Gdy rodzi się zakazana miłość, trzeba zadać sobie pytanie: ulec jej? Czy ją zabić? Historia o tym, jak jeden gest może wywrócić całe życie.
Wiecie, jakie to uczucie wygrać ogólnokrajowe zawody gimnastyczne? Po prostu zajebiste. I to mi się udało. Dokładnie na dzień przed moimi osiemnastymi urodzinami. Czułem, że cały świat należał do mnie. Że jestem niesamowity. Że wszystko mi się uda.
Bałem się tylko jednego: czy uda mi się znaleźć w życiu miłość?
Bo zwyciężać to jedno. Ale mieć to uczucie z kim dzielić, to drugie.
Poczułem to szczególnie mocno tamtego wieczoru tuż po zawodach - gdy wziąłem prysznic i padłem zmęczony na hotelowe łóżko. Było puste i obce.
I tak leżałem w półmroku, patrząc się w sufit, gdy nagle usłyszałem pukanie do drzwi.
Owinąłem się pospiesznie ręcznikiem i otworzyłem. Nie mogłem ukryć zdziwienia. Na progu stał mój najwspanialszy trener - Roman - facet, który od trzech lat prowadził mnie aż po dziś dzień, do zwycięstwa.
Trzymał schłodzoną butelkę Smirnoffa.
- Trzeba to uczcić, Krystian - oznajmił.
Nim przejdę do tego, jak potoczyły się wydarzenia tamtego dziwnego wieczoru - muszę Wam opowiedzieć kilka rzeczy o trenerze Romanie.
Zacznę od tego, że to najprzystojniejszy facet na świecie.
Gdy trzy lata temu dołączyłem do jego gimnastycznego kółka licealnego, po prostu nie mogłem oderwać od niego wzroku. To uosobienie absolutnej męskości w każdym calu. Bystre, czarne oczy, szeroka szczęka, lekki zarost i idealnie ułożona, krótka grzywka.
I powalająca postura - gibka, umięśniona, sprężysta. Zawsze schludny i pachnący, w doskonale dopasowanych, czarnych dresach Adidasa. Każda dziewczyna w szkole wbijała w niego maślany wzrok.
Mnie też oczarował od pierwszego kontaktu. Gdy tylko był obok, czułem, że mogę wszystko. Że moje życie znów nabiera głębszego sensu.
I choć początkowo gimnastyka w ogóle mnie nie jarała - jego obecność, opiekuńczość i zaangażowanie w treningi - były konkretnym argumentem za tym, by zostać. By starać się bardziej.
I tak też przez trzy lata piąłem się coraz wyżej - trenowałem, budowałem masę mięśniową, rozciągałem się, doskonaliłem swoje ruchy i zdobywałem kolejne wyróżnienia. Dostarczając sobie i trenerowi powodów do dumy.
Tak bardzo cieszyłem się, że był ze mnie dumny. Że przytulił mnie w deszczu confetti na rozdaniu medali. Że zrobiliśmy sobie razem tak uroczą fotkę, że wypaliła mi się w sercu od razu, gdy ją zobaczyłem na ekranie smartfona.
Nigdy nie widziałem go tak szczęśliwego. Tak pięknego.
Więc gdy stanął na progu mojego pokoju tamtego wieczora, puls skoczył mi jak szalony. I choć trochę krępowałem się, bo byłem tylko w ręczniku, po prostu nie mogłem go nie wpuścić.
- Co prawda osiemnastkę mam dopiero jutro...
Roman spojrzał na zegarek. Była 22:57.
- No tak. Dlatego napijemy się dopiero za godzinę i trzy minuty - odparł ze stanowczością i zaczął rozglądać się za kieliszkami.
Zasady były dla niego najważniejsze. To najbardziej szlachetny i zdyscyplinowany człowiek, jakiego znałem. I poza tym - naprawdę zapamiętał, kiedy mam urodziny. Byłem tym nieco zdziwiony.
Usiedliśmy na łóżku. Ja oparłem się o poduszki, on siedział na skraju.
- To, czego dokonałeś, przeszło do historii naszej szkoły i naszego miasteczka także - zaczął oficjalnym tonem. - Chciałbym ci podziękować za twój trud, za wysiłek, za to, co dziś osiągnąłeś. Jestem pewien, że dostaniesz także nagrodę dyrektora szkoły.
Zrobiło mi się nieco głupio.
- Panie trenerze... Dziękuję uprzejmie. Ale bez pana bym tego nie osiągnął. Więc to ja dziękuję za pana rady, wiedzę, za poświęcenie.
Widziałem, że się zaczerwienił. Pochylił głowę i uciekł wzrokiem gdzieś na podłogę.
