Nie przepadałem nigdy za naszymi agencyjnymi Mikołajkami. Losowaliśmy, kto komu da prezent, a ja nigdy nie wiedziałem, co kupić. W tym roku jednak Mikołajki bardzo się udały. Bo wylosowałem Maćka – najprzystojniejszego copywritera w naszej agencji…
Ciepły kisiel w majtach – to właśnie miały wszystkie moje koleżanki z biura na widok Maćka.
Szalenie przystojny blondyn z rozczochraną czupryną, fascynująco i męsko zbudowany, szeroki w barach – przecząc swoją cudną konstrukcją cielesną wszelkim stereotypom cherlawego copywritera i suchych ludzi pióra.
Mówił, że siłka sprawia, że jest kreatywny. Jak pada na ryj – twierdził – wtedy nachodziły go najlepsze pomysły.
A trzeba przyznać, że miał do tego głowę.
To chyba jedyny powód, dla którego Tomasz – szef naszej agencji – jeszcze nie wywalił Maćka na zbitą dupę.
Wieczne spóźnienia, bezczelne kawały, fala bałaganu na jego biurku – spieniona pomiętymi kartkami wypełnionymi kolorowymi bazgrołami – a na jej szczycie surfował on – Wielki Senior Copywriter – mistrz oryginalnych kreacji, które potem zbierały najlepsze nagrody na festiwalach.
– Te teksty miały być na wczoraj! – krzyczał Tomek, poprawiając okulary, które z nerwów prawie mu spadły z nosa.
Na jego czoło wstępowały krople potu, gdy widział, jak Maciek – w przeciwsłonecznych okularach i kolorowych fatałaszkach kładzie nogi na swym biurku i popija kolorowego drinka.
– Ale po co ta spinoza? – pytał. – To nasz stały klient, nie ucieknie nam przez dzień spóźnienia.
Na słowa typu „spinoza”, „wyluzówka” czy „przesadyzm” – które często wypadały z ust naszego najbardziej kreatywnego copywritera – szef reagował alergią skórną i migotaniem komór.
Jednak Maciek dostawał zazwyczaj co najwyżej reprymendę.
Pewnego razu jednak Maciek zawalił duży projekt. A na drugi dzień przyszedł do pracy z niczym i do tego wiało od niego alkoholem. Tomek nie wytrzymał.
– Raz jeszcze taki numer i wylatujesz stąd! – wypalił mu prosto w twarz przy wszystkich i trzasnął drzwiami swojego biura.
Zapadła cisza.
Maciek podkulił ogon. Zdał sobie sprawę z powagi sytuacji.
Na drugi dzień przyszedł do pracy ubrany w szarą koszulę i eleganckie spodnie. Założył okulary i cały dzień pisał. Wszyscy byli zaskoczeni, trochę też chichotali po kątach.
I tak nadeszły agencyjne Mikołajki.
Biuro rozświetliło się migoczącymi kolorowymi lampkami, a zamiast choinki tradycyjnie w kącie zajarzyła się barwnie nasza biurowa palma – symbol naszej agencji (dobra, zdradzę Wam – nazywamy się „FacePalma – sprawdź co nam odbije”).
Pierwszego grudnia Tomek, jak co roku, wyskoczył z wielką kulą pełną papierków. Każdy losował, komu kupi coś na Mikołaja.
Patrzę na swoją kartkę – Maciek. Uśmiechnąłem się i spojrzałem na niego. A on stał z kartką i patrzył na mnie. Wtedy już podejrzewałem, że właśnie przeczytał moje imię. Spodobało mi się to.
– Proszę wszystkich, by pamiętali o prezentach – dodał szef. – To naprawdę ważne, żeby prezenty dostali w tym roku wszyscy, a nie jak rok temu… – groźnie zaakcentował, wbijając przerażające spojrzenie w Maćka.
Rok temu Maciek oczywiście zapomniał kupić prezentu. Baśka ryczała w kiblu godzinę. Za to sam dostał od koleżanek mnóstwo upominków. Domowe pierniczki w kształcie serduszka, małe choinki z szyszek czy rękawiczki na siłownię.
