W końcu Cię dopadłem


Nim Andrzej ocknął się w tej ciemnej piwnicy – uwięziony w przedziwnej instalacji z krępujących go pasków – a do jego uszu dobiegł ciężki odgłos kroków, zdążył sobie przypomnieć, co działo się, nim stracił przytomność…

Pamiętał klasowe spotkanie.

Salwy śmiechu, złoty alkohol, starzy, dobrzy koledzy. I nagle pojawił się on – Filip – klasowa marna ciota, nieustające pośmiewisko całej szkoły średniej.

Zanim zdążył przywitać się z towarzystwem w asyście białego, szarmanckiego uśmiechu, wszyscy umilkli i skostnieli w głębokim zdumieniu, jak ten mizerny chudzielec z zapadłą klatką zdołał przeistoczyć się w tak pięknego, rozkwitającego samca, spod cienkiej koszulki którego ogłaszały się rzędy cudownych mięśni klatki piersiowej i wystrzeliwały dwa potężne ramiona.

Co ćwiczył? Co robił? Jak to możliwe, że spośród wszystkich chłopaków z klasy akurat on pysznił się teraz najbardziej samczą powierzchownością?

Filip szybko okazał się wyśmienitym rdzeniem tego towarzystwa – przełamując sprawnie uprzedzenia, czarując wszystkich swoją erudycją i towarzyskim obyciem, opowiadał wysmakowane dowcipy, częstował alkoholem i dobrym jedzeniem.

I wtedy właśnie Andrzejowi urwał się film.

Ogarnięty narastającą paniką zrozumiał nagle tragiczne przesłanie stęchłego chłodu, który lizał jego ścierpniętą skórę: nie ma na sobie żadnych ubrań.

I leży na plecach ponad metr nad podłogą – na dziwnym hamaku, który na dodatek krępował jego ruchy skórzanymi, czarnymi paskami owiniętymi wokół jego nadgarstków i goleni.

Nagle w snopie światła marnej lampy zmaterializował się Filip z całym swoim urokiem, jaki roztaczał wokół siebie.

Andrzej drgnął.

Czego kurwa chcesz? – warknął.

Filip, lekceważąc jego pytanie oraz dostojnie okrążając nagiego i bezbronnego Andrzeja, z pełnym spokojem mierzył i ważył go psychopatycznym wzrokiem:

Pamiętasz tamtego chłopaka, który w szkole wyznał ci miłość? 

Tak, ale…

Wierzył naiwnie, że odwzajemnisz swoje uczucia. Albo że chociaż zachowasz w tajemnicy jego sekret. A co ty zrobiłeś?

Andrzej patrzył na Filipa wzrokiem z mieszanką złości, błagań i przerażenia.

Przepraszam cię Filip… Nie wiedziałem…

Wtem Filip uderzył go w twarz płaską dłonią:

Jak to kurwa nie wiedziałeś?! Śmiali się ze mnie wszyscy, wyzywali, szydzili aż do mdłości, aż do niepoczytalności. Pedał, co wyznał miłość koledze. Koledze-homofobie. Wiesz co ja przeszedłem? Wiesz, kurwa, co przeszedłem?!

W jego oczach zamigotały łzy, które szybko wytarł.

Andrzej przez chwilę milczał, a wzrok wbił w kąt piwnicy.

Mam żonę i dzieci… – wyszeptał błagalnie, powoli łamiąc się wewnętrznie.

Szkoda, że mają takiego niegrzecznego tatusia.

Co teraz chcesz za mną zrobić?

Pomyślałem, że mógłbym cię zabić. Pokawałkować i wrzucić twoje marne szczątki do rzeki. Na to zasługujesz…

Andrzeja oblał zimny pot.

Filip nacisnął przycisk na ścianie, zza której zaczęło dobywać się buczenie tajemniczej maszynerii, a nogi Andrzeja zaczęły się rozjeżdżać w poziomie – odginane wbrew jego woli przez sznury i pasy.

Postanowiłem jednak, że ukarzę cię gorzej. Z tą skazą będziesz musiał żyć do końca swych dni. I jestem pewien, że nikomu nie piśniesz ani słówka…

Szybkim ruchem wyciągnął swoją pałę, która zszokowała Andrzeja monstrualnymi rozmiarami – wciąż ogromniejącymi z szalejącego podniecenia, które owładnęło Filipem. Wielka żołądź błysnęła świeżym śluzem i buchała bezgraniczną żądzą natychmiastowego homoseksualnego spełnienia.

Chyba nie chcesz…

Oj chcę – przerwał Filip. – Nie wiesz nawet, jak bardzo.