- Daj spokój, chłopaku... To przede wszystkim twoja zasługa. Masz niesamowite warunki. Talent. Masz coś, czego ja nigdy nie miałem - patrzył na mnie z tlącą się w oczach fascynacją. - Proszę cię tylko o jedno. Żebyś tego nie zmarnował.
Boże, jak ja go lubiłem.
Gdy po rozwodzie rodziców płakałem w szatni, przyszedł, usiadł obok mnie i przytulił mnie bez słowa. Powiedział wtedy, że chłopacy też mogą płakać. I że powinienem się wypłakać. A potem powinienem iść na trening. Że to u niego zawsze się sprawdzało.
Przez te lata był dla mnie jak ojciec. Wspierał mnie. Czułem wokół siebie tę niewidzialną troskę i opiekę, którą mnie otaczał.
- Więc jakie plany dalej? - spytał. - Gdzie na studia?
- Myślę o AWF - odparłem. - Tutaj, w stolicy. Ale najpierw muszę skończyć szkołę.
- To już całkiem niedługo... - wyglądał, jakby posmutniał. - Ale będziemy jeszcze trenować, co?
Prychnąłem ze śmiechu. Nie wyobrażałem sobie przerwać treningów z nim.
- Z panem, panie trenerze... zawsze.
Uśmiechnął się, patrząc gdzieś w kąt pokoju.
- Gdy wrócimy do szkoły w poniedziałek, ja jak zawsze zjawię się o siódmej na sali. Pan jak zawsze przyjdzie w tym swoim czarnym dresie. I jak zawsze da mi pan wycisk.
- Przez te trzy lata tyle się wydarzyło... - zamyślił się. - Z chucherka zmieniłeś się w prawdziwego byka. Dziewczyny się za tobą oglądają.
I doszliśmy do tego tematu, który zawsze był dla mnie kłopotliwy. Z jednej strony nie chciałem się do niczego nikomu przyznawać. Żyliśmy przecież na zadupiu. Z drugiej... pomyślałem, że może byłoby dobrze, gdyby on się dowiedział. Jeśli przyjąłby to dobrze...
- Może i się oglądają.
- Ale...? - spytał ciekawskim tonem.
Chyba naprawdę chciał się coś dowiedzieć.
- Nie znalazła się jeszcze właściwa... osoba.
- Osoba... - zawiesił głos. - A ta cała... Monika?
Mówił o mojej najlepszej koleżance. Tylko jej przyznałem się. Tylko ona wie. W szkole jesteśmy nierozłączni. Musiał nas widzieć razem.
- Monika? Nie... Nie w moim typie - odparłem. - To tylko moja koleżanka.
Uśmiechnął się ciepło.
- Na pewno znajdziesz kogoś. Taki chłopak...
Zrobiło mi się miło. Że niby jestem taki przystojniak, że na pewno kogoś znajdę.
- A pan? Pan powinien sobie kogoś znaleźć w końcu.
Popatrzył na mnie i nagle zobaczyłem w jego oczach przez moment prawdziwą czarną jak smoła depresję. Aż pożałowałem, że poruszyłem tę kwestię.
- Ja już w swoim życiu przeżyłem wszystko, co miałem przeżyć. Także miłość. Taką... osobę... znajduje się raz. Na drugi raz nie ma już co liczyć.
Przestraszyłem się. Musiała się za tym kryć jakaś okropna historia. Nie śmiałem jej wyciągać na światło dzienne.
Wiedziałem, że od wielu lat był sam. Nie wiedziałem jednak, że był tak samotny.
Było to poza moim wyobrażeniem, że ktoś tak atrakcyjny, wciąż był sam. Musiało się za tym kryć coś głębszego.
Być może dlatego tak bardzo zaangażował się w treningi. Żeby każdego dnia odraczać jak najbardziej moment powrotu do pustego mieszkania. Żeby zabić ten smutek, który teraz wyzierał z jego oblicza.
Tak bardzo chciałem go wtedy pocieszyć.
Przytulić z całych sił, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Że jest fantastycznym mężczyzną i jeśli tylko kiedyś się otworzy, na pewno od razu znajdzie kogoś dla siebie.
Z takim facetem wystarczy jedna randka - a potem można przepaść w miłości.
Ale zabrakło mi cholernej odwagi, żeby przełamać tę niewidzialną ścianę formalności, która od zawsze stała na linii nauczyciel - uczeń.
Jedyne, na co się odważyłem, to położyć mu rękę na ramieniu. Poczułem jego ciepło i jakąś magiczną elektryczność.
Spojrzał na moją dłoń jak kochliwy, smutny pies, który dostał odrobinę uwagi i współczucia po latach życia w cieniu. Aż ścisnęło mnie w środku.
- A za rok odejdziesz i ty... - dodał. - Nie wiem, czy nie zamknę kółka.