O tak, laski były nim obsikane.
Podniecało je to, że Maciek miał w dupie zasady. Był pewny siebie i bezpośredni.
Raz przespał się z Dominiką z działu obsługi klienta. Powiedział jej podobno wprost, żeby nie obiecywała sobie zbyt wiele po nim, ale to, czego może być pewna, to że będzie miała seks życia.
Czy miała?
Cóż, kobietom nie wypada się chwalić, ale oczywiście między sobą plotkują. Moja dobra koleżanka, która o mnie wie – Marcela – wybadała ją.
Ponoć Maciek ma kutasa po kolana – śmiała się. I jest gruby i staje z byle powodu. I ruchał ją podobno dwie godziny, mając po drodze kilka orgazmów.
Była oszołomiona jego samczą fizjologią. Ja też.
Teraz już wiecie, czemu moja fantazja erotyczna od rana była na dopalaczach.
Dzień przed Mikołajkami, po pracy, wybrałem się do galerii, żeby znaleźć coś dla Maćka. Przeszedłem sportowe sklepy, ale nic nie wpadło mi w oko. Właściwie wszystko już kiedyś dostał. A to suplement na mięśnie, a to zapas białka i tak dalej.
I gdy już miałem porzucić pomysł sportowego prezentu – mój wzrok przykuły idealnie skrojone sportowe spodenki.
Obcisłe, aerodynamiczne, wręcz orgiastyczne.
Oczami wyobraźni ujrzałem Maćka w tych spodenkach, jak jęczy na siłowni, wyciskając z siebie różne wydzieliny.
Och, wierzcie mi – cały płonąłem na myśl, że trzymam w rękach to, już niebawem wyląduje na jego pięknie rzeźbionym tyłku.
Na tych aksamitnych, twardych pośladach będących idealnym symbolem czystej siły i męskości.
Pijąc kawę w pobliskiej kawiarni i spoglądając na te spodenki, w najśmielszych i niekontrolowanych imaginacjach zapuszczałem się swoim mokrym językiem między te wielkie góry powabnego mięsa, którymi Maciek był tak pięknie obrośnięty.
Swoim gejowskim instynktem odnajdywałem na jego ciele te punkty, których wilgotna stymulacja sprawiałaby mu największą rozkosz – razem z nim ciesząc się z jego narastającej rozkoszy.
I przyrzekałem mu w myślach, że jeśli tylko dopuściłby mnie do siebie, to sprawię mu przyjemność większą niż jakakolwiek kobieta.
Kto jak kto, ale znam się na męskim ciele.
Niejednego już lizałem, niejedną pałę miałem w ustach. Jego penisem zająłbym się w wyjątkowy sposób. Miałem nawet gotowy program, punkt po punkcie, jak go lizać i ssać.
***
Nadeszły Mikołajki a wraz z nimi – spora niespodzianka.
Wszystkie prezenty znalazły się pod palemką. Ich błyszcząca góra pobudzała wyobraźnię wszystkich. Tomek rozdał prezenty, wyczytując imiona.
Baśka dostała szalik. Cóż za fantazja tajemniczego Mikołaja. Po agencji reklamowej spodziewałbym się więcej, ale Baśka była zadowolona – bo w końcu ktoś o niej pamiętał. Z przekąsem, teatralnym gestem i zmrużonymi oczyma zarzuciła go sobie na szyję, wbijając zimny wzrok w Maćka i odchodząc do swojego biurka.
Dominika dostała wielki notes. Fajny, taki skórzany, porządny. Takie lubię. A Marcela - bilet do kina.
Gdy Tomek wyczytał imię Maćka – wszyscy spostrzegli, że stoi w kącie i cały się poci. Już wiedziałem, co to oznacza. Zapomniał o moim prezencie!
– Mam nadzieję, że nikogo nikt nie pominął! – dodał na koniec Tomek i groźnie zmierzył wszystkich wzrokiem, wyraźnie szukając Maćka w tłumie.
Nie odezwałem się. Stałem z pustymi rekami i czułem się jak idiota.
Gdy wszyscy się rozeszli, szef podszedł do Maćka. Usłyszałem ich rozmowę. Chyba wszystko się wydało.
