Tamta siłownia to był inny świat.
Panteon półnagich, umięśnionych, stękających w męczarniach bóstw. Fluidy zachodzącego słońca przelewały się po ich spoconych klatach i bicepsach. Opary ich potu uderzały w twarz. Aż mrużyłem oczy z olśnienia i wilgoci.
Pamiętam, że gdy zobaczyłem go pierwszy raz, oniemiałem z zachwytu. I podniecenia.
Wyłonił się z tych mgieł potu niczym mityczny Zeus.