- Dlaczego?
- Kogo mam trenować?
- Jest Bartek przecież. Jest Piotrek, jest Mateusz. Ostatnio przecież zrobił mega postępy.
Roman chwycił moją dłoń i położył ją na łóżku, przykrywając swoją.
- Choćby trenowali sto lat - westchnął - Tobie nie dorosną nawet do pięt.
Zatkało mnie. Kompletnie mnie zatkało.
- Na takiego chłopaka jak Ty już nie trafię.
Moje serce biło jak oszalałe. Oparłem się o ścianę. Widziałem, jak na mnie patrzył. Na moją twarz, na moje ciało.
- Boli mnie ramię po dzisiejszym skoku... Boję się, że do jutra nie będę mógł poruszać ręką.
Kłamałem. Chciałem tylko, by mnie dotknął. Choć raz... Choć na moment.
- Czy jest taka możliwość... żeby pan...
- Połóż się... - szepnął.
===================
Trzy lata po śmierci Jacka, wciąż trzymałem w szafie porysowany kask, który miał na głowie, gdy zdarzył się wypadek. I wciąż rozpaczliwie próbowałem nadać jakikolwiek sens swojemu życiu.
Wszyscy dookoła współczuli mi utraty kolegi.
Wiedzieli, że byliśmy blisko. Nie wiedzieli, jak bardzo.
Treningi. Ciągłe treningi - dzień w dzień, bez względu na wszystko. Katowałem się do nieprzytomności - byle tylko nie wracać do pustego mieszkania, do pustego łóżka.
Pamiętam tamten deszczowy dzień, gdy było tak szaro i tak ciemno, że myślałem już, że odejdę ze szkoły, albo nawet z tego świata. Czułem, że pękam. Że nie dam już rady.
Wtedy na sali pojawił się on.
Nie, nie wszedł tak po prostu. Wlał się do mojego świata, jak obłok ciepłego, miękkiego światła. Szczupły, wysoki, zagubiony chłopak o cudownej, rozkwitającej urodzie.
- Krystian - przedstawił się. I pierwszy raz poczułem, że warto było założyć to kółko gimnastyczne.
Zaczęliśmy treningi. Chłopak bardzo się angażował.
Przez prawie trzy lata rósł w moich oczach. Z chłopaka stawał się mężczyzną. Pięknym mężczyzną o pięknej duszy.
Wiedziałem, że mój zachwyt nim nie był właściwy. Że nauczyciel nie powinien tak patrzeć na uczniów. Ale to było silniejsze ode mnie. I choć musiałem to za wszelką cenę ukrywać - to nadawało to mojemu życiu to, czego szukałem.
Sens.
Tylko dla niego miałem siły co ranek wychodzić z łóżka i docierać do szkoły na siódmą. Tylko dla niego chciało mi się jeszcze żyć. Brać kolejny oddech zimnego powietrza, które otaczało mnie cały czas.
Gdy wygrał zawody krajowe, cieszyłem się - a jednocześnie byłem załamany.
Czułem, że coś się między nami skończy. Za rok zniknie z mojego życia. Wyjedzie gdzieś na studia. Zapomni o mnie. Będzie żył swoim życiem, pozna dziewczynę i założy z nią rodzinę.
Aż pewnego dnia wyśle mi radosną fotkę ze swoim dzieckiem w ramionach. Z żoną u boku. I że to będzie dzień, w którym będę chciał wybiec w deszcz gdzieś do lasu. I płakać tam, aż wypłaczę cały swój ból.
- Oddychaj, oddychaj - powtarzałem sobie, ilekroć przychodził na zajęcia i wlepiał we mnie te swoje słodkie oczy.
Jego dorastanie jednak nie pomagało mi. Stawał się coraz przystojniejszy, męski. Odkrywał urok, jaki miał w sobie. Było pewne, że za moment kogoś znajdzie. Że to wszystko skomplikuje. Ułożyłem sobie nawet plan, że gdy to się stanie - odejdę ze szkoły i wyjadę do Niemiec do brata.
Lepiej byłoby urwać to i zniszczyć resztki tych uczuć, niż katować się widokiem tego chłopaka.
Pamiętałem, kiedy miał urodziny. Wypadały dokładnie dzień po jego zwycięstwie. Byliśmy w hotelu. Pomyślałem, że to być może już ostatnia okazja, by z nim pobyć.
Wziąłem prysznic, ubrałem czystą koszulkę, popsikałem najlepszymi perfumami i poszedłem do niego z wódką. Pomyślałem, że chyba nie mam już nic do stracenia.
Gdy zobaczyłem go w samym ręczniku, zawahałem się. Bałem się, czy nie przekraczam jakiejś granicy. Jego umięśniona klatka piersiowa i cudowne bicepsy ociekały jeszcze wodą. Był oszałamiający, ponętny do szaleństwa.
