - chłopak polecił barmanowi i spojrzał na mnie. - A ty jesteś tak rozpalony, że powinieneś chyba wziąć Lodową Trepanację.

- Dziś mam ochotę na... - zamyśliłem się - ... na Miętową Infekcję.

- Rześki z ciebie facet - uśmiechnął się, złożył zamówienie i usiedliśmy przy stoliku.

Zaczęliśmy luźną rozmowę - o zainteresowaniach i hobby. Okazało się, że też kocha film "Pod słońcem Toskanii" i marzy, żeby kiedyś tam polecieć. Ja opowiedziałem mu o pikantnych szczegółach rozwodów celebrytów w Sintroy.

A on gapił się na mnie nieustannie jak w obrazek. Był jak yin i yang słodkości i męskości - obie te boskie siły idealnie się w nim równoważyły. Jego seksowność porażała do tego stopnia, że nie mogłem się skupić na niczym. Aż stolik się podniósł.

Poprosiłem, by powiedział mi coś więcej o sobie.

- Pracuję jako ratownik na basenach w Fiutopii, a po godzinach jestem tutaj DJ-em. Lubię też grać na gitarze i gotować.

Wydawał się ideałem. Justin nie umiał nawet zagotować wody.

- Przyjechałem do Sintroy z Florydy - dodał. - Szukam tutaj prawdziwej miłości.

Nie powstrzymałem się i parsknąłem śmiechem.

- Tutaj? Miłości? Kolego... Szukałem jej wiele lat. Potem myślałem, że ją znalazłem. Ale to miasto jedyne, co może ci dać, to atrapę miłości w postaci taniego seksu z byle kim.

Chłopak zmieszał się, a potem posmutniał, odchylił się, wziął łyk drinka i spojrzał gdzieś w dal.

- Trzeba ci było jednak wziąć Owocowego Antydepresanta - odparł.

Wtedy do naszego stolika podeszło kilku młodych kolesi.

- Słyszeliśmy, że masz największego w Sintroy - zaczął jeden. Kurwa, wieści w tym mieście roznoszą się szybciej niż chlamydia.

- Mam, a co?

- No... pokazałbyś, co nie?

Hudson zaśmiał się. Spytałem go wzrokiem, czy nie widzi w tym nic niestosownego. W końcu... chyba byliśmy na randce. Przez moment myślał, a potem kiwnął głową.

Wywaliłem drąga na stół. Chłopaki oszalały.

W klubie rozniosło się larum. Kolejne osoby podchodziły do stolika i otoczyły nas. Pytali, czy mogą dotknąć i jakie orgazmy są takim chujem. Cóż, nie ukrywam - szybko znalazłem się w roli eksperta.

Niemniej sytuacja zaczęła wymykać spod kontroli. Kolejne dotknięcia przekształciły się w serie uścisków, a potem w namiętny masaż, który przeobraził się w walenie. Kilka silnych dłoni zaczęło mnie masturbować, aż w końcu tłum rzucił mnie na stół.

Otoczył mnie wieniec zszokowanych i podekscytowanych twarzy. Co chwilę migało światło flesza, goście nagrywali filmy. W końcu jeden zaczął mi ssać i nagle wszyscy chcieli to robić. Zaczęli się między sobą szarpać, odpychać, a mnie rozkosz odcinała logiczne myślenie.

Niemal wybuchły zamieszki. Faceci krzyczeli, że do takiego organu każdy powinien mieć dostęp przynajmniej raz do roku.

Nim zorientowałem się, co się dzieje, kilka par męskich ust spacerowało po moim drągu - liżąc go, całując i wyznając niczym żywą relikwię. Przyjemność była wstrząsająca - tym bardziej, że faceci nie szczędzili mi salw komplementów i zachwytów.


Pompowali mi nie tylko chuja, ale też ego. Tak bardzo tego potrzebowałem.


Ssali go i próbowali połykać, jednak żaden z nich nie był tak pojemny, żeby wziąć go po jaja. Aż w końcu pojawił się jakiś połykacz mieczy i wsadził go sobie aż po żołądek. Jego przełyk był ciasny i przyjemny.