– Prezent dla niego – Maciek wskazał mnie palcem – jest tak wielki, że muszę mu go dać potem – próbował wybrnąć z opresji.
– Ciekawe… - Tomek podrapał się po brodzie, buchając chłodnym sceptycyzmem.
– Tak, właśnie idę mu go dać, o już – Maciek chwycił mnie za ramię i w rzekomym porozumieniu ze mną wyprowadził mnie z biura na korytarz.
– I pamiętaj o tym, że dziś masz zaproponować klientowi to nowe hasło! – Tomek dorzucił na koniec.
Nie muszę chyba dodawać, że poddałem się woli Maćka bez oporu.
– No chętnie zobaczę ten prezent – śmiałem się do niego, gdy już znaleźliśmy się na korytarzu.
Nagle wciągnął mnie do magazynku ze środkami czystości. Włączył światło i zamknął drzwi od środka.
– Rozpakuj go – powiedział z poważną miną.
– Jaja sobie robisz? – odparłem i zacząłem szarpać za klamkę. – Wypuść mnie stąd!
Maciek podszedł do mnie, położył mi swoją ciężką rękę na ramieniu i dodał aksamitnym tonem:
– Wiem, że go chcesz...
Zamarłem.
Zabrzmiało to tak elektryzująco, tak podniecająco rozkosznie i męsko, że nawet, gdybym nie był gejem i wcale go nie chciał, to po tym już bym chciał.
Po chwili zastanowienia jednak dodałem:
– Dobra... Ale najpierw go ładne zapakuj – wskazałem na prezent, który trzymał w ręku.
Otworzył opakowanie i ujrzał moje spodenki. Odwróciłem się i kazałem mu się przebrać. Gdy go ujrzałem w tych spodenkach... kolana mi zmiękły. Pięknie podkreślały jego cudowne formy - podrysowywały genitalia a pośladki.
Klęknąłem przed nim i zabrałem się za rozpakowywanie jego kutasa.
Spieszyłem się, ręce drżały mi z podniecenia, ale on położył na nich swoją ciepłą, męską dłoń:
– Spokojnie, mamy czas – dodał. – Naciesz się swoim prezentem.
Oszalałem z podniecenia, gdy zobaczyłem go na własne oczy.
Tak, jak obiecywała biurowa plotka – jego kutas był soczyście wielki, nabrzmiały a z jego pięknej rzeźby emanowała najczystsza męskość świata. Skóra zeszła gładko, odzierając twardą żołądź z resztek tajemnic.
Powąchałem go.
Pachniał owocami i świeżością wypranej pościeli. Był czysty i gotowy do przeżycia czegoś wielkiego. I choć jego właściciel przewracał nieco oczami, to jego penis wyrażał pełną chęć hedonistycznej zabawy zwieńczonej konkretnym wytryskiem.
Czułem w sercu, że właśnie rozmawiam z jego najgłębszymi pragnieniami.
Z duszą Maćka, która tak naprawdę musiała być genetycznie rzecz biorąc gejowska, choć on tego nie chciał przyznać. I duszę tą kontrolował sprawnie na obszarze całego swojego fantastycznego ciała, ale jego penis go zdradził.
Bo tylko gej może mieć pytonga tak chętnego i smacznego.
Tak, jak się spodziewałem, ogrom jego narządu wypełnił szczelnie moje gardło.
Stęknął a ja czułem, że mam teraz wielką i być może niepowtarzalną okazję się wykazać swoimi zdolnościami kopulacyjnymi.
Zacząłem go tarmosić na pełnym gejowskim głodzie.
Ssałem na pełnej kurwie tak, jak nigdy nikt dotąd nie ssał tego byczego fiuta. Pomyślałem, że wyssam z niego całe to durne zamiłowanie do kobiet i sprawię, że stanie się zaciekłym fanem koleżeńskiego szczodrego oralu męskiego – niegrzecznego, obślinionego i wybuchającym białymi salwami wrzącej spermy.
Przysiągłem sobie, że dam mu rozkosz życia. Złożyłem sam przed sobą śluby nieczystości – obiecując sobie głęboką penetrację i skrajnie silne wrażenia estetyczne.