Nie byłem pewien, czy będę w stanie ukryć, jak bardzo go podziwiam.
Gadaliśmy, było spokojnie i miło.
A gdy położył mi rękę na ramieniu, wyłem w środku ze szczęścia. A gdy zasugerował masaż... straciłem poczucie realności.
Gdy masowałem jego szerokie, umięśnione plecy, myślałem, że śnię. Ręce mi drżały. Miałem cichą nadzieję, że tylko udaje ból, żeby znaleźć pretekst, bym go pomasował. A potem wyciąłem sobie mentalny policzek - żeby otrzeźwieć i robić swoje. Żeby nie wypaść z roli trenera.
W pewnym momencie odwrócił się na plecy. Leżał przede mną prawie nago, owinięty tylko skąpym ręcznikiem. Był zjawiskowy.
- Jest 23:37 - powiedział. - Za chwilę będę pełnoletni.
Przełknąłem ślinę i wziąłem głęboki oddech. Zrobiłem się czerwony na twarzy i obawiałem się, że on to zauważył. Co by pomyślał o mnie ten chłopak, gdyby znał moje myśli. Moje prawdziwe uczucia.
- Życie zacznie się dla ciebie na nowo - odparłem. - Za moment będziesz sam już wybierał drogę. Będziesz mógł iść, dokąd chcesz. Spełniać swoje marzenia. Całe życie przed Tobą. Aż ci zazdroszczę.
- Mówi pan, jak stary dziad. Przepraszam. Ale jest pan jeszcze młody.
- Ja? - spytałem z niedowierzaniem. - Mam prawie czterdzieści lat.
- Przed panem też jeszcze kawał życia.
Miał rację. Ale to nie zmieniało faktu, że czułem się, jakbym przeżył już wszystko, co miałem do przeżycia.
- Pewnego dnia się pan zakocha - dodał. - I zapomni pan o tym wszystkim, co się zdarzyło. Założy pan szczęśliwą rodzinę. Choć w pewnym sensie już pan ją ma...
- To znaczy?
- Kiedyś myślałem, że jest pan dla mnie jak ojciec - powiedział. - Dziś wiem, że jest pan kimś więcej. Nikt nigdy tak mocno we mnie nie wierzył. Nie dawał takiego wsparcia. Dokądkolwiek pójdę, panie trenerze, będę o panu zawsze pamiętał... Zawsze.
Uczeń dziękuje swojemu nauczycielowi za poświęcenie - to tylko to, Roman, pamiętaj. To normalna sytuacja, tak się dzieje wszędzie, to nic nie znaczy - tłumaczyłem sobie. Robiło mi się coraz cieplej.
- To ciekawe... - powiedziałem. - Bo zawsze czułem, że ty jesteś dla mnie jak syn, którego nigdy nie miałem. Przez ostatnie trzy lata nie chciałem dla ciebie nic, prócz Twojego szczęścia.
- To było widać - odparł.
I wystraszyłem się, czy nie powiedziałem za dużo.
- To chyba dobrze...
- To bardzo dobrze - i spojrzał na zegarek z wyraźną niecierpliwością.
Otworzyłem wódkę i nalałem ją do kieliszków. Podałem mu, ale zastrzegłem:
- Jeszcze nie teraz, dzieciaku - zaśmiałem się. - Jeszcze parę minut.
- Proszę, może już wypijemy? Tak bardzo chcę być już dorosły.
- Nie! - odparłem stanowczo. - Nie będę odpowiadał za rozpijanie nieletnich.
Czas dłużył się niemiłosiernie. Jak wtedy, gdy człowiek jest bardzo głodny i każda sekunda na wyświetlaczu mikrofali trwa epokę. A jedzenie pachnie tak dobrze...
- Wie pan, co mnie cieszy? - spytał. - Że zacznę swoje dorosłe życie z panem. Nie z głupimi kolegami na osiemnastce, nie zapity gdzieś w klubie. Ale tutaj z panem. Z najlepszą osobą w moim życiu.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Zrobiło mi się strasznie głupio, ale też niesamowicie przyjemnie.
- Aż tak mnie lubisz? - spytałem.
- Uwielbiam pana.
I w tym momencie wybiła dwunasta. Nie czekał ani chwili. Wziął łyk wódki.
I pocałował mnie.
===================
W życiu popełnia się różne pomyłki. Niektóre małe, jak zakup dżemu wiśniowego zamiast truskawkowego.
I duże. Jak na przykład pocałowanie swojego nauczyciela.
Ten moment, gdy mnie od siebie odsuwał, trwał chyba milion lat. Patrzył na mnie przerażony. Może nawet wściekły. Zdezorientowany.
Czułem, jakby mi wyrwało wnętrzności. Miliony wspomnień z nim wyrywały się z krzykiem ze mnie. Tym jednym pocałunkiem postawiłem wszystko na jedną kartę. Cała nasza relacja zawisła na włosku.
Pomyślałem, że zwalę na alkohol. Na głupie hormony okresu dojrzewania. Na szał związany ze zwycięstwem.
Nakrzycz na mnie - pomyślałem. Zwyzywaj mnie. Wyśmiej. Ale proszę cię o jedno - nie odchodź...
- Muszę już iść... - odparł.
Wstał i skierował się ku wyjściu.
Myślałem, że umrę ze wstydu. Podbiegłem do niego, złapałem go za ramię.
- Przepraszam... - wyszeptałem. - Tak strasznie mi głupio. Odbiło mi coś...
Wyrwał ramię i trzasnął drzwiami.
===================
Idąc korytarzem, czułem, jakbym zostawiał za sobą stare życie. Chciało mi się wyć z rozpaczy, przerażenia. I trochę z radości.
To niedopuszczalne, żeby nauczyciel z uczniem... Jeszcze facet z chłopakiem... Co by pomyśleli rodzice. Nauczyciele. Dyrekcja. Całe miasto. Wszyscy zaraz by wszystko wiedzieli. Na Boga, co się stało?
Tym pocałunkiem sprawił i rozkosz, i ból.
Rozkosz, bo wiedziałem już, że też coś czuje. Że to nie były moje omamy.
Ból, bo wiedziałem, że nigdy o nim nie zapomnę.
Że będzie żyć we mnie na zawsze.
I jednocześnie nigdy nie będziemy mogli być razem. Że nigdy nasze uczucie nie rozkwitnie, bo jestem jego pieprzonym nauczycielem.
Nagle zatrzymałem się. I strzeliłem się w twarz.
Omamiłem chłopaka. Jest młody, głupi, nie zna życia. Nawet, jeśli jest... to co? Po prostu się zauroczył i jutro mu przejdzie. Trzymaj fason, Roman, do kurwy nędzy. Idź do siebie do pokoju, a jutro udawaj, że nic się nie zdarzyło.
Nie było tematu. Nie było.
===================
Naszło mnie dziwne przeczucie. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Nadal stał na korytarzu. Patrzył na mnie.
W ciszy i nadziei, że wyczuję, że wciąż tam jest. Że czeka. Że boi się zapukać.
W oczach mieniły mi się łzy. Moje serce złamało się w pół z hukiem.
Spytał, czy mu wybaczę. Spytałem, co takiego.
Rzucił mi się w ramiona i zaczął mnie namiętnie całować.
Ten moment trwał chyba dekadę. Jego usta były mięsiste, żywe, ciepłe. Pachniał bosko.
- To.
Zdjąłem jego koszulkę.
Miał najbardziej niesamowitą klatę, jaką tylko może mieć mężczyzna. Całowałem go po niej z nabożnością i podnieceniem tak wielkim, że niemal nie mogłem oddychać.
Czochrał moje włosy i szeptał coś pod nosem. Wycierał łzy i uśmiechał się.
- Co my robimy, Krystian? - spytał.
- To, co mogą robić dwaj dorośli faceci - odparłem.
Rozpiąłem jego rozporek. Ściągnął spodnie. Wylądowaliśmy w łóżku.
Nie wyobrażałem sobie, że kiedykolwiek będę obcował z tak obezwładniającą, potężną męskością. Że taki prezent da mi los na moje osiemnaste urodziny.
Pieścił moje ciało, całował po szyi. To nie mieściło się w głowie tak młodego chłopaka.
Chciałem już rozwinąć ręcznik, ale on położył dłoń na mojej.
- To Twój pierwszy raz?
Przytaknąłem.
Wstał i usiadł na skraju łóżka.
- W takim razie to wystarczy...
===================
Nie mogłem zbrukać tak niewinnego chłopaka. Jego decyzja o pierwszym razie powinna być przemyślana, roztropna. Nie może tego robić nagle, bo zdarzyła się jakaś okazja. Bo obłapia go jakiś stary zbok...
- Panie trenerze... - usiadł obok mnie. - Wiem, że powie pan, że jestem gówniarzem. Że może mi odbiło. Że jestem nierozsądny. Ale wiem jedno... Chcę się stać dziś dorosły. Z panem. Tylko z panem.
- Nie chcesz. Nie ze mną - odsunąłem się od niego kawałek. - Odbiło ci. Nie wiesz, co mówisz. Wciąż jest jeszcze szansa, żeby to odkręcić, rozumiesz?
- Nie umiałbym sobie wyobrazić lepszej osoby od pana. Od troskliwego trenera, który chce dla mnie tylko dobra. Od kogoś, kto jest mi tak bliski, jak pan... jak ty.
Przytulił się do mnie.
- Nauczył mnie pan tyle o moim ciele. Chcę nauczyć się więcej...
Spojrzałem na niego. Był nieskończenie pięknym zjawiskiem. Chciałem tylko upaść mu do kolan i czcić go. Kochać się z nim do rana.
===================
Od kiedy zobaczyłem pierwszego gejowskiego pornola, zastanawiałem się, jakie to uczucie, gdy obciąga przystojny, umięśniony facet. I wiecie co? Rzeczywistość przekroczyła moje oczekiwania milion razy.
Nie mogłem uwierzyć w to, co się działo.
W jednej chwili był moim trenerem, nauczycielem, niemożliwym do zdobycia posągiem odgrodzonym społecznymi normami i statusem. W drugiej - był już Romanem, cudownym kochankiem ze snów, a mój penis znikał w jego ustach, gdy on patrzył mi w oczy, upewniając się, czy jest mi dobrze.
Cieszyłem się, że tak łatwo pokonałem swój wstyd.
Czułem się podniecony tym, że jestem nagi w jego objęciach.
Dławił się moim penisem, walił go i wciąż pytał, czy jest mi dobrze. A ja wciąż przytakiwałem.
A potem znów zatonęliśmy w ekstatycznym kosmosie naszych ramion, pieściliśmy się czule, wybuchaliśmy wilgotną namiętnością, zbombardowaliśmy się wzajemnie milionem pocałunków.
Szeptał, jak bardzo mnie uwielbia. Że śnił o mnie po nocach. Że mnie wyśnił.
Czułem dokładnie to samo. Mówił to, co myślałem ja.
Tyle lat fantazjowania o nim. Tyle lat czekania i nadziei. Nie wiem, jakim cudem się powstrzymywaliśmy.
Zsunąłem mu bokserki.
O jego umięśniony brzuch uderzył cudowny kutas - porażający, animalny drąg. Oszalałem z radności. Pragnąłem się odwdzięczyć za przyjemność, jaką mi dał. Nie wiedziałem, jak się robi lody, więc przymierzałem się przez moment, próbując jakoś objąć tego drapieżnika.
Złapał mnie za ramię.
- Nie musisz - wyszeptał.
Połknąłem go i odleciałem. Był tak twardy, tak piękny, tak ciepły i smaczny... Oto pan trener odsłonił przede mną swoją ostatnią wielką tajemnicę. Najsłodszą ze wszystkich.
===================
Spytał mnie, czy może na mnie usiąść.
- Oj, Krystian, Krystian... - westchnąłem. - Życie to nie film porno. To byłoby dla Ciebie zbyt dużo, jak na pierwszy raz.
Wtedy napluł na mojego penisa, roztarł ślinę i usiadł na mnie okrakiem, przodem do mnie.
- Niech mnie pan trzyma, będę się nadziewał.
No tak, zapomniałem, że przecież jest gimnastykiem. Gotowym do ekstremalnego rozciągania.
Objąłem go czule i powiedziałem, że jeśli cokolwiek będzie nie tak, w każdej chwili może wstać i przerwać. Był jednak dzielny. Początkowo trochę go bolało, ale - jak stwierdził - moja bliskość dodała mu otuchy.
Pamiętam ten moment, gdy już na mnie siedział i patrzył na mnie.
To było jak sen na jawie - piękny młodzieniec nadziany na mnie swoją słodką do omdlenia pupą. Tak ciepły i ciasny w środku. Tak miły dla serca.
To był zaszczyt go rozdziewiczyć.
Zacząłem mu walić.
===================
Wypełnił mnie całego swoim urokiem i męskością. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że to będzie tak przyjemne. A gdy jeszcze zaczął mi walić - niepojęta rozkosz zaczęła się we mnie gromadzić.
Byłem mu taki wdzięczny za to, co mi dawał. Co ze mną robił. Nie umiałem wyobrazić sobie lepszego pierwszego razu.
===================
Ten przecudny, giętki chłopak skakał na mnie, po czym ukazał przede mną całe spektrum różnych pozycji, przegięć i naciągnięć. I jęczał.
Zszokowało mnie, jak szybko się otworzył i wczuł się w rolę kochanka. Wypinał swojego pięknego bata, naprężał go w mojej dłoni i patrzył na mnie z taką lubieżnością, że czułem, że za moment się spuszczę.
Ścisnął moją dłoń, którą go masturbowałem:
- Mocniej - szepnął. - Proszę nie przestawać. Chcę mieć z panem orgazm życia.
Ścisnąłem jak najmocniej i przyspieszyłem walenie. Niemal krzyczał z rozkoszy.
===================
- Dochodzi pan? - spytałem.
Przytaknął.
I tak, wtedy to poczułem. Boże, jaki on był piękny. Eksplodował we mnie bujną ilością spermy. Jęczał z przyjemności. I walił mi jak opętany. Dawał mi tyle rozkoszy, że myślałem że pęknę.
I wtedy ja wybuchłem.
Zrobiło mi się głupio, gdy zacząłem uderzać nasieniem w jego twarz, szyję i klatę. Ale nie byłem w stanie kontrolować rozbryzgu. Ogrom rozkoszy po prostu mnie rozniósł. Rozbryznąłem się milionami srebrnych kropel.
Spojrzałem mu w oczy. Cieszył się. Zlizywał mój nektar językiem z kącików ust.
===================
Wpompowałem w jego słodką pupę tyle słodu, że zaczął się wylewać. Każdy jego podskok wydawał odgłos plaśnięcia. Jednocześnie lał po mojej twarzy i klacie nabiałem. Strzelał jak szalony.
Miałem tego chłopaka wszędzie - we włosach, na twarzy, w ustach, na szyi i klacie. Ociekałem jego miłością.
- Kocham pana - wyszeptał mi.
- Ja ciebie też, Krystianku. Mów mi Romek.
Przytuliliśmy się do siebie cali mokrzy od potu i wydzielin. Zauroczyło mnie, jak bardzo jest mi oddany. Jak posłuszny, wierny, kochający całą swoją boską istotą.
Byłem już w nim zatracony to reszty.
===================
Kochaliśmy się całą noc.
Daliśmy sobie dawkę przyjemności, która wykraczała poza moje pojmowanie. To była podróż w inny świat - pełen intymnych uścisków, ospermionych pocałunków, żarliwych wyznań i słodkich komplementów, których nie mogliśmy przestać sobie prawić. Poznaliśmy swoje ciała dogłębnie, nasyciliśmy się swoimi zapachami.
Cudowny człowiek w każdym calu. Cudowny ciałem i umysłem.
Rano powiedziałem mu, że nie wyobrażam sobie już bez niego życia. Że nie obchodzi mnie, że jest moim nauczycielem. Jesteśmy dorośli, możemy robić, co chcemy.
- Wiesz, że nie możemy być razem... - wyszeptał ze łzami w oczach. - Nie w tym życiu. Nie w tym wcieleniu.
- Ale...
- Za dużo ryzykujemy. I Ty, i ja.
Załamałem się. Nie byłem w stanie nic odpowiedzieć.
Ale rozumiałem go. Ryzykował wszystkim. Pracą, reputacją, skandalem. A ja... nieprzyjemnościami w domu.
Gdyby ktoś się dowiedział, cały świat stanąłby nam na przeszkodzie.
Przytuliłem go mocno, żeby jak najlepiej zapamiętać jego ciało, jego zapach i ciepło, którym emanował. Był jak narkotyk, a ja wiedziałem, że czeka mnie odwyk..
===================
Odwiozłem go pod dom. Gdy miał już wysiadać, miał łzy w oczach.
- Nie wiem, jak dam radę - powiedział. - Oszaleję bez Ciebie.
Serce łamało mi się w drobny mak. Ale nic nie mogłem zrobić.
- Przecież będę obok Ciebie - odparłem.
- Tylko jako trener. Tak blisko, a tak daleko jednocześnie...
Otarł łzy. Pożegnaliśmy się.
- Do poniedziałku! - krzyknąłem za nim. Obrócił się i pomachał do mnie spod klatki schodowej.
Było już po zmroku. Jeździłem po całym pustym mieście bez celu i bez sensu, słuchając muzyki. Czasem to najlepsza terapia.
Nie mogłem przestać o nim myśleć. A przecież musiałem.
===================
W poniedziałek o siódmej byłem już na sali. Punktualnie jak zawsze. Wraz z Bartkiem i Piotrkiem, którym też wtedy wypadał trening.
Roman stanął w drzwiach i zbladł, gdy mnie zobaczył. Urwał szybko spojrzenie, zaglądając do notatek.
Chłopaki gadali między sobą. Podszedłem do niego. Chciałem coś powiedzieć. Że mi strasznie przykro...
- Rozgrzewkę już zrobiłeś? - spytał. - Jazda, panienki, na co czekacie! - krzyknął, a jego głos rozniósł się po sali echem.
Reszta zerwała się do biegania. Ja stałem i patrzyłem na niego. On udawał, że mnie nie widzi. Grzebał coś w komórce. Boże, jak to bolało.
Wtedy bzyknęła moja komórka, która leżała na parapecie sali.
"Musimy wytrzymać."
Odpisałem. Spytałem, jak długo. Nie odpisał nic.
Tydzień jakoś zleciał.
W piątek po szkole pożegnałem się z kumplami i szedłem w stronę domu. Słońce pięknie świeciło. Aż trudno było wytrzymać w kurtce, więc ją rozpiąłem.
Chwyciłem komórkę. Zero wiadomości. Ogarnął mnie smutek. Już miałem do niego dzwonić, gdy zobaczyłem jego auto zaparkowane na poboczu.
Zajrzałem do środka. Siedział tam.
Szyba opuściła się.
- Jedziemy na trening - oznajmił.
Wsiadłem.
Pędziliśmy gdzieś poza miasto.
- Dokąd?
Wiosenny wiatr czochrał nam włosy.
- Wynająłem apartament w górach. Z pięknym widokiem.
Uśmiechnąłem się. Nie mogłem się doczekać, aż znów zobaczę go nago. Mojego faceta, Romka. To brzmiało surrealistycznie. Czułem się tak szczęśliwy, tak bezpieczny z nim u swojego boku. Doświadczony, cudowny mężczyzna - teraz był już mój.
- Cały weekend. Wystarczy nam? - spytał.
- Z Tobą nie wystarczyłaby mi nawet cała wieczność.
- Nawet wieczność od czegoś musi się zacząć - uśmiechnął się.
To była najpiękniejsza zapowiedź cudownej epoki, która właśnie się zaczynała.
===================
Kochaliśmy się cały weekend do upadłego. Dzień i noc. Jak dwa szczeniaki, które nie mogą się sobą nacieszyć.
To niewiarygodne, do czego ten chłopak jest zdolny w łóżku. Jak niesamowity użytek robił ze swojego wygimnastykowanego ciała, by sprawić mi przyjemność.
Oddawał mi się tak pięknie, że płakałem z radości.
Pamiętam drugą noc. Patrzyłem, jak słodko śpi. Był nagi, niewinny, nieskazitelnie doskonały. Czułem, jak uczucia do niego rozsadzają mnie od środka.
- A więc taką miłość można znaleźć jeszcze raz... - wyszeptałem do siebie i pocałowałem go.
***
"Jesteś piękny, gdy dochodzisz"
gejowska nowela erotyczna
Peter trafia do redakcji męskiego czasopisma "Healthy Male". Tam poznaje super przystojnego i charyzmatycznego Damiana - redaktora naczelnego - w którym wszyscy się podkochują. W tym także najbliższy kolega Petera - Alan. Już pierwszego dnia przed młodym redaktorem rysują się kuszące perspektywy. Kto wygra wyścig o serce Damiana?
#romantyczne #trójąkt #anal #siłownia #mięśnie
Format: ebook (mobi, epub) oraz druk
38 stron A5 = ok. 40 minut czystej ekstazy czytania z WIELKIM finałem
Super że zacząłeś dodawać opowiadania bo jest co czytać i nie mogę się doczekać kolejnego. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńCieszy mi się mordka :*
UsuńA mam pytanie. Dlaczego nie dodajesz zdjęć w opowiadaniach tak jak na początku ?
UsuńPowodów jest kilka.
UsuńPrzede wszystkim - każde zdjęcie nieco odbiera Czytelnikowi jego własne wyobrażenia dot. tego, co się dzieje w opowiadaniu. Jeśli zdjęć nie ma - pozostaje większe pole do popisu dla wyobraźni.
Druga sprawa - bardzo ciężko jest znaleźć właściwą ilustrację, która w 100% odpowiada moim wyobrażeniom, które mam przed oczami, gdy piszę.
Niemniej jednak chodzi mi po głowie taka opcja, by dodać opowiadanie z właściwymi fotami. To byłby taki eksperyment, żeby sprawdzić, czy to wypali i Wam się spodoba.
Takie foty rozwiązywałyby wiele problemów, z którymi mierzę się jako autor. Np. opis wyglądu bohaterów. Jak wiesz, liczba postaci jest w moich opowiadaniach ogromna - i często opis w stylu "seksowny, słodki blondyn" to za mało - trzeba opisywać ich detale. A gdyby np. dodać zdjęcia bohaterów - nie pozostawiałoby to najmniejszej wątpliwości, jak bohater wygląda.
Kwestia otwarta. A co? Brakuje Ci fotek, orgia? :)
Tak brakuje mi fotek w szczególności takiego Oskara z Warsztatu Miłości. Ale spoko rozumiem cię i również jestem ciekaw jak wypali twój nowy pomysł na wstawianie zdjęć.
UsuńRomantyczne <3
OdpowiedzUsuńTaki był zamysł :)
UsuńObłęd opowiadanie masz dar człowieku pisz więcej a dobra książkę można wydać:-)
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ :) Bardzo miło mi to słyszeć :) :*
UsuńZajebiste 😈😈😚
OdpowiedzUsuń