Wyciągnął go, bo prawie zszedł. Natychmiast do ssania ruszyli kolejni. Impreza nagle rozkręciła się.

- Masz - Hudson klepnął mnie w ramię i podał jakiegoś różowego drinka. - Grepfrutowe Libido. Poprawia smak spermy. Pewnie ci się dziś przyda.

Podziękowałem. 

- O tej atrapie miłości mówiłeś? - spytał mnie szeptem do ucha, wskazując brodą tłum pastwiących się nade mną kolesi.

Chciałem go złapać za rękę i wytłumaczyć mu wszystko, ale spojrzał mi tylko smutno w oczy i powiedział, że idzie.

Zniknął w tłumie.

Miałem zamiar za nim krzyknąć, ale orgazm całkowicie mnie otumanił. Niespodziewanie zacząłem strzelać wiadrami spermy na te zaskoczone moją szczodrością mordy gejowskie. Chłopcy poszli w ślinę, zlizywali z siebie wzajemnie moje nasienie, które wciąż nowymi wybuchami nanosiło się na ich twarze, na ich klaty i szyje.

Bili mi brawo i wciąż dopingowali. Chcieli więcej i więcej.

Wypiłem całe Libido duszkiem, wyjebałem szklankę i stoczyłem się w samo serce tej gejowskiej orgii. 

Rozebrali mnie i siebie, a nasze nagości zmieszały się ze sobą tak, że już nie wiedziałem, gdzie kończy się moje ciało, a zaczyna kolejne. Mój kutas był jak ta wielka morska latarnia, do której wszystkie statki chciały tego wieczora dopłynąć. Wyznaczał kurs i potęgował apetyt - a czułem w jajach, że mam im dużo do zaoferowania.

Roztryskałem się bez pamięci tego wieczora, pochłaniając kolejne drinki stawiane przez łakomy, nagi tłum. Zagubiłem się w swoich orgazmach, przestałem je liczyć po piątym.


A potem wszystko zmieniło się już w jeden wielki orgazm - a ja z ochotą zalewałem ich twarze i klaty kolejnymi nawałnicami nabiału.


Spijali wszystko chętnie, z mlaskiem, łapczywie. Mówili, że czegoś takiego jeszcze nie przeżyli.

Poniosła nas ta orgia w głęboką i czarną noc. Aż ciemność zalała mi oczy.

***

Rano obudziłem się w swoim apartamencie - na kanapie w salonie. Byłem nago. Dookoła mnie spało kilkunastu nagich facetów - zlepionych pozostałościami tej nocy szalonej i dziwnej. Byli rozłożeni na kanapie, na podłodze i pod kominkiem. Wykończeni do reszty własnym niekontrolowanym popędem.

Dookoła rozsypane były pomięte banknoty, jakieś kolorowe pigułki i pierścionki z diamentami. 

Wszystko wirowało. Przedawkowanie alkoholu i odwodnienie spowodowane ogromnymi wytryskami złożyły się na mój fatalny stan.

Przypomniałem sobie o Hudsonie i zrobiło mi się przykro. Cóż, kurwa, nie tak miała wyglądać nasza randka. Czarujący romantyzm został brutalnie zgwałcony przez moje popędy i zdziczenie gawiedzi.

Muszę iść do Fiutopii, tam pracuje - przypomniało mi się.

Wtedy obudził się jeden z pół żywych biesiadników. Nie był w najlepszej formie, ale doczołgał się do mnie i chwycił mojego kutasa.

- Obudź się - mówił do niego. - Słyszysz?

- Daj se spokój, muszę odpocząć - odparłem i zepchnąłem go z siebie. Upadł na podłogę niczym zwłoki.

Wtedy zaczęli budzić się kolejni. Mieli ten sam odruch. Jedyne, czego chcieli, to znów zatkać sobie gęby moim fiutem.

Otoczyli mnie. Zaczęli znów dotykać, masować mi kark, mamrotać coś do ucha alkoholowymi wyziewami. Byli jacyś... zimni.

A mój kutas ani drgnął.

- Zepsuł się - powiedział jeden. - Co z tobą?

Nie wiedziałem. I trochę mnie to przeraziło. Chwyciłem go i zacząłem walić - ale był jak flak. Był mały i lodowaty. Próbowali go ssać, macać, masować, ale on nie stwardniał ani trochę.