Świat wokół nas przestał istnieć.
W pustych przestrzeniach tego fizjologicznego homoseksualnego kosmosu materializował się tylko jego szokująco wielki penis i moje rozgrzane wargi, które łapczywie zaciskały się wokół jego grubości – polerując czułą nawierzchnię intensywnie, gorąco i długo.
Pomimo, że Maciek próbował mi wymajaczyć, że już nie wytrzyma tak dużej przyjemności, ja go nie słyszałem – wydawał mi się tak odległy, jakby wysyłał do mnie nikłe sygnały swojej obecności w obcym układzie planetarnym.
I poddałem jego męskość zdecydowanemu siorbaniu, bezlitośnie i energicznie szorując spragnionym językiem jej najczulsze obszary.
Zapadłem się w swoim skupieniu tak bardzo, że nawet nie zauważyłem, jak począł mnie karmić swoimi słodkimi do omdlenia wydzielinami.
Ściekały mi kątami ust, łaskocząco spływając po szyi, a ja molestowałem go nadal – aż do jego ostatecznej kapitulacji, do bezdechu i wyczerpania zapasów nasienia.
A trzeba przyznać, że był hojny w swej wylewności – nie wahał się wpompować we mnie objętości mojego drugiego śniadania, jęcząc i sapiąc jak potężny, umęczony koń.
Było pysznie i zdrowo.
Tryskał jak fontanna, łapiąc się za półki w magazynku, by nie upaść, i mrużąc oczy z „przesadyzmu” rozkoszy. Dyszał, jakby ta przyjemność wymknęła mu się spod kontroli i zaskoczyła go swoim boskim natężeniem.
– Kurwa… mam genialny pomysł na to hasło… - wysapał zmęczony. Uśmiechnąłem się.
Gdy wytarłem usta, podziękowałem za ten pyszny prezent.
– Nie ma problemu – odparł. – A ja dzięki za inspirację.
Na korytarzu zaczepił nas szef:
– I co? Dostałeś ten „wielki prezent”? – zapytał z niedowierzaniem.
Uśmiechnąłem się i odparłem, że tak.
– I naprawdę był wieeelki – popatrzyłem na Maćka, który delikatnie się uśmiechnął.
Rozeszliśmy się do swoich zadań. A parę godzin moja komórka obiecująco pipnęła mi w kieszeni:
„Nowe hasło bardzo się spodobało. Mam nadzieję, że za rok znów Cię wylosuję. Maciek.”
– Czyżbyś przez cały najbliższy rok nie potrzebował żadnych nowych inspiracji? – zapytałem go w odpowiedzi…
Haha teraz inaczej patrzę na ludzi w mojej korpo :D Genialne!
OdpowiedzUsuńKiedy cos nowego?
OdpowiedzUsuńTo już ponad 2 miesiące od ostatniego wpisu.
OdpowiedzUsuńOd dawna nic nowego nie było. Coś się dzieje? Brak pomysłów albo czasu? Czy być może problemy prywatne? Przepraszam, że zwracam się na "Ty" drogi adminie ale jednak brakuje mi i myślę, że nam - społeczności jaka tutaj jest, kolejnych niesamowitych opowieści. :)
OdpowiedzUsuńKiedy kolejne?
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję Wam za zapytania - pragnę Was przeprosić za to milczenie, obiecując wkrótce poprawę. Niestety między mną a tym blogiem stoi makabryczny brak czasu - a też wiem, że nie ma sensu cisnąć się "na siłę" z opowiadaniami, bo cierpi na tym jakość. Na pisarstwo niestety trzeba mieć sporo wolnego czasu! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że znajdziesz czas i napiszesz coś nowego.
OdpowiedzUsuńFajne opo. Ciekawie piszesz. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńEkstra historia!
OdpowiedzUsuńFajnie byłoby przeżyć taką...
Zapraszam też do mnie ;)
http://m-oralny.blogspot.com/
Połowa wakacji już za nami a tutaj mikołajki mają się całkiem dobrze...
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że jednak blog umarł.
OdpowiedzUsuń