Wtem Andrzeja opętała zwierzęca furia – wybuchł obficie jadem soczystych wyzwisk, mrocznych, gorliwych i stężonych, wycelowanych wprost w Filipa.

Ten jednak zdawał się przyjmować je bez wzruszenia, wręcz cieszyć się nimi.

I nie przerywając swojej bezradnej ofierze tego traktatu czystej nienawiści, podszedł do niej i bez wahania, bez zbędnych ceregieli, bez gry wstępnej i uzgodnień, wepchnął jej boleśnie w odbyt całą długość swojego twardego już i wspaniałego męskiego narządu.

Och, jak miło! – podsumował Filip.

Andrzej jęknął z przeszywającego, zniewalającego bólu, który przestrzelił jego kroczę i klatkę piersiową, ale porzucił gorące bluzganie tylko na moment, by powrócić do niego ze zdwojoną energią.

Ty pedalski odpadzie, ty najtańsza dziwko męska, padlino człowieka… – sypał obelżywymi seriami.

Jednak Filip pogrążył się w rozkosznym ruchaniu z energicznością zajączka Duracell, nie bacząc na te żarliwe steki klątw i bluźnierstw, które wybuchały Andrzejowi w ustach jak petardy.

Filip był teraz w innym świecie.

Tyle lat marzyłem, żeby to zrobić – markotał z zamkniętymi oczami, czerpiąc za pomocą swojego potężnego penisa z tego gejowskiego aktu nierządu maksimum rozkoszy. – To jak jazda autostradą dwieście na godzinę.

Andrzej wciąż jednak wypruwał z siebie gorzkie salwy piekielnej wulgarności, która zalała już całą tą stęchłą, zapadłą piwnicę pedalską i zaczęła cieknąć szczelinami.

Buchał czystą nienawiścią, pluł w twarz Filipowi, wierzgał zawzięcie, nie mogąc przyjąć do świadomości tego, co dzieje się z jego ciałem – że oto rozgościł się w nim gej-wariat, gwałci go z gejowską dumą, rozpycha się chamsko w jego odbycie i czerpie z tego nieopisaną, psychopatyczną rozkosz.

Zabij mnie! – krzyknął Andrzej. – Wolę, żebyś mnie zabił, niż to robił!

Filip nagle zatrzymał się i w tajemniczym milczeniu spojrzał mu głęboko w oczy. Świat przystopował na chwilę.

Ten moment przeciągał się w nieskończoność, gdy tak zamarli obaj, połączeni tylko tym niezwykłym gejowskim fiutem, i patrzyli na siebie niemo, bez emocji.

Nagle twarz Filipa zrobiła się czerwona, pokryła kroplami potu a po ciele jego zaczęły przebiegać konwulsje. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, rozwarł usta i zaczął rytmicznie jęczeć, stękać, wyć, a szczelinami zatkanego odbytu Andrzeja zaczęły sączyć się strugi srebrnego nasienia. Tryskały pod ciśnieniem, lały się jak słodki syrop. Tłoczył w niego esencję swojej gejowskiej, wielkiej i niespełnionej miłości. Andrzej poczuł, jak wypełnia go ona, jak gejowskie ciepło wsiąka głęboko w jego ciało, zatruwa je zboczeniem, rozsadza i napiera na oburzone wnętrze.

To był koniec.

Andrzej zamilkł już na resztę tego wieczoru. Zasnął, stracił przytomność, było mu wszystko jedno, co się z nim teraz stanie. Przez moment pomyślał tylko, że lepiej byłoby skończyć w rzece w kawałkach.

***

Jego żona znalazła go pod drzwiami domu. Był zmarznięty i niedbale ubrany. Pomyślała, że znów przesadził z piciem. Obudziła go i wciągnęła jakoś do domu.

Co się wczoraj stało? – spytała, parząc mu herbatę, gdy on leżał na kanapie w pokoju.

Po prostu… Koleżeńskie wyrównanie rachunków...

10 komentarzy:

  1. hah moja wyobraźnia chyba pracuje jak należy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadanie ogień gratulacje dla twórczości ale mnie podniecilo ��

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha świetne opowiadanie. Czytałem je z uśmiechem na twarzy. :ppp

    OdpowiedzUsuń
  4. Super wspaniałe opowiadanie, sam bym chciał być bohaterem tego opowiadania. Ciekaw jestem jak się potoczyło dalej ?

    OdpowiedzUsuń
  5. o kuuurwaaaa...

    OdpowiedzUsuń

Ty też podziel się opinią na temat opowiadania!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

TOP 10 ROKU