- Jezu, jaka lipa - ktoś rzucił.

Zrobiło mi się źle. Głupio. Wstyd. Waliłem dalej w nadziei, że znów monstrum powstanie. Ale nie działo się nic.

- Spierdalamy stąd - ktoś dodał.

- Ej, czekajcie... - krzyknąłem za nimi. - Zaraz będzie znów wielki.

Waliłem, waliłem, waliłem... A mój kutas był jak miękkie, surowe ciasto. Nie reagował. Ledwo go czułem. Przeraziłem się.

Kolesie wynieśli się.

A ja porzuciłem masturbację. Czułem, że to kompletnie nic nie da. Wpadłem w panikę. Chwyciłem za komórkę i zadzwoniłem do Crafta.

- To zabieg eksperymentalny. Nie wiemy, jak kutas będzie zachowywał się na dłuższą metę - usłyszałem w telefonie. - Być może do pełni szczęścia czegoś jeszcze brakuje - dodał.

Rozłączyłem się.

Opadłem z sił. Mój świat się załamał. Tyle nadziei, tyle oczekiwań - wszystko to rozpadło się w drobny mak. Czy jeszcze kiedykolwiek mi stanie? - pytałem siebie. Mogłem go nie ruszać. Był mały, ale działał. A teraz? - martwiłem się.

Wtedy usłyszałem w kuchni jakieś ruchy.

- Kto tam? - spytałem. 

W drzwiach pojawił się Hudson. Chyba był nago. Miał na sobie tylko fartuch. Co za seksownie zaskakujący widok.

- Cześć, kolego - niósł na tacy parujące śniadanie. - Mam nadzieję, że posmakuje Ci mój serowy omlet z szynką i oliwkami.

Chwyciłem poduszkę, żeby się zasłonić. Spytałem, jak się tu znalazł.

- Ktoś musiał czuwać, czy trafisz do domu i czy ci dziwni kolesie nie zrobią ci nic złego.

Zrobiło mi się miło.

- Wiesz... Przepraszam, ale to chyba nie jest dobry moment - powiedziałem. - Bo widzisz... mój mały...

- Wiem, co się stało. Przecież w kuchni wszystko słychać.

Chryste.

- Swoją drogą, odjebany apartament - dodał.

Postawił tacę z jedzeniem na stole. Pachniało to wszystko cudownie. Usiadł obok mnie i objął mnie czule.

- Chyba powinniśmy dokończyć randkę - dodał.

- Ale... Ja... - popatrzyłem na poduszkę, którą przyciskałem sobie do krocza. - Niewiele mi tam zostało...

- Nie wiem, czy to do ciebie dotarło, ale... twoje rozmiary mnie nie interesują - odparł Hudson. - Interesujesz mnie... ty.

Popatrzyłem na niego. Wbijał we mnie wzrok pełen ciepła i fascynacji.

- Jak to? - zdziwiłem się. - W tym mieście przecież wszyscy chcą tylko jednego... Rozmiaru.

- Czy ja wyglądam, jak wszyscy?

Co to, to na pewno nie.

- Wierzysz w przeznaczenie? - zapytał.

- Nie wiem... Może?

- Czasem musimy przejść w życiu bardzo zawiłą ścieżkę, aby w końcu trafić na właściwą osobę.

Odkroił widelcem kawałek omleta i podał mi go do ust. Zjadłem. Był pyszny. Na maśle. Delikatny, serowy i ciepły. Oliwki przełamywały słonawo jego smak. Cudo.

I gdy jeszcze żułem jedzenie, on mnie pocałował.

- Przepraszam - odsunął się zaczerwieniony.

Złapałem go za rękę.

- Chcę więcej - odparłem.

- Omleta?

Przyciągnąłem go do siebie. Zatonęliśmy w uścisku i namiętnym, długim pocałunku. Napełnił mnie swoim ciepłem i czułością - zjawiskami, których do tej pory w tym mieście nie spotkałem. Było mi tak dobrze, że momentalnie przeszedł mi kac.

- Ciebie, głuptasie - odparłem.

Wtedy spojrzałem w dół. Poduszka leżała na podłodze. A mój drąg nie tylko się obudził, nie tylko wstał, nie tylko znów nabrał masy... ale był jeszcze większy niż wczoraj!

Więc chyba właśnie brakujący składnik magicznej receptury powiększania kutasa, o którym wspomniał doktorek Hans, właśnie pojawił się na scenie. Brakowało mi po prostu... czułości.

Hudson uśmiechnął się słodko.

- No to chyba sygnał jest jasny - powiedział i klęknął przede mną, po czym spytał, czy może dostąpić tego zaszczytu.

Gdy tylko się zgodziłem, zrobił mi najlepszego loda, jakiego miałem w życiu. Był wyrafinowany, czuły i pełen pasji oraz oddania. W odróżnieniu od kurew, które wisiały wczoraj na moim drągu, Hudson nie chciał za wszelką cenę brać przyjemności.

Chciał mi ją dawać. I wyczuwałem to każdym receptorem.

Ten widok, gdy moja pała znikała w jego słodkich ustach, wypalił mi się w sercu. Chciałem go tylko tulić i dawać mu to, co mam najlepsze.


Momentalnie zalałem mu twarz swoją lepką i słodką miłością. Wycisnąłem z siebie wszystko, co jeszcze miałem, by poczuł, jak bardzo mi na nim zależy.

A on śmiał się, spijał ją i kręcił językiem po mojej głowicy aż do szaleństwa.


- Grejpfrut - wymamrotał, pochłaniając łapczywie mój nabiał.

Chwyciłem telefon i zrobiłem mu zdjęcie. Mojego fiuta i jego twarz łączyło setki srebrnych nici śmietany i śluzu. Było im dobrze razem, był... fiutogeniczny?

Rzucił się na mnie. Nasze klaty plasnęły o siebie, a sperma strzeliła bokami, zalewając kanapę. Śmiał się.

- Kto to potem posprząta? - zaśmiałem się.

- Chyba ktoś, kto się w tobie zakochał po uszy - odparł, patrząc na mnie swoimi pięknymi oczami. Przytuliliśmy się zlepieni moimi wytryskami.

Wtedy moja komórka pipnęła. SMS był od Justina.

"Nadal Cię kocham. Pogadamy?"

Mój nowy facet też patrzył na ekran. Spytał, czy to mój eks. Przyznałem, że tak. Opowiedziałem mu, czemu ode mnie odszedł.

Hudson uśmiechnął się, wziął ode mnie komórkę i wybrał opcję "Odpisz". Załączył swoje zdjęcie, jak robił mi loda i jak moim potworem spuszczam mu się na twarz.

"Teraz mam wielkiego, ale... kocham już innego" - odpisał mu.

Odłożył komórkę i zaczęliśmy się długo oraz namiętnie całować.

8 komentarzy:

  1. I znowu to robisz, mieszasz sex z uczuciami tak mocnymi, że nie rozerwie ich żaden nawet największy kutas. Oto kolejne opowiadanie, którego sensem nie jest sex ale namiętność i czułość. Brawo, ponieważ znowu trafiłeś w sens gejowskiego jestestwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio za priorytet postawiłem sobie dodawanie wątków romantycznych. Więc cieszy mnie, że to się spodobało :)

      Usuń
  2. Mistrzostwo! Czekam na dalsze części z tego dzikiego miasta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Muscle growth. Marzę by mieć monstrualnego kutasa przy ogromnym umięśnionym cielsku. Być mega jurnym i mieć takiego kumpla. Żeby nie mieścić się w ubrania i móc chodzić z kutasem wywalonym na słońcu. mieć tylko gacie z jakiegoś prześcieradła i coś do zarzucenia jak chłodniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękne słowa, monster kutas to podstawa.

      Usuń
  4. Niby piękne, ale czyżby opowiadanie miało drugie dno ;)?... Główny znalazł miłość, ale jednak dopiero po tym, jak już miał wielkiego drąga ;PP

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, znalazł miłość po tym, jak miał wielkiego drąga - ale nie dzięki niemu :)

      Usuń

Ty też podziel się opinią na temat opowiadania!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

TOP 10 